[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cię zainteresować.
- Teraz już lepiej. Lutetiusie, czy mogę skorzystać z twego prywatnego gabinetu?
Nie czekając na odpowiedz Honorius wmaszerował do pokoju, kiwnąwszy głową
Padwayowi, żeby poszedł za nim. Szef patrzył na to kwaśno, wyraznie czując, że należna część
łupu wymyka mu się z rąk.
W gabinecie Honorius odwrócił się do Martina:
- Nie będziesz chyba proponował łapówki swojemu gubernatorowi?
- Cóż... hm... niezupełnie.
Hrabia wyciągnął szyję i szepnął:
- Ile? I w czym? Klejnoty?
Padway odetchnął z ulgą.
- Panie, proszę, nie tak szybko. To wymaga wyjaśnienia.
- Lepiej, żeby to było dobre wyjaśnienie.
- Wygląda to tak, panie: jestem tylko biednym cudzoziemcem i muszę utrzymywać się ze
swoich umiejętności; wszystko cenne, co posiadam, to właśnie one. Ale przy odpowiednim
zastosowaniu mogą dać wcale ładny grosz.
- Streszczaj się, młodzieńcze.
- Macie prawa przeciwko spółkom z ograniczoną odpowiedzialnością oprócz przedsiębiorstw
publicznych, prawda?
- Kiedyś mieliśmy. - Honorius potarł podbródek. - Nie wiem, jak to wygląda teraz, gdy
władza senatu została ograniczona do terytorium Miasta. Nie sądzę, że Goci wprowadzali jakieś
nowe przepisy. Dlaczego pytasz?
- Jeśli przekonałbyś senat, aby wprowadził poprawkę do starej ustawy - nie jest to konieczne,
ale wyglądałoby lepiej - pokazałbym tobie i paru innym zasłużonym senatorom, jak osiągnąć
znaczny zysk z takiego przedsiębiorstwa.
Honorius zesztywniał.
- Młodzieńcze, ta oferta to chyba żart. Powinieneś wiedzieć, że godność patrycjusza nie
pozwala zajmować się handlem.
- I nie będziesz się nim zajmować, panie. Będziesz akcjonariuszem.
- Czym?
Padway wyjaśnił funkcjonowanie spółki akcyjnej. Honorius jeszcze raz potarł podbródek.
- No tak, zobaczę czy coś da się zrobić z tym pomysłem. Jaka to ma być spółka?
- Spółka dla przesyłania informacji na długie dystanse, znacznie szybciej niż przez
posłańców. W moim kraju nazwano by to telegrafem optycznym. Towarzystwo czerpie zyski z
opłat za przesyłanie prywatnych wiadomości. Oczywiście nie zaszkodziłoby, gdybyś uzyskał jakieś
subsydium ze skarbca królewskiego, bo instytucja jest cenna także dla obrony narodowej.
Honorius zastanawiał się przez chwilę, po czym oznajmił:
- Nie chcę teraz podejmować decyzji. Muszę przemyśleć sprawę i wysondować przyjaciół.
Tymczasem ty, oczywiście, pozostaniesz tutaj, u Lutetiusa w areszcie. Padway uśmiechnął się.
- Panie hrabio, twoja córka, zdaje się, wychodzi za mąż w przyszłym tygodniu?
- No to co?
- Czy chciałbyś mieć ładny opis wesela w mojej gazecie? Lista zaproszonych gości,
drzeworyt z wizerunkiem panny młodej i tak dalej.
- Hmm... nie powiem, że nie.
- A zatem lepiej mnie nie zatrzymuj, bo nie będę mógł wydać gazety. Cóż za szkoda by się
stała, gdyby tak świetne wydarzenie nie trafiło do kroniki towarzyskiej, bo wydawca siedział w
ciupie.
Honorius potarł podbródek i uśmiechnął się lekko.
- Nie jesteś tak głupi jak by się można spodziewać po barbarzyńcy. Każę cię wypuścić.
- Wielkie dzięki, panie. Dodam, że pisałbym z większym zapałem, gdyby ta skarga została
oddalona. My intelektualiści...
Kiedy Padway znalazł się w bezpiecznej odległości od więzienia, pofolgował sobie. Klął
na czym świat stoi. Jak to dobrze, że urzędnicy nie zauważyli, że jest na progu załamania się ze
strachu. Perspektywa uczciwej walki nie przerażała go bardziej niż większości ludzi w jego wieku,
ale tortury...
Kiedy tylko doprowadził przedsiębiorstwo do porządku, pospieszył do Thomasusa na naradę.
Był już przygotowany do rozmowy, gdy procesja pięciu lektyk niosących Honoriusa i czterech
innych senatorów przecisnęła się ulicą Długą do jego domu. Senatorowie nie tylko chętnie, ale
wprost entuzjastycznie deklarowali pieniądze na przedsięwzięcie, szczególnie gdy zobaczyli piękne
akcje, które Padway wydrukował. Niezbyt jednak spodobał im się sposób prowadzenia spółki.
Jeden z nich szturchnął go palcem w żebro i wyszczerzył zęby.
- Drogi Martinusie, chyba nie będziesz n a p r a w d ę budował tych idiotycznych wież
sygnalizacyjnych i całej reszty?
- No cóż, takie było założenie - odrzekł ostrożnie Padway.
Senator puścił oko.
- Rozumiem, musisz zacząć coś stawiać, żeby nabrać mieszczuchów, a my wtedy sprzedamy
akcje z zyskiem. Dobrze wiemy, że to szwindel, nieprawdaż? Cała ta sygnalizacja nie będzie
działać i za tysiąc lat.
Martin nie miał ochoty się sprzeczać, ale nie chciał też wyjawiać prawdziwej przyczyny, dla
której Thomasus Syryjczyk, Ebenezer %7łyd i Vandan Ormianin wykupili po osiemnaście procent
akcji. Senatorów mogłoby zainteresować, że bankierzy już długo przedtem zgodzili się działać
według instrukcji Padwaya, któremu pięćdziesiąt cztery procent udziałów dawało całkowitą
kontrolę nad spółką.
Padway zamierzał dołożyć wszelkich starań, by zapewnić kompanii sukces; chciał połączyć
jej działalność z wydawaniem gazety. Pierwsza linia telegrafu miała połączyć Neapol z Rzymem i
Rawenną.
Wkrótce zaczęły się podstawowe trudności. Jeśli chciał utrzymać równowagę finansową
spółki, musiał stawiać wieże w dużych odstępach. W związku z tym potrzebował teleskopów, a to
znaczyło konieczność posiadania soczewek. Gdzie jednak] szukać szkieł lub choćby kogoś, kto
mógłby je wyprodukować? Była jakaś opowieść o szmaragdowym lorgnon Nerona...
Padway poszedł do złotnika Sextusa Dentatusa, tego samego ropuchowatego jegomościa,
który zamieniał jego liry na sestercje. Dentatus wyrechotał adres warsztatu Florianusa szklarza.
Florianus był jasnowłosym dryblasem z opadającym wąsem i nosowym akcentem. Wyszedł
przed próg małego kramiku. Cuchnął silnie winem. Tak, owszem, posiadał kiedyś hutę szkła w
Kolonii, ale nie wiodło się w reńskim przemyśle szklarskim. Ta niepewność życia pod Frankami.
Pan rozumie, mój panie. Zbankrutował. Teraz zarabia na utrzymanie naprawiając czasem okna.
Padway wyjaśnił, o co mu chodzi, dał zaliczkę i poszedł sobie. Kiedy wrócił umówionego
dnia, Florianus zamachał rękami, jakby miał zamiar odlecieć.
- Zechciej wybaczyć, mój panie! Trudno było dostać tłuczone szkło. Błagam! Jeszcze parę
dni. I gdybym mógł dostać jeszcze trochę pieniędzy. Czasy są ciężkie... a ja biedny.
Za trzecim razem Padway zastał Florianusa pijanego. Mamrotał coś niezrozumiale po
galloromańsku. Padway poszedł na zaplecze. Nie było ani śladu narzędzi i materiałów.
Wyszedł rozczarowany. Najbliższa buta szkła była w Puteoli, koło Neapolu. Korespondencja
zajęłaby wieczność, toteż Padway wezwał Grzegorza Menandrusa i zatrudnił go jako wydawcę
gazety. Przez kilka dni gadał do ochrypnięcia, a biedny Menandrus niemal ogłuchł, wysłuchując
cyklu wykładów "Jak być redaktorem". Potem z bólem serca Martin wybrał się do Neapolu.
Doświadczył jazdy łodzią po kanale, wsławionej przez Horacego, i stwierdził, że poeta się nie
mylił. Była okropna.
Wezuwiusz nie dymił. Puteoli owszem, tak. Miasteczko było położone na skrawku lądu
między morzem a wygasłym kraterem Solfatara. Padway i Fritharik odszukali miejsce wskazane
przez Dentatusa. Stała tam jedna z największych i najbardziej zakopconych miejscowych hut.
Padway zapytał odzwiernego o Andronikusa. Właściciel był niskim, muskularnym
mężczyzną, wysmarowanym sadzą. Kiedy Padway przedstawił się, Andronikus wykrzyknął!
- Ach! Pięknie! Wejdz, szlachetny panie, mam to czego potrzebujesz.
Podążyli do jego prywatnego inferno. Westybul, który pełnił jednocześnie rolę biura,
otoczony był półkami, a na półkach stało szkło. Andronikus podniósł wazon.
- Popatrz! Ach, cóż za przejrzystość! Nie znajdziesz piękniejszego nawet w Aleksandrii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl