[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sam z trudnością w nią wierze. Obawiam się, że nikt inny nie uzna jej za prawdziwą. Na razie powiem tylko, że
jestem twóilri przyjacielem i, o ile pozwolą na to ci, którzy nas uwięzili, obrońcą i sługą.
- Wiec ty również jesteś więzniem? Ale w takim razie, dlaczego nosisz broń i insygnia tharkijskiego
dowódcy? Jak się nazywasz? Skąd pochodzisz?
- Tak, ja również jestem więzniem. Nazywam się John Carter, a pochodzę z Wirginii w Stanach
Zjednoczonych Ameryki, to znaczy z Ziemi. Nie wiem dlaczego pozwolono mi nosić broń, nie miałem także
pojęcia, że ozdoby, które nosze, są insygniami dowódcy.
W tym momencie musieliśmy przerwać rozmowę, gdyż podszedł do nas jeden z wojowników, niosąc
broń, ekwipunek i ozdoby. Nagle uzyskałem odpowiedz na jedno z pytań, zadanych przez Dejah Thons.
Zobaczyłem, że z martwego ciała mojego niedawnego przeciwnika zdjęto wszystko, co na nim i przy nim było, a
w zachowaniu wojownika, który przyniósł mi te trofea dostrzegłem grozbę, ukrytą pod wyraznym szacunkiem,
podobnie jak u tego, który przedtem przyniósł mi takie samo wyposażenie. Zrozumiałem, że pierwsza walka, ta,
którą stoczyłem w sali audiencyjnej w dniu mego tutaj przybycia, skończyła się śmiercią mojego przeciwnika.
Teraz już była jasna przyczyna, dla której traktowano mnie tak uprzejmie. Na podstawie ściśle
przestrzeganych zwyczajów, które, nawiasem mówiąc, skłoniły mnie do nazwania Marsa planetą paradoksów,
obdarzony zostałem honorami, należnymi zwycięzcy  tytułami, wyposażeniem i pozycją wojownika, którego
zabiłem. Rzeczywiście uznawano mnie za równego dowódcom i dzięki temu, jak się pózniej dowiedziałem,
miałem względną swobodę i tolerowano moją obecność w sali audiencyjnej.
Odwróciłem się, by odebrać wyposażenie zmarłego wojownika i zauważyłem, że Tars Tarkas i inni
Marsjanie patrzą na mnie z wyraznym podziwem. Podeszli do nas i Tars Tarkas powiedział:
- Jak na kogoś, kto jeszcze niedawno był głuchy i niemy mówisz bardzo płynnie jeżykiem Baarsomian.
Gdzie się tego nauczyłeś, Johnie Carter?
- To twoja zasługa, Tars Tarkasie - odpowiedziałem - gdyż dałeś mi znakomitą nauczycielkę, Solę. To
właśnie jej zawdzięczam znajomość waszego jeżyka.
- Sprawiła się bardzo dobrze - powiedział - ale twoja wiedza w innych dziedzinach wymaga jeszcze
poważnych uzupełnień. Czy wiesz, ile by cię kosztowała twoja niezwykła odwaga, gdyby nie udało ci się zabić
któregoś z tych dwóch dowódców, których odznaki teraz nosisz?
- Przypuszczam - odpowiedziałem z uśmiechem - że ten, którego bym nie zdołał zabić zabiłby mnie.
- Nie, mylisz się. Marsjanin zabija jeńca tylko w obronie własnej i to jedynie w razie ostatecznej
konieczności. Zachowujemy ich do innych celów. - Wyraz jego twarzy mówił aż zbyt wyraznie, na czym te cele
polegały.
- Teraz tylko jedna rzecz może cię uratować - kontynuował. - Jeżeli, wziąwszy pod uwagę twoje zalety,
waleczność i odwagę Tal Hajus uzna cię za godnego wstąpienia na jego służbę możesz zostać przyjęty do
naszego plemienia i stać się pełnowartościowym Tharkianinem. Jest wolą Lorquas Ptomeła, abyś do czasu
naszego przybycia do siedziby Tal Hajusa był traktowany z szacunkiem, jaki sobie zdobyłeś swymi czynami.
Będziemy cię uważać za tharkiańskiego dowódcę, ale nie zapominaj, że każdy z nas, który jest równy ci rangą,
ponosi odpowiedzialność za dostarczenie cię przed oblicze naszego potężnego i najsurowszego władcy.
Skończyłem.
- Przyjmuje to do wiadomości - odpowiedziałem. - Jak wiesz, nie pochodzę z Barsoomu, wasze drogi nie
są moimi drogami. W przyszłości mogę postępować tylko tak, jak postępowałem w przeszłości  zgodnie z
moim sumieniem i kierując się zasadami obowiązującymi moją rasę. Powiedz swemu plemieniu, by każdy
Barsoomianin, z którym będę miał do czynienia uszanował moje prawa jako obcego, gdyż w przeciwnym
wypadku będzie musiał ponieść konsekwencje swojego postępowania. I jeszcze jedną rzecz chciałbym postawić
jasno  bez względu na to, co ostatecznie macie zamiar zrobić z tą nieszczęsną młodą kobietą, jeżeli ktokolwiek
w przyszłości skrzywdzi ją lub obrazi, musi być świadom, że wystawie mu za to dokładny rachunek. Wiem, że
macie za nic uczucia wspaniałomyślności i dobroci, ale ja je cenie bardzo wysoko. Zapewniam was jednak, że w
najmniejszym stopniu nie zmniejszają one mojej zdolności do walki i umiejętności posługiwania się bronią.
Wygłaszanie długich przemówień nie leży w moim zwyczaju, nigdy też tego nie robiłem, lecz
domyślałem się, jakiego tonu należy używać wobec zielonych Marsjan. Moja elokwencja zrobiła na nich duże
wrażenie i odtąd w ich zachowaniu wobec mnie dostrzegałem jeszcze większy niż poprzednio szacunek.
Tars Tarkas wydawał się być zadowolony z tonu i treści mojej odpowiedzi, ale jedyny komentarz, jakim
ją opatrzył był nieco zagadkowy.
- Wydaje mi się, że znam Tal Hajusa, Jeddaka Tharku - powiedział.
Zająłem się Dejah Thoris, pomogłem jej wstać i poprowadziłem do wyjścia, nie zwracając uwagi na
wiercące się niezdecydowanie strażniczki i na badawcze spojrzenia dowódców. Teraz ja również byłem
dowódcą i mogłem wziąć na siebie odpowiednie obowiązki. Nie przeszkadzano nam i w ten sposób Dejah
Thoris, księżniczka Helium i John Carter, gentleman z Wirginii z towarzyszącym im wiernie Woola wyszli
wśród grobowej ciszy z sali audiencyjnej Lorąuas Ptomeła, Jeda Tharków z Barsoomu.
24
Z Dejah Thoris
Obie strażniczki wybiegły za nami, jakby chciały na nowo objąć swe funkcje. Biedna dziewczyna
przytuliła się do mnie, obejmując moje ramie obiema rękami. Odesłałem kobiecy, oświadczając im, że odtąd
jeńcem będzie się zajmowała Solą. Ostrzegłem jednocześnie Sarkoje, by nie próbowała w jakikolwiek sposób
skrzywdzić dziewczyny, gdyż pociągnie to za sobą szybką i surową karę.
Moje zachowanie było nieco niefortunne i w rezultacie sprowadziło na Dejah Thoris więcej złego niż
dobrego, gdyż, jak się pózniej dowiedziałem, na Marsie mężczyzni nie zabijają kobiet ani też kobiety mężczyzn.
Sarkoja obrzuciła nas złym spojrzeniem i odeszła, aby nas oczerniać i snuć intrygi.
Odnalazłem Sole i poinformowałem ją, że chce, aby opiekowała się Dejah Thoris z troską równą tej, jaką
okazywała mnie, ponadto by znalazła pomieszczenia, w których nie byłyby niepokojone przez Sarkoję i w końcu
stwierdziłem, że ja przenoszę się do mężczyzn.
Sola spojrzała na trzymaną przeze mnie broń i na insygnia na mojej piersi.
- Jesteś teraz wielkim dowódcą - powiedziała - i musze wykonywać twoje polecenia, ale robię to z
prawdziwą przyjemnością. Człowiek, którego ozdoby nosisz był młodym lecz mimo to wielkim wojownikiem.
Swoimi czynami wywalczył sobie pozycje nieco tylko ustępującą Tars Tarkasowi, który, jak wiesz, zajmuje w
hierarchii drugie miejsce po Lorquas Ptomelu. Ty jesteś teraz jedenasty wśród wszystkich Tharkian, tylko
dziesięciu wojowników przewyższa cię rangą.
- A gdybym zabił Lorąuas Ptomeła? - spytałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl