[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie możesz tego zrobić! Twoja stara matka niedomaga, potrzebuje pomocy.
100
- Ma inne dzieci, poradzi sobie. Chcę po prostu stąd odejść.
- Szkoda by było - wtrącił się Heike spokojnie. - Znam kogoś, kto bardzo się tym zmartwi.
Ale dobrze, że cię spotykam. Jeśli nie masz nic przeciw temu, chciałbym z tobą
porozmawiać, kapralu Backa. Podejrzewam, że mamy wspólne zainteresowania. To dla
twojego dobra.
Erland starał się ukryć radość, w jaką wprawiły go słowa Heikego, który dostrzegł jego
stopień.
- Nie wierzę, byśmy mieli wspólny temat do rozmowy - rzekł ponuro. - Ale dobrze. Teraz co
prawda miałem iść do matki, jest, jak powiedziano, chora. Czy możemy się spotkać, gdy
zadzwonią na święta?
- Bardzo chętnie. Gdzie?
- Hm... Może przy starych ruinach?
- A więc umowa stoi - skinął głową Heike.
Arv ze zdumieniem przenosił wzrok z jednego na drugiego. Miał wrażenie, że nagle został
wyłączony z rozmowy, nie mógł zrozumieć, co ci dwaj mają ze sobą wspólnego.
Heike postanowił nie przejmować się przygotowaniami do świąt i pojechał do akuszerki,
mieszkającej w małej chatce po drugiej stronie jeziora.
I ona niewiele miała czasu, gotowała właśnie świąteczne danie, ale jeśli nie przeszkadza
mu, że będzie kręcić się po domu, biegać to tu, to tam, chętnie z nim porozmawia.
Heike zawsze wyobrażał sobie akuszerki jako pulchne dobroduszne kobiety, ale ta była
drobna, chuda i ruchliwa.
Erland z Backa? Dlaczego pyta o niego?
Heike jednym tchem wyrzucił z siebie opowieść o swym zaginionym krewniaku. Czy Erland
mógł być przybranym dzieckiem?
- Erland? - zawołała ze śmiechem. - %7łe jest kukułczym pisklęciem, to pewne, ale... Gdzie
mogłam wetknąć sól?
Kukułcze pisklę? Serce Heikego waliło jak młotem. A więc wpadł na właściwy trop!
- O, jest tutaj! - Akuszerka posoliła, co trzeba, i przysiadła na moment. Pochyliła się nad
stołem.
101
- Nic dziwnego, że ten łobuziak Erland nie został zapisany w księgach parafialnych. Ma to
swoje wytłumaczenie, mój młody panie. Nie jest dzieckiem z prawego łoża, został spłodzony
w grzechu i występku. A dla takich w księgach kościelnych nie ma miejsca!
- Ale czyż nie jest on piątym synem w Backa? - Heike był zdezorientowany.
- Owszem, ale nie swego ojca! Ach, to smutna historia. Do starego właściciela dworu
przyjechało w odwiedziny kilku wielkich panów ze Sztokholmu. Jeden z nich oczu nie mógł
oderwać od Brity z Backa, a i ona nie potrafiła mu się oprzeć. Ale mąż okazał się
wspaniałomyślny i uznał Erlanda za swoje dziecko. Kościół jednak nie chciał tego przyjąć.
- A więc Erland urodził się tutaj? - zapytał Heike.
- Sama pomogłam mu przyjść na świat - zaśmiała się akuszerka. - Do licha, jak żesz on się
darł! Jak gdyby już wtedy chciał protestować! Nowy właściciel, pan hrabia Posse, ugodził
wszystko tak, by Erland mógł zostać żołnierzem. Chciał zadośćuczynić cierpieniom chłopca,
na jakie został narażony w dzieciństwie tylko dlatego, że jeden z wytwornych gości tak
niegodziwie potraktował jego matkę.
- Ale skąd wiadomo na pewno, kto jest jego ojcem?
Akuszerka roześmiała się, pokazując przy tym swoje wszystkie trzy zęby.
- Bo chłop z Backa był wtedy całą zimę na przymusowych robotach w Vaxjo.
Ach, tak więc wyglądała cała sprawa.
- A ty sam, chłopcze? Musiałeś sprawić swojej matce nie lada trudności? Z takimi
ramionami!
Nikomu innemu poza akuszerką nie przyszłoby to do głowy.
- Ona umarła - rzekł krótko Heike.
Pokiwała pokrytą cienkimi kosmykami włosów głową.
- Potrafię to sobie wyobrazić. Ty też nie miałeś lekkiego życia, chłopcze, prawda?
- Nie - odparł Heike.
Nie było więc już żadnej możliwości, by Christer znajdował się w Bergqvara; potwierdziła to
akuszerka.
Zatem Heike mimo wszystko musiał jechać do drugiego Bergkvara, położonego na
wybrzeżu, na granicy pomiędzy Smalandią a Blekinge.
