[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy dowód prawdomówności jej ojca. Myślał ciągle o swo-
ich gorzkich słowach, które powiedział jej w chwili, gdy
wspomniała o miłości. Wyglądało na to, że rzeczywiście by-
ła skłonna się w nim zakochać. Nie mógł zapomnieć wyrazu
oczu Rebeki - tej zawiedzionej nadziei - gdy właśnie roz-
szarpywał na strzępy wszystkie jej marzenia.
Być kochanym przez kogoś takiego jak ona... Nawet nie
próbował sobie tego wyobrazić. Miłość, jaką miała na myśli
- zaangażowanie na całe życie, wzajemne zobowiązania,
wspólnotę, która oprócz seksu i partnerstwa oznaczała połą-
czenie najskrytszych pragnień - uważał za niemożliwą. Bro-
nił się przed uczuciami z ftirią, mając za sobą lata bolesnych
wyrzeczeń i brutalne doświadczenia przeszłości.
Przyglądał się nachmurzony, jak Rebeka rozwiązuje cien-
kie sznureczki filcowego worka. Miała gładkie, mocne ręce
ze zgrubieniami na prawym kciuku i środkowym palcu; na
pewno godzinami ślęczała nad rysunkami, kurczowo ściska-
jąc pędzle i ołówki. Paznokcie były krótkie i czyste, pokryte
jasnym lakierem. Nawet w przyciasnych, bawełnianych
spodniach, z brudnymi gołymi nogami i burzą zmierzwio-
nych kasztanowych włosów miała w sobie subtelny urok.
- Oto kolczyk, który należał do matki Mayury - odezwa-
ła się posępnie. - Był jeszcze naszyjnik, ale tamci mężczyzni
mi go zabrali.
Odepchnął natrętne myśli.
- Dostałaś te przedmioty od ojca?
- Tak. Podarował je matce Mayury, a po jej śmierci za-
trzymał. Ale drugi kolczyk zabrali Vatanowie, kiedy wy-
S
R
kradli dziecko. Wzięli wtedy wszystkie rzeczy należące do
zmarłej, jakie tylko znalezli.
Przewiesiła kolczyk przez palce i przyglądała się, jak bły-
szczy w świetle lampy stojącej na toaletce. Klejnot składał
się z trzech wisiorków różnej wielkości, od ziarnka grochu
do małej monety. W każdym z nich znajdował się owalny
jadeit z zawiłym grawerunkiem wokoło.
Gdy położyła kolczyk na dłoni Kasha, przypatrzył mu się
z bliska. Zobaczył nie kończące się sploty łodyżek, tak ma-
łych, że musiała je wyryć niezwykle sprawna ręka.
- Odwróć go - powiedziała ze znużeniem Rebeka. -
Przeczytaj, co tam jest napisane.
Po drugiej stronie znajdował się napis w języku angiel-
skim, wyryty tak drobnym pismem, że Kash musiał zmrużyć
oczy, aby go odczytać.  Mojej pięknej żonie Nuan". Tak
miała na imię matka Mayury. Widniała tam również data:
1960.
- Ojciec dał mi to na krótko przed śmiercią i powiedział,
że na drugim kolczyku jest napis:  Od kochającego męża
Michaela".
Kash zacisnął rękę na delikatnym klejnocie.
- Dlaczego nie pokazałaś mi go wcześniej?
- Chciałam zachować ten dowód do spotkania z Mayurą.
- Rebeka wydawała się przygnębiona. - To jest rzecz tak
bardzo osobista. Miałam nadzieję, że ona rozpozna ten kol-
czyk.
- Naprawdę liczysz, że uda ci się odnalezć drugi? Prze-
cież minęło już ponad trzydzieści lat. Na pewno zaginął po
śmierci jej matki.
Rebeka spojrzała na niego zaskoczona.
- Czy to znaczy, że wierzysz, iż jest prawdziwy? Wie-
rzysz?
- Tobie wierzę, ale twojemu ojcu nie. Przykro mi.
Rebeka odwróciła się, opuściła ręce i wtuliła głowę w ra-
miona.
- I co teraz? - zapytała ochryple.
- Pokażę to Vatanom i posłucham, co mają na ten temat
do powiedzenia.
S
R
-Powiedzą, że to oszustwo.
-Czy znasz jakiś powód, dla którego twój ojciec mógłby
wymyślić tę całą historię? - spytał szorstko. Miał już dość
ciągłego dręczenia jej. Gdy patrzył na cierpienie Rebeki, od-
czuwał niemal fizyczny ból.
Odwróciła się z powrotem twarzą ku niemu i popatrzyła
mu w oczy chłodno, z wyrzutem.
- Ta historia jest prawdziwa - powiedziała stanowczo. -
Vatanowie są jedynymi, którzy mogą kłamać. Proszę, wez
ten kolczyk i idz już.
Kash ociągał się, pragnął bowiem powiedzieć coś, co mo-
głoby ukoić jej rozpacz, jednak zdawał sobie sprawę, że od-
kąd się poznali, każde jego słowo, każde działanie odbierała
mylnie. Może zresztą miała rację? Nieufny samotnik, który
nie bawi się w sentymenty - oto, kim był. Ale był też o wiele
mniej odporny psychicznie, niż sądziła - lecz wiedzieli
o tym tylko ci, którzy go dobrze znali. Choć czasem, kiedy
patrzyła mu w oczy z przychylnością, wydawało mu się, że
jakoś to wyczuła.
- Kovit albo inny z moich współpracowników będzie
czuwał za drzwiami, na wypadek gdybyś czegoś potrzebo-
wała czy chciała gdzieś wyjść. Wrócę, jak tylko będę mógł -
powiedział.
- Możesz po prostu zadzwonić - odrzekła cicho. - Na-
prawdę nie zależy mi aż tak bardzo, żeby się z tobą widzieć.
Kiwnął głową z rozczarowaniem.  Ona się teraz martwi"
- uświadomił sobie.
- Masz rację. Tak będzie najlepiej.
Zostawił ją stojącą na środku pokoju. Wyglądała równie
nieszczęśliwie, jak on czuł się w tej chwili. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl