[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Cieszę się, że się ze mną zgadzasz.
 Muszę Ci się do czegoś przyznać.
 Zamordowałaś kogoś?
 Nie... to o Ciebie chodzi.
 Chcesz mnie zamordować?
 Nie... chcę poznać Twój głos.
 Mój głos... hm... nie wiem co powiedzieć.
 Nie musimy się przy tym widzieć, prawda?
 Tak.
 Wystarczy głos?
 Tak.
 Na przykład w słuchawce telefonu?
 Tak. Na przykład.
 Potrzebujemy numerów telefonów?
 513915825... to mój numer. Podasz mi swój, Brunonku?
 Dałaś mi swój. Nie wypada mi chyba teraz odmówić, prawda?
 Prawda.
 501127832
 Dziękuję. Ale wiesz co... My Darling  użyła tego określenia po raz pierwszy, po raz pierw-
szy niezrozumiały i po raz pierwszy wprowadzając w ich relacje kod. Kod tylko dwóch ludzi. 
Obiecajmy sobie jednak, że na razie nie biedziemy tych numerów wykorzystywać.
 Wykorzystywać?
 Tak, do porozumienia głosowego. Rozumiemy się?
 Rozumiemy się.
 Więc mamy sobie nasze numery i możemy do sobie czasem napisać sms, ale nie dzwonimy
do siebie?
 Tak, dokładnie tak, Mój Drogi. Ale wiesz co?
www.e-bookowo.pl
Aleksander Sowa: Jeszcze jeden dzień w raju | 14
 Co?
 Ja nadal chcę poznać Twój głos.
Mężczyznę sprzed monitora wyrwał kolejny tego dnia telefon. Zanim odebrał zdążył jeszcze
przesłać jej emotka wskazującego, że będzie rozmawiał przez telefon, po czym odebrał.
 Trans Expres, słucham?
Uderzyła go chwila ciszy, w której zobaczył na ekranie pojawiającą się od niej wiadomość:
 Wiem.
Po chwil usłyszał w słuchawce po raz pierwszy jej głos.
 A więc to Twój głos.
Zaskoczony i zbity z tropu, słysząc jej głos po raz pierwszy i niespodziewanie, odpowiedział
jej:
 Tak, teraz już znamy swoje głosy.
 Wiesz... mogłam w każdej chwili zadzwonić do Ciebie. Przecież znam numer do Twojego
biura.
 Tak masz racę... hm... myślisz, że ja numeru do Twojego biura nie znam?
www.e-bookowo.pl
Aleksander Sowa: Jeszcze jeden dzień w raju | 15
24.
Była jak kot. Kiedy go zawołasz, zwykle nie przychodzi do Ciebie. Zanotuję, że go chcesz, ale
dopiero kiedy i on zechce  przyjdzie do Ciebie. Była właśnie taka sama. Sobotnie ciepłe, wio-
senne przedpołudnie atrakcyjnie zapraszało ciepłymi promieniami słońca, świeżą zielenią liści
i trawników. Ulice zapełniły się od przechodniów. Miasto staje się w porannym rytmie rzeką
ludzkich głów, płynie kolorem samochodowych blach. Wstała pózno, a w każdym razie pózniej
niż zwykle. Dziś do pracy nie szła, w pracy był Bruno. Ktoś musi pracować, aby mógł nie praco-
wać ktoś, pomyślała uśmiechając się do swoich myśli. Zaparzyła kawę, włączyła radio i zaczęła
powolutku pić. Po chwili stała już przy lustrze i ze zmrużonymi jak u francuskiego malarza ocza-
mi oceniając swój aktualny wygląd. Po pół godzinie zaakceptowała go. Następne dziesięć minut
zajęło jej stanie w samych tylko białych stringach i tak samo białym staniku i wyszukiwanie su-
kienki... odpowiedniej sukienki na dzisiejszy dzień. Spojrzała za okno, było ciepło. Ostatni rzut
oka na zegarek i w chwilę potem padł ostateczny wybór. Po kilku minutach wybiegła na ulicę
w lekkiej, czerwonej sukience. Weszła do biura, ciche teraz pomieszczenia, w których zawsze jest
głośno sprawiły, że poczuła coś, jakby smak zakazanego owocu chociaż przecież przychodziła tu
już wcześniej w soboty, albo póznym wieczorem i nawet przestała się przejmować wymownymi
spojrzeniami nocnych stróży. W pomieszczeniu panował zaduch. Otworzyła okno. Poczuła
ożywcze powietrze, na monitorze wyświetlił się pulpit. Nagle uświadomiła sobie, że stwardniały
jej sutki. Uśmiechnęła się do siebie, prawie w to nie wierząc, po czym usiadła przed klawiaturą.
Poczekała do pełnego uruchomienia się Xp i na połączenie z Internetem. Po chwili szare, niedo-
stępne słoneczka symbolizujące użytkowników jej komunikatora ożyły. Ją jednak interesowało
tylko to jedno. Paliło się. Bruno był dostępny. Odsunęła krzesło od biurka. Zdjęła buty, bez uży-
cia rąk, samymi tylko stopami. Ustawiła zdjęcie Bruna jako tło pulpitu i położyła bose stopy na
burku. Patrzyła i myślała. Rozłożyła nogi, szeroko rozstawiając stopy i wsunęła swoją dłoń
w bieliznę.
www.e-bookowo.pl
Aleksander Sowa: Jeszcze jeden dzień w raju | 16
Epitafium
W chwili, kiedy piszę te słowa minęły już niemal trzy lata od ukończenia pracy nad tą powie-
ścią. Przeszło trzydzieści miesięcy temu nie widziałem konieczności pisania jakiegokolwiek po-
słowa. Teraz jest ono jednak w moim odczuciu niezbędne. Głównie dlatego, że masz przed sobą
drugie, nieco zmienione wydanie tej historii.
W pierwszym wydaniu autor pojawia się jako Artur Szuc. To największa zmiana, choć są rzecz
jasna i inne, to mają tylko trzeciorzędne znacznie. Oczywiście pod tym pseudonimem ukryła się
moja skromna pisarska tożsamość. Powodem, dla którego kryłem się za kurtyną innego nazwiska
był fakt, że historia zawarta na stronach tej powieści jest w nieprzyzwoicie dużym stopniu praw-
dziwa. A w kwietniu 2007 roku pamięć o tamtych dniach była jeszcze zbyt świeża, by brukać ją
gęsim piórem i atramentem pod własnym nazwiskiem. Teraz wszystko jest inne&
Owszem, mogłem powstrzymać się od pisania. Lecz napisanie tej książki  dziś widzę to z da-
lekiej perspektywy minionego czasu  zapewne uchroniło mnie od upadku w bezkresne czeluści
obłędu. Bruno, Malwina i Beatka to bowiem ogromnie ważna część mojego życia. To cześć mnie
samego. I choć dzisiaj jest ona już martwa jak oni, to dzięki tej książce na zawsze zachowam
o nich jak najlepsze wspomnienie.
A tamte dni nie utoną w morzu zapomnienia.
www.e-bookowo.pl
Aleksander Sowa: Jeszcze jeden dzień w raju | 17
Patronat medialny
www.e-bookowo.pl
Aleksander Sowa: Jeszcze jeden dzień w raju | 18
www.e-bookowo.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl