[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedsiębiorcą. Ma pan wielu przyjaciół i szerokie stosunki.
- No i co? Czy prawo tego zabrania?
- I mimo to chciałby pan, abym uwierzył, że tylko u pana Green mógł pan pożyczyć
pieniędzy.
Tolly wstał. Był o stopę niższy od Miltona. Oblizał wargi, szukał słów, które by
zmiażdżyły inspektora. Milton wrócił za biurko. Nacisnął guzik:
- Najpierw prosiłem inne osoby. Zwróciłem się do, diabli wiedzą, ilu znajomych, ale
ich to nie bawiło.
- Ja też nie będę się bawił. Niech się pan stąd zabiera. Proszę się zastanowić. Jak
będzie pan gotów zeznać prawdę, proszę do mnie zadzwonić.
- Powiedziałem panu prawdę!
Drzwi się otworzyły, ukazała się w nich twarz Tomlinsa.
- Pan Tolly wychodzi.
- Tak jest, panie inspektorze. - Tomlins uprzejmie zwrócił się do Tolly ego: - Sierżant
Croft prosi na słówko szanownego pana. Zechce pan pójść za mną.
- Któż, u diabła, jest sierżant Croft?
- Prosiłem go, by wziął odciski pańskich palców - I wyjaśnił Milton. Siedział już za
biurkiem i patrzył na maszynopis leżący na stosie akt. - Naturalnie jeśli pan nie ma nic
przeciw temu.
- Przypuśćmy, że mam.
- A to nie zrobimy - miłym tonem powiedział Milton.
Tolly wpatrzył się w pochyloną głowę Miltona. Jeszcze bardziej rozgniewało go to, że
Milton najwyrazniej przestał się nim interesować.
- A niby... na co panu moje odciski?
- To zwykła formalność. W mieszkaniu pańskiej żony znalezliśmy wiele odcisków.
Chcielibyśmy, rzecz jasna, wyeliminować odciski osób, o których wiadomo, że nie miały
powodów do jej zamordowania.
- Ale ja tam nigdy nie byłem. Nic nie wiedziałem o tym mieszkaniu.
- No to nie ma pan powodu do zmartwienia, prawda? Milton podniósł słuchawkę i
poprosił telefonistkę w centralce:
- Proszę mnie połączyć z panią Carol Vyner u Fieldinga.
Tolly, jeszcze niezdecydowany, czy zgodzić się na wzięcie odcisków, dał się
wyprowadzić Tomlinsowi. Ledwie Milton przeczytał pół strony, do gabinetu zajrzał Phillips.
Był w kapeluszu i nieprzemakalnym płaszczu.
- Wychodzę. Za dwadzieścia minut będę do dyspozycji pana inspektora.
- Dobra. Dziękuję, Roy.
Carol przestała pracować w gabinecie Fieldinga i przeniosła się do swego pokoju
obok, znacznie mniejszego. Teraz, gdy Davidson, sekretarz spółki, raczył wrócić i jakość tam
wziąć się do roboty, sytuacja się nieco poprawiła. Hipochondryk z usposobienia, Davidson
wymógł na Fieldingu dwutygodniowy urlop zdrowotny na Bahamach i nie śpieszył się z
odpowiedzią na telegram Carol. Ale jak wrócił, mógł, jej zdaniem, wziąć odpowiedzialność
za co ważniejsze sprawy przedsiębiorstwa. Carol wzięła w swe ręce ster w krytycznych
chwilach, gdy w ciągu pierwszych dni po morderstwie groził firmie zamęt. Jeśli miała odejść
pod koniec tygodnia, musiała uporządkować prowadzone przez siebie sprawy, aby je
przekazać nowej sekretarce. Co innego było pracować dla Fieldinga a całkiem co innego być
pomocnicą Davidsona.
Wkładała kartkę papieru do maszyny, gdy zadzwonił telefon.
- Carol Vyner.
- Cześć, Carol. Mówi Alan.
- Aa, jak się masz.
Jej głos nie zabrzmiał entuzjastycznie - nic na to nie"! mogła poradzić. W głębi duszy
wiedziała, że Alan bardzo by chciał jej pomóc i zrobić co tylko było w jego mocy by nic
złego jej się nie stało. Ale równocześnie wyczuwała, że Alan podejrzewa o coś Harry ego. W
pewnej mierze udało mu się wzbudzić również jej podejrzliwość. Nie chciała jednak wiedzieć
więcej. Harry zapewnił ją, przysiągł, że nie znał Barbary Smith i prosił, by uwierzyła, że
wszystkie te zagadkowe okoliczności dadzą się wyjaśnić. Rozpaczliwie chciała zachować
zaufanie do niego. Ale ziarnko wątpliwości już kiełkowało. Rozsądek mówił jej, że Harry
ukrywa przed nią coś ważnego. Pytania Miltona uświadomiły jej, jak mało wie o swym
narzeczonym, jego przeszłości, rodzinie, a nawet pracy. Czy miało by sens wzięcie ślubu z
mężczyzną, którego właściwie nie znała? Nie miałoby najmniejszego sensu, gdyby spojrzeć
na sprawę obiektywnie. Ale jedna prosta rzecz przesądzała sprawę. Kochała Harry ego.
Zakochała się w nim niemal od pierwszego spojrzenia i nic z tego, co się zdarzyło, ani żadne
wątpliwości, czy domysły, jakie podsuwał jej Milton, nie zmieniły tego faktu. Nadal go
kochała i z tego powodu chciała mu wierzyć. Alan nie był więc sprzymierzeńcem, bo tylko
utrudniał jej wytrwanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]