102
Nie miał ochoty wyjeżdżać. Tak dobrze mu było wśród nowych przyjaciół. Znów w drogę? W
jednej chwili poczuł się niewypowiedzianie zmęczony.
Kiedy wrócił do domu, Arv okazał się tak przeziębiony, że wizyta w łazni, a następnie wyjście
na zimno mogłyby być grozne dla jego zdrowia. Heike musiał więc iść sam i właściwie
bardzo się z tego cieszył. Z natury był wstydliwy, a pobożne wychowanie Eleny przyczyniło
się jeszcze do rozbudzenia nieśmiałości.
Kiedy wyszedł z łazni, wyszorowany i odświeżony, w pożyczonym pięknym ubraniu,
pachnącym jeszcze praniem Gunilli, usłyszał dzwony kościoła Bergunda, biciem
obwieszczające początek świąt.
Nadchodziło Boże Narodzenie.
Wszędzie błyszczały pochodnie, ludzie kręcili się wokół domów i stajni, kończąc obrządek.
Nikt nie zwracał uwagi na samotną ogromną postać przemykającą się między drzewami w
parku ku ruinom starej twierdzy na cyplu.
Heike miał wrażenie, że w ruinach nie jest bezpiecznie. Jedna z czterech wież istniała nadal,
w każdej chwili grożąc zawaleniem. Ale Erland, który już czekał, stanął w bezpiecznej
odległości od ewentualnej lawiny kamieni.
Kiedy dwaj młodzi chłopcy spotkali się w ciemnościach, zauważyli, że są niemal równi
wzrostem. Pięknie wyrośli, ale jacyż byli różni. Erland był urodziwy, czego nikt nie
powiedziałby o Heikem. Różnili się jak książę i leśny troll.
- Chciałeś ze mną rozmawiać? - odezwał się Erland oschle, ale nie czuł wcale niechęci ku
strasznemu demonowi.
- Tak. Czy możemy usiąść na ławce?
%7ładen z nich nie przejmował się chłodem w powietrzu ani mrozem pokrywającym siedzisko.
Obaj przywykli do ciężkich warunków.
- A więc? - zapytał Erland, kiedy usiedli.
Heike wahał się.
- Chodzi mi o... Gunillę - zaczął.
Erland natychmiast wzmógł czujność.
- Nie wiem, co zaszło między wami - ciągnął Heike. - Ale pewne jest, że ona boi się ciebie
niemal do szaleństwa, tak samo jak pewne jest, że chce ciebie, tylko ciebie i żadnego
innego. Dlatego uważam, że nie powinieneś opuszczać Bergqvara.
103
Erland parsknął tylko w odpowiedzi, ale Heike wyczuł jego niepewność. Dzielnie mówił więc
dalej:
- Myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Ty, ja i Gunilla. Wszyscy mieliśmy trudne
dzieciństwo.
Erland nie kwestionował trudnego dzieciństwa chłopców.
- Gunilla? Naprawdę?
- Myślę, że jej było najgorzej. Bo my m najcięższych chwilach samotności potrafiliśmy
zdobyć się na bunt wobec świata. Powiedzieć sobie, że nic dla nas nie znaczy to, co mówią
inni.
- No, tak, masz rację. - Erland wyraznie się ożywił.
- A Gunilla... Jakby świat uparł się, by zniszczyć jej dobrą, wrażliwą duszę. Wychowano ją
wedle obłędnych wprost zasad!
- Jak to, o co ci chodzi?
- Nie wiesz, że jej ojciec przeklina wszystko, co w jakikolwiek sposób łączy się z... ze
zmysłową miłością?
- A, ten nadęty stary dziad!
- Nie miałem okazji go poznać, ale widziałem, co zrobił Gunilli i jej matce.
- Policzę się z nim!
- Poczekaj, bo jeszcze pogorszysz sytuację. Jesteś droższy Gunilli niż ktokolwiek inny na
świecie, Erlandzie. A jednocześnie ona śmiertelnie się ciebie boi.
- Dlaczego? Chcę tylko być dla niej dobry.
- Ale pragniesz jej, czyż nie? - Heike był zakłopotany. - To znaczy całkiem dosłownie.
Chciałbyś się z nią kochać.
- To chyba jasne!
- A Gunillę to brzydzi. To wina jej rodziców. Jej matka jest podobno dość rozwiązłą kobietą...
- O, tak!
- A ojciec grzmi o grzechu i piekielnym ogniu. Jak ci się wydaje, jak w tym wszystkim musi
się czuć Gunilla?
104
Erland bardzo posmutniał.
- Chcesz powiedzieć, że zupełnie ją zniszczyli? Już zawsze będzie mi się opierać? Stała się
całkiem zimna?
- Nie, i na tym właśnie polega prawdziwa tragedia Gunilli. Ona także cię pragnie, Erlandzie,
chciałaby być z tobą. I to właśnie najbardziej ją przeraża. Czuje obrzydzenie na myśl, że jest
taka grzeszna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl