[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śródmieścia Warszawy (od Królewskiej do Zwiętokrzyskiej), określany wtedy nazwą
"jurydyki Bielino". Była też pani Aubieńska jak najlepszą matką. To, że urodziła
mężowi dziesięcioro dzieci (siedmiu synów i trzy córki), nie uchodziło jeszcze w
owej epoce za tytuł do szczególnej chwały. Ale że zdołała te swoje dziesięć
pociech odchować w zdrowiu, pomimo ciągłych epidemii, szerzących spustoszenie
zwłaszcza wśród młodych - to już wzbudzało podziw i szacunek powszechny. Tym
bardziej że wydawała dzieci na świat w warunkach iście polskich: w latach nie
ustających wojen, zaborów i zaburzeń powstańczych; w przydrożnych karczmach
podczas ucieczek przed wojskami nieprzyjacielskimi albo na przymusowej emigracji
w cudzoziemskich miastach, w otoczeniu obcych, obojętnych ludzi. Trzej najmłodsi
synowie: Henryk, Tadeusz i Józef, dostali na pociechę imiona po sławnych wodzach
polskich, ale matce te przejścia na zdrowie nie wyszły. Ku rozpaczy bliskich i
szczeremu żalowi całego towarzystwa pani ministrowa zmarła już w roku 1810
przeżywszy zaledwie czterdzieści osiem lat. Jej nagły zgon nastąpił w momencie
szczytowego tryumfu pana ministra - na uroczystym festynie, urządzonym z racji
wprowadzenia do Księstwa kodeksu Napoleona. W Pamiętniku rodziny Aubieńskich
portret pani Tekli, oddzielony od portretu męża tylko cienką bibułką,
przedstawia młodą jeszcze kobietę w stroju z epoki stanisławowskiej. Do matki
przytula się mały pucołowaty chłopiec w zabawnym fraczku z koronkowymi
mankietami. To syn pierworodny Franciszek, pózniejszy kapitan pułku szwoleżerów
i najbliższy druh sławnego pułkownika Kozietulskiego. Dwie pierwsze litografie
Pamiętnika rodziny Aubieńskich wyraznie różnią się od pozostałych. Widać od
razu, że są to robione w Warszawie reprodukcje starych portretów rodzinnych. Do
tej roboty nie przyłożył jeszcze ręki specjalizujący się w portretowaniu swoich
klientów z natury, ultranowoczesny berliński "Instytut litograficzny L. Sachse i
S-ka", który na zamówienie pani Sobańskiej podjął się zilustrowania Pamiętnika.
Osoby figurujące na dwóch pierwszych litografiach nie mogły pozować
przedstawicielom berlińskiej firmy z tej prostej przyczyny, że nie żyły już w
czasie przygotowania rodzinnego almanachu. Eks-szwoleżer Franciszek Aubieński
był jedynym z rodzeństwa, który nie doczekał póznej starości. Umarł tak samo
nagle jak matka, w czterdziestym drugim roku życia, w pięć lat po swoim
przyjacielu Kozietulskim, podobno od udaru słonecznego. Dziewięć następnych
portretów Pamiętnika, pięknie wykonanych przez berlińskich litografów, oddziela
od dwóch pierwszych cała epoka. W tych utrzymanych w jednolitej tonacji
wizerunkach nie ma już wdzięku czasów stanisławowskich, jaki wyczuwało się
Strona 68
Marian Brandys - Czcigodni weterani.txt
jeszcze w portrecie pani Tekli i małego Franciszka - ani empirowego blichtru,
uświetniającego portret ministra Księstwa Warszawskiego. Z litografii firmy L.
Sachse i S-ka spoglądają bystro i trochę podejrzliwie zażywni panowie w ciemnych
surdutach (poza jednym - odzianym w strój biskupi) oraz bujne panie w
dziewiętnastowiecznych mantylkach i czepkach z falbankami. Rodzeństwo
Aubieńskich bardzo jest do siebie podobne. Mocno zbudowani, grubokościści, o
wydatnych nosach i ciężkich podbródkach - robią wszyscy wrażenie ludzi silnych,
rozumnych i energicznych, zaradnych i pracowitych. Chciałoby się rzec, że bije
od nich mieszczańska solidność. Gdyby nie odręczne autografy na wizerunkach,
poświadczające niejako identyczność sportretowanych - łatwiej by ich można było
wziąć za dziewiętnastowiecznych protoplastów bogatych rodzin burżuazyjnych niż
za potomków senatorskiego rodu, wywodzącego się z XV stulecia. Tak mało jest w
nich dekadenckiego przerafinowania, tak wiele świeżej, zdobywczej energii. W
interesującym nas okresie Aubieńscy byli oczywiście młodsi niż na berlińskich
litografiach i musieli wyglądać nieco inaczej. Ale z pewnością już wtedy można
było w nich odnalezć wszystkie ich charakterystyczne cechy, które z wiekiem
stały się tylko wyrazniejsze. Już wtedy byli pokoleniem przełomowym. Pozwalam
sobie użyć tego określenia, gdyż w moich poprzednich lekturach i poszukiwaniach
archiwalnych nie zetknąłem się jeszcze nigdy z materiałami biograficznymi, w
których tak ostro i bezpośrednio, jak w życiorysach rodzeństwa Aubieńskich,
odbijałby się przełom dwóch epok historycznych. W czasach napoleońskich prawie
wszyscy bracia Aubieńscy służyli w wojsku*. (* Dla orientacji podaję daty
urodzenia 7 braci Aubieńskich: Franciszek - 5.I.1784, Tomasz - 29.XII.1784,
Piotr - 31.I.1786, Jan - 27.XII.1786, Henryk - 11.VII.1793, Tadeusz - 19.X.1794,
Józef - 16.X.1796.) Franciszek, Tomasz i Tadeusz - w szwoleżerach Gwardii
Cesarsko-Polskiej; Piotr, podobnie jak dwaj najstarsi bracia, kompan Wincentego
Krasińskiego z Towarzystwa Przyjaciół Ojczyzny - w warszawskiej Gwardii
Narodowej; Jan - wybrany w roku 1812 generałem "ruchawkowym" - dowodził
pospolitym ruszeniem województwa mazowieckiego; Józef, najmłodszy, nie zdążył
już na plac boju, ale wdrażał się w arkana wojny w warszawskiej Szkole
Artylerii. Wszyscy byli dobrymi żołnierzami; ci, którym nadarzyły się
odpowiednie okazje, zebrali sporo zaszczytnych odznaczeń i dosłużyli się
wysokich stopni oficerskich. Franciszek i Tomasz wyróżnili się w sławnych
bataliach pod Somosierrą i Wagram. Tomasz miał ponadto niebagatelne sukcesy w
starciach z kawalerią angielską w Hiszpanii, a w roku 1812 na rozkaz Napoleona,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]