[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w głąb ziemi i kryjących w swych wnętrzach starożytne grobowce królów. Khemi, w którym,
jak głosiły plotki, zamykano po zmroku brązowe bramy i w którym o tej nocnej porze krążyły
po ulicach głodne świątynne pytony, wybierające sobie żer spośród grzeszników i niewiernych.
 Jeśli Styks jest naprawdę ciałem boga węża  powiedział Guliazar  to tamten przylądek
jest jego kłami.  Wskazał na południe ku fortom, które wcinały się głęboko w morze.  A
czarne Khemi jest jego wiecznie otwartym okiem.
W szerokiej delcie niewiele było żagli, choć Conan dostrzegł kilka masztów, poruszających
się leniwie w kierunku czarnych murów miasta i zabudowań portowych. Były to barki rzeczne,
wpływające, według słów Guliazara, przez otwarte wrota portu Khemi do sieci wewnętrznych
kanałów wodnych. Jeden wszakże żagiel wydał im się podejrzany  wysoki, trójkątny, o
purpurowej barwie. Poruszał się bystro na horyzoncie i najwyrazniej starał się przeciąć ich
kurs w głębi delty. Conan przysłonił oczy ręką, by przyjrzeć mu się uważnie, w czym
przeszkadzały promienie zachodzącego słońca. A potem odwrócił się ku załodze i zaczął
wydawać szybkie komendy:
 Wioślarze, opuścić wiosła! Podać na bębnie szybkie tempo! Guliazarze, nadaj sygnał do
pozostałych statków, aby natychmiast kierowały się w górę rzeki!
Pilot przekazał posłusznie rozkaz do sygnalisty, ale potem, spojrzawszy na południe, ośmielił
się podać w wątpliwość decyzję swego dowódcy.
 Nie widzę powodu do obaw. Ten statek porusza się szybko, ale to nie jest okręt wojenny.
Nie może nam w żaden sposób zaszkodzić, co najwyżej przyjrzeć się nam wyraznie i przekazać
raport kapłanom w mieście.
Przekrzykując skrzypiące wiosła i gwar wśród załogi oraz głęboki, wibrujący dzwięk, który
rozległ się, gdy wyciągnięto bęben, Conan udzielił odpowiedzi:
 Ten statek jest bardzo niebezpieczny, Guliazarze. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Jest
niebezpieczeństwem, na które jesteśmy bardzo słabo przygotowani. Niebezpieczeństwem,
które może wywrócić do góry nogami naszą ekspedycję, pokonać naszą flotę i uwięzić w
lochach Stygii wielu mieszkańców Baalur.  Uniósł głos, wykrzykując komendy  Wioślarze,
czas pokazać co pojęliście z moich nauk podczas podróży z Asgalun! Skręt na prawo! Bęben,
zaczynać!
Przy miarowych uderzeniach bębna, które pomagały nawet niewyszkolonym wioślarzom,
manewr skrętu rozpoczął się. Wiosła na prawej burcie zwisały nieruchomo, uniesione nad
powierzchnię wody, podczas gdy te po przeciwnej stronie uderzały ze zdwojoną energią. W
tym czasie sternicy całym ciężarem swych ciał naparli na ciężki, nieruchawy rumpel, pchając go
w stronę bakburty. Nie był to sprawny manewr. Pośród plusków i przekleństw wiele wioseł
prześlizgnęło się po powierzchni wody miast zanurzyć się głębiej, wiele też pozderzało się ze
sobą. Niemniej manewr jakoś wykonano, zwłaszcza że przypływ oceanu, który właśnie
wtargnął w deltę rzeki, znacznie w tym pomógł.
 Teraz najszybsze tempo i cała naprzód! Zwinąć ten żagiel, tylko nam przeszkadza! I
przestać mleć ozorami, rzezimieszki! Oszczędzajcie oddech, bo płyniemy pod wiatr!
Conan odwrócił się, aby zobaczyć czy dahabije powtórzyły jego manewr. Skinął głową z
zadowoleniem, widząc, że kapitanowie wykonali jego rozkaz, chociaż idąc na żaglach i pod
wiatr musieli bardzo się starać halsując. Spojrzał teraz ponownie na zbliżający się nieznany
statek. Prędkość, jaką mieli obecnie, wystarczała w zupełności, aby ich centyrema zostawiła za
sobą obcą jednostkę. Ale było też możliwe, że będą musieli wykonywać dalsze manewry, by
odpędzić intruza od wolniejszych żaglowców. Co więcej, musiał pamiętać, że jego ludzie nie są
tak wytrzymali, jak doświadczeni wioślarze.
 Hej, zdaje mi się, że mają tam na pokładzie jakichś pasażerów  powiedział Guliazar,
przysłaniając oczy przed blaskiem słońca.  Na Isztar, słyszałem już coś o tym.
 Patrzeć w stronę rufy!  rozkazał Conan załodze.  Wszystkie oczy na tego, który podaje
rytm, choć może nie jest najpiękniejszy!
Cymmerianin dziękował bogom, że ławy wioślarzy zwrócone są w stronę rufy okrętu. Ale nie
trzeba było patrzeć, by wiedzieć dokładnie, co lub raczej kto znajduje się na zbliżającym się
statku. Zapach egzotycznych perfum, ciężkich i słodkich, doleciał ku nim na skrzydłach
popołudniowej bryzy  intruz znajdował się po nawietrznej. A kiedy tylko statek o
purpurowych żaglach podpłynął bliżej, można było wyrazniej przyjrzeć się tłumowi, który
kłębił się na wąskim pokładzie. Były to kobiety. Nagie, ciemnoskóre, machające rękami i
wykrzykujące bezwstydne zaproszenia w stronę centyremy oraz podążających za nią
żaglowców. Wychylały się za burtę, ukazując w wyuzdany sposób swe nagie wdzięki. Każda
miała we włosach wielki czerwony kwiat i nic poza nim. Ich okrzyki i propozycje dochodziły
do uszu załogi Conana, niosąc ze sobą zaproszenie do dzikiej orgii.