[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Katarzyna. Słowem nie pochwaliła Franciszki, ale z chęcią opowiadała w innych dworach, w
jaki sposób przygotowywano nowości.
- Trzeba iść z postępem - mówiła. - Nasza praktykantka, Klementyna Hoffmann,
wiele nauczyła się w Kalinówce, ale i sama zostawiła moc różnych przepisów. W Wielkim
Księstwie Poznańskim rolnictwo stoi na wysokim poziomie.
Franciszka nie domagała się pochwał od matki męża. Wystarczało jej zadowolenie
gości, a wszyscy jedli ochoczo i wychwalali smaki i zapachy.
- W przyszłym roku musimy zrobić tego jeszcze więcej - planował Michał
Kalinowski. - Zostawię ci zupełnie wolną rękę. Nawet i pieniądze znajdę, tylko zaplanuj, co i
w jakim miesiącu potrzebujesz, żebym wiedział z wyprzedzeniem.
On sam, wraz z Ignasiem, pilnował owocowych nalewek i wina z porzeczek, które
tego roku udało się nad podziw dobrze. Było też co opijać. Podsumowanie rocznych
dochodów z Kalinówki wypadło bardzo dobrze, choć plony zbierano z majątku okrojonego o
jedną czwartą z powodu sprzedaży gruntów należących bezpośrednio do pani Katarzyny. Pan
Michał miał więc powody do radości.
- Chodz tu do mnie, chodz... - mruczał do Franciszki, zadowolony, podchmielony i
opity powodzeniem. - Ucieszmy się razem z tak dobrego roku...
Jedna tylko Wacia Potocka miała o tym wszystkim zdanie odrębne.
- Niedługo będzie wojna - powtarzała. - Jak się tak wszystko dobrze układa, to zaraz
musi zdarzyć się nieszczęście.
***
Popsute jeszcze jesienią stosunki Kalinówki z księdzem Miodyńskim uległy naprawie
dopiero z początkiem nowego roku.
Proboszcz zabłudowski z dnia na dzień przestał bywać w odwiedzinach i nawet na
święta Bożego Narodzenia nie przyjechał. Pani Katarzyna przez szereg tygodni nie pojechała
na mszę do kościoła, demonstrując wobec duchownego nagłą niechęć.
O jej powodach wiedział tylko Michał Kalinowski, dotyczyła interesów, w jakie
ksiądz Miodyński zaplątał Kalinowskich poprzez swojego siostrzeńca.
Pan Michał posłał wprawdzie ryby ze swojego stawu na wigilię do Zabłudowa, ale
przekazał je przez posłańca. Proboszcz chwalił i cieszył się, że pochodzą z chrześcijańskiego
chowu, ale nie miał odwagi pokazać się w Kalinówce, zwłaszcza, że bezpośredniego
zaproszenia nie otrzymał.
Dopiero na początku stycznia, gdy ruszył z kolędą po wioskach, zajechał i tutaj. Było
nieco śniegu, ksiądz Miodyński przyjechał saniami, okutany w kożuch i barankową czapkę.
Zawsze wesoły i przyjaznie nastawiony, gdyż gustował w życiu towarzyskim, był teraz
bardzo poważny, z nikim nie chciał gadać.
- Rozmówić się przeważnie przyjechałem - oznajmił, wysiadając z sań i stając przed
gankiem, ale nie wchodząc po stopniach. - Zapytaj, dziecko, czy starsza pani zechce mówić
ze starym kapłanem, co przyjechał przeważnie prosić o wybaczenie.
Franciszka, zaskoczona zachowaniem proboszcza, nie miała odwagi iść sama do
teściowej, musiałaby bowiem wywołać ją z jej pokoju, a tego chciała uniknąć. Na szczęście
pan Michał także zauważył gościa i wyszedł na ganek, aby go powitać.
- Niech będzie pochwalony - ukłonił się oszczędnie. - To miło, że ksiądz o nas nie
zapomniał.
Ksiądz Miodyński wzniósł oczy do nieba.
- Zapomnieć miałbym? Po tym, co ja wam przeważnie... Czy możesz, panie Michale,
powiedzieć matce, że na rozmowę czeka tu jej uniżony sługa.
Pan Kalinowski szerokim gestem otworzył drzwi.
- Zapraszam do domu.
Ale ksiądz Miodyński pokręcił głową.
- Nie przed rozmową z twoją przeważnie szanowną matką, panie Kalinowski.
Pan Michał zrozumiał, że sprawa jest poważna i poszedł zawiadomić o wizycie panią
Katarzynę.
Starsza pani siedziała w swoim pokoju, opatulona w pled przed chłodem i nie miała
ochoty wychodzić na zewnątrz.
- Coś mi zimno - mruknęła z niezadowoleniem. - Niech Wacia poda kieliszek
nalewki.
Panna Potocka pobiegła do stołowego, z kluczem do szafki gdzie trzymano alkohole,
tam spotkała Kalinowskiego.
- Starsza pani niezdrowa - oznajmiła panna Wacia. - Kazała wiśniówki podać.
- Mam lepsze lekarstwo - pan Michał odebrał jej klucz, po czym udał się do pokoju
matki.
- Proboszcz przyjechał - powiadomił. - Koniecznie chce mówić z mamą.
- Teraz? - skrzywiła się starsza pani. - Zapomniał, że jestem na niego pogniewana?
Nie chcę go widzieć, tutaj się pomodlę.
- Ale on przyjechał z gałązką oliwną - przekonywał Kalinowski. - Może już dosyć
będzie tego boczenia się, nie uważa mama? Co się stało, to się nie odstanie.
- Nie wyjdę - upierała się starsza pani. - Za to, co mi zrobił, sto lat będzie przepraszał.
Pan Michał zamierzał jednak załagodzić konflikt.
- Proboszcz powiedział, że musi z mamą mówić
- przypomniał stanowczym tonem. - Albo więc mama wyjdzie, albo zaraz go do
mamy sprowadzę.
- Tutaj? - oburzyła się pani Katarzyna. - Nie odważysz się!
- Oczywiście, że się odważę - zakończył syn i poszedł do proboszcza.
Ksiądz Miodyński nadal czekał przed gankiem.
- Nie chce mnie widzieć, co? - spytał domyślnie. - Przeważnie to się i nie dziwię...
Pan Michał gestem zaprosił do domu.
- Niech proboszcz nie stoi na mrozie - poprosił. - Co ludzie powiedzą o mojej
gościnności?
Ksiądz Miodyński wszedł na ganek, otrzepał ze śniegu obuwie. Zza drzwi wyjrzała
panna Potocka.
- Starsza pani czeka.
Proboszcz uśmiechnął się. Zanim wszedł do sieni i energicznym ruchem zrzucił
kożuch, przeżegnał się ukradkiem.
- Na wszelki wypadek - mruknął na pytające spojrzenie gospodarza.
Rozmawiał ze starszą panią bez świadków.
- Przyjechałem przeprosić - zaczął ksiądz Miodyński. - Ale na przeproszenie nie tylko
puste słowa przywiozłem. Odzyskałem przeważnie wszystkie pieniądze, co do kopiejki. Leżą
w banku, ale w każdej chwili można je wyjąć. Wystarczy, przeważnie powiedzieć, albo i do
Zabłudowa przyjechać.
- Jakim sposobem proboszcz je odzyskał? -- spytała pani Kalinowska z
niedowierzaniem.
Duchowny uśmiechnął się skromnie.
- Na przeproszenie - powtórzył. - Serce mnie boli, że tak przeważnie się popsuło
miedzy księdzem a dobrymi parafianami. Przyjechałem o wybaczenie prosić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]