[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nia.
Ojciec Dominik zamrugał nerwowo.
- Sugerujesz, że ktoś obluzował śruby, przewidując, że sa-
mochód uderzy w barierę. Czy tak, Jesse?
Jesse skinął głową. Zrozumiałam, do czego zmierza, ale do-
piero po dłuższej chwili.
- Zaraz, zaraz, chcesz powiedzieć, że Michael specjalnie ob-
luzował śruby na tym odcinku, tak żeby Josh i reszta spadli
z urwiska?
- Ktoś z pewnością to zrobił. I mógł to być twój Michael.
To mnie dotknęło. Nie sugestia, że Michael mógł zrobić coś
tak przerażającego, ale to, żejesse nazwał Michaela  moim".
- Chwileczkę... - zaczęłam. Jednak ojciec Dominik, co nie
jest dla niego typowe, przerwał mi.
- Muszę się zgodzić z Susannah, Jesse - powiedział. - Nie
ma wątpliwości, że bariera nie spełniła swojej roli. Co wiecej,
musiała tu wystąpić jakaś poważna wada konstrukcyjna. Suge-
rować jednak, że ktoś mógł celowo...
- Susannah - nie dawał za wygraną Jesse - czy nie mówiłaś
przypadkiem, że Michael nie lubił tych ludzi, którzy zginęli
w wypadku?
- No... powiedział, że tylko zajmowali miejsce. Ale poważ-
nie, Jesse, gdyby tak rzeczywiście było, Michael musiałby wie-
dzieć, że zbliża się samochód Josha. A niby skąd? Musiałby na
nich czekać, a potem, kiedy zaczęli objeżdżać skałę, specjalnie
przyspieszyć...
- Cóż... -Jesse wzruszył ramionami. - Tak.
- Niemożliwe. - Ojciec Dominik wyprostował się, strzepu-
jąc ziemię z kolan. - Odmawiam brania pod uwagę takiej moż-
108
liwości. Ten chłopiec miałby zamordować kogoś z zimną
krwią? Nie wiesz, co mówisz, Jesse. Cóż, ma najlepsze wyniki
z egzaminów semestralnych w całej szkole. Należy do klubu
szachowego.
Poklepałam ojca Dominika po ramieniu.
- Przykro mi, że akurat ja muszę ojcu to powiedzieć, ale
szachiści mogą zabijać tak samo, jak wszyscy inni. - Spojrza-
łam na podłużny ślad na ziemi w miejscu, gdzie leżał fragment
barierki. - Pytanie tylko: dłaczego? To jest, dlaczego miałby
zrobić coś takiego?
- Sądzę - powiedział Jesse - żejeśli się pośpieszymy, to mamy
szansę się dowiedzieć.
Wskazał ręką przed siebie. Chmury nad naszymi głowami
rozstąpiły się na moment i mogliśmy zobaczyć wąziutkie pa-
semko plaży u podnóża skały. W świetle księżyca rysowały się
cztery zjawy skupione wokół małego ogniska.
- O Boże - krzyknęłam, gdy znów zapadła ciemność. - Aż
na dół? Tam na pewno są węże.
Ojciec Dominik ruszył energicznym krokiem w dół.
Omijałam właśnie korzeń, który nieco przypominał węża,
gdy Jesse zauważył:
- Węże nie wychodzą w nocy.
To było dla mnie coś nowego.
-Nie?
- Zwykle nie. A zwłaszcza nie w takie zimne wilgotne noce
jak ta. Lubią słońce.
Cóż, przyjęłam to z ulgą. Zaczęłam się jednak, mimo woli,
zastanawiać nad kleszczami. Czy kleszcze wychodzą w nocy?
To trwało wieki - byłam pewna, że obudzę się z nogami
w gipsie - ale w końcu dotarliśmy na dół, chociaż ostatnie dwa-
dzieścia metrów były tak strome, że praktycznie biegłam. Wca-
le nie z własnej woli.
109
" ^
Na plaiy fale huczały tak głośno, że zagłuszyły nasze przybycie.
W powietrzu unosił się ciężki zapach soli. Kiedy nasze stopy za-
nurzyły się w wilgotnym piasku, uświadomiłam sobie, dlaczego
nie słychać mew: zwierzęta i ptaki nie przepadąją za duchami.
A na tej akurat plaży duchów było pełno.
Zpiewały. Nie żartuję. Zpiewały, siedząc wokół małego ogni-
ska. Nie uwierzycie, co śpiewały. Dziewięćdziesiąt dziewięć bute-
lek piwa na ścianie. Poważnie. Były przy pięćdziesiątej siódmej.
Mówię wam, jeśli tak mam spędzać wieczność po śmierci,
to mam nadzieję, że zjawi się jakiś pośrednik i wybawi mnie
z nieszczęścia.
- W porządku - powiedziałam, ściągając rękawiczki i wsu-
wając je do kieszeni. -Jesse, ty zajmiesz się chłopakami, dziew-
czyny biorę na siebie. Ojcze D, ksiądz dopilnuje, żeby żadne
z nich nie uciekło w stronę morza, dobrze? Już raz dzisiaj pły-
wałam i proszę mi wierzyć, woda jest naprawdę zimna.
Ojciec Dominik chwycił mnie za ramię, gdy ruszyłam
w stronę oświetlonej płomieniami gromadki.
- Susannah! - krzyknął szczerze poruszony. - Z pewnością
nie... nie spodziewasz się, że my...
- Ojcze D - spojrzałam na niego zaskoczona - dziś po połu-
dniu te dranie usiłowały mnie utopić. Proszę wybaczyć, jeśli
nie mam ochoty do nich podejść i zapytać, czy napiją się z nami
piwa. Chodzmy im dokopać w nadprzyrodzone tyłki.
Ojciec Dominik mocniej zacisnął palce na moim ramieniu.
- Susannah, ile razy mam ci powtarzać? Jesteśmy mediatorami.
Naszym zadaniem jest niesienie pomocy zagubionym duszom,
a nie pogłębianie ich bólu i smutku przez stosowanie przemocy.
- Coś księdzu powiem. Jesse i ja ich przytrzymamy, a ksiądz
będzie im niósł pomoc. Tojedyny sposób, żeby księdza wysłu-
chały Nie są specjalnie komunikatywne.
- Susannah - powtórzył ojciec Dominik.
110
Tym razem jednak nie zdołał dokończyć, ponieważ nagle
odezwał się Jesse:
- Zostańcie tu oboje, dopóki nie dam znać, że możecie się
ruszyć.
A potem pomaszerował przez plażę w stronę duchów.
Ha, domyślam się, że znudziło mu się słuchanie naszych
kłótni. Cóż, trudno było mieć do niego pretensję.
Ojciec Dominik powiódł za nim zmartwionym wzrokiem.
- O mój Boże - westchnął - nie sądzisz chyba, Susannah, że
on zrobi coś... gwałtownego?
Westchnęłam. Jesse nigdy nie zachowuje się gwałtownie.
- Nie. Prawdopodobnie spróbuje z nimi porozmawiać. Tak
chyba będzie lepiej. To znaczy duch z duchami... Mają wiele
wspólnego.
- Ach - mruknął ojciec Dominik, kiwając głową. - Tak, ro-
zumiem. Bardzo mądrze. Doprawdy, bardzo mądrze.
Anioły były przy siedemnastej butelce piwa, gdy zauważyły
Jesse'a.
Jeden z chłopców zaklął paskudnie, ale zanim zdążyli się
zdematerializować, Jesse przemówił tak cicho, że nie byliśmy
w stanie go usłyszeć. Widzieliśmy tylko, jak Jesse - świecąc
trochę, jak to duchy - rozmawia z nimi, a potem siada na pia-
sku, nie przestając mówić.
Ojciec Dominik, który śledził tę scenę bardzo uważnie,
mruknął:
- Swietny pomysł, żeby najpierw wysłać Jesse'a.
Wzruszyłam ramionami.
- Chyba tak.
Zdaje się, że na mojej twarzy odmalowało się rozczarowanie
w związku z tym, że ominęła mnie pierwszorzędna bójka, bo oj-
ciec Dominik oderwał wzrok od grupy przy ognisku i uśmiech-
nął się do mnie szeroko.
111
^
- Z małą pomocą Jesse'a może jeszcze zrobimy z ciebie me-
diatora - powiedział.
Gdyby miał pojęcie, ile duchów udało mi się odesłać do in-
nego świata, zanim poznałam ich obu! - pomyślałam. Nie po-
wiedziałam jednak tego głośno.
- A co porabia twoja przyjaciółka Gina, gdy ty jesteś poza
domem? - zainteresował się ojciec Dominik.
- Och, kryje mnie.
Ojciec Dominik uniósł brwi niemile zaskoczony.
- Kryje cię? Twoi rodzice nie wiedzą, że tu jesteś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl