[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uratowaliście mi przecież życie& Ale nie tylko dlatego proponuję wam gościnę
w moim domu.
Rozumiem powiedziała Babette.
I rzeczywiście, rozumiała. Rozumiała, że on ma na myśli to, że darzy ją uczuciem
jako kobietę, którą chce poślubić. Jej serce zaczęło bić mocno, bo przyszło jej na
myśl, że może się pobiorą jeszcze przed jego wyjazdem.
Dziękuję wam, panie dodała, a Alice spiorunowała ją wzrokiem.
Poślę wiadomość do Oksfordu oznajmiła szwagierka Babette. I wyjadę, skoro
tylko John po mnie przyjedzie. A ty& jeżeli zostaniesz, odetniesz się na zawsze od
swojej rodziny.
Proszę cię, Alice, nie gniewaj się na mnie powiedziała Babette. Ja nie chcę
się z tobą poróżnić. Darzę uczuciem i ciebie, i dziecko, i Johna. Wiesz, że tak jest.
Gdybyś darzyła mnie uczuciem, pojechałabyś teraz do Oksfordu odparła Alice
z uporem.
Babette odwróciła głowę urażona. Nie rozumiała, jak Alice może się tak
zachowywać. Przecież bez pomocy kapitana Colby ego ich podróż mogła się
zakończyć fatalnie. W okolicy grasowali ci złoczyńcy, którzy spalili dwór. A złoto
i klejnoty, które Babette miała w swoim zawiniątku, były wszystkim, co pozostało
z ich rodowej fortuny. Gdyby zostały zrabowane, zostaliby z niczym.
Gdy tak stała pogrążona w myślach, podszedł do niej Ned i zapytał:
Czy mogę wyjechać stąd razem z wami, pani? Po tym pożarze zostałem bez
dachu nad głową i żyję na łasce dobrych ludzi.
Tak, oczywiście odrzekła Babette. Możesz jechać z nami. Czy są jeszcze
jacyś inni słudzy?
Nie, panno Babette. Młode służące wróciły do swoich domów, a mężczyzni
poszli na wojnę. To dlatego nie mogliśmy się obronić. Zostałem w domu tylko ja
z trzema kobietami.
Babette zmarszczyła brwi. Pomyślała bowiem, że John powinien był zostawić tu
sprawdzonych ludzi. Co najmniej sześciu uzbrojonych i wiernych mu jako swojemu
panu. Gdyby tak zrobił, ludzie ci obroniliby się, a Alice miałaby teraz gdzie zostać,
jeśli taka byłaby jej wola.
Babette nie czuła już, że jej obowiązkiem jest opiekować się Alice. Dowiodła, że
potrafi samodzielnie podejmować decyzje. Pojedzie z Babette i kapitanem Colbym
do jego domu, bo w tej chwili nie ma innego wyboru, a wyjedzie stamtąd, gdy tylko
będzie to możliwe.
Ruszyli w drogę pół godziny pózniej, gdy nakarmili i napoili konie, i gdy sami zjedli
posiłek złożony z tego, co Ned zakupił dla nich w pobliskim gospodarstwie. Babette
zauważyła, że Alice przed wyruszeniem rozmawia z jedną z wieśniaczek; że mówi
coś do niej konspiracyjnym szeptem, i pomyślała, że szwagierka zostawia
wiadomość dla Johna na wypadek, gdyby ten się tutaj zjawił.
Nie winiła Alice za to, że chce się ona za wszelką cenę skontaktować z mężem,
lecz nie rozumiała, dlaczego nie potrafi ona okazywać wdzięczności za opiekę, jaką
jej zaproponowano. Rozmyślając nad losem Johna i Alice, którzy stracili zamek,
a teraz także i dwór, martwiła się o nich. Jej własna przyszłość też była wciąż
niepewna, choć James zamierzał uczynić ją swoją żoną. Westchnęła, spoglądając na
jego plecy i wyczuwając w nim dumę i siłę. Uśmiechnęła się uśmiechem osoby
szczęśliwej, która cieszy się z tego, co oferuje jej chwila.
Co sądzicie o moim majątku, pani? zapytał James, pomagając jej zsiąść
z konia. Sądzicie, że znajdziecie tu szczęście?
Tak odrzekła i uśmiechnęła się, myśląc o kwitnących gospodarstwach, które
minęli po drodze, a także o lasach pełnych ptactwa i łownej zwierzyny. Bardzo mi
się tu podoba.
Stali teraz przed dworem, który okazał się dużo większy niż dwór w Brevington
i otoczony fosą, jakiej w Brevington nie było. Zbudowany został z jasnożółtego
kamienia, dach miał z szarego łupku, a okna wysokie i wąskie, z drobnymi,
oprawnymi w ołów szybkami. Po jednej jego ścianie pięła się bujna glicynia
obsypana liliowym kwieciem o odurzającym zapachu. Dom miał trzy kondygnacje,
jego front ozdobiony był kolumnami; miał też werandę z piękną balustradą, przy
której rosły krzewy róż obsypane o tej porze roku jeszcze nierozkwitłymi pąkami.
Babette pomyślała, że w pełni lata będą wyglądały przepięknie.
Nie mogła się doczekać, kiedy wejdzie do środka, a gdy już tam się znalazła
i spojrzała na ściany wyłożone boazerią ze złocistego dębu, wydała okrzyk podziwu.
Zachwyciły ją kamienne posadzki przykryte wzorzystymi wielobarwnymi dywanami,
a także wiszące na ścianach obrazy i lustra oprawne w misternie rzezbione ramy.
Meble były wykonane przeważnie z angielskiego dębu, jeżeli nie liczyć kilku sztuk,
prawdopodobnie holenderskich, zrobionych z orzecha. W wielkiej sieni znajdował
się ogromny kredens, w którym ustawiono cynową i srebrną zastawę, jak również
kilka mis z alabastru oraz jaspisu. Były tu też misternie rzezbione ozdobne
drobiazgi ze steatytu, pochodzące z dalekich Chin, a także przepiękne kielichy
z weneckiego szkła oraz kilka rzezbionych półek, na których ustawiono książki,
ramki do haftu i instrumenty muzyczne. Wszędzie pachniało lawendą.
To dom urządzony z miłością, pomyślała, prawdopodobnie z myślą o Jane.
Uświadomiwszy to sobie, poczuła ukłucie zazdrości w sercu. James musiał bardzo
ją kochać, skoro ta miłość skłoniła go do zgromadzenia tylu pięknych przedmiotów.
Czy pokocha mnie kiedykolwiek równie mocno? zadała sobie pytanie w duchu.
Na chwilę opadły ją wątpliwości. Kiedy jednak przekonała się, jak James na nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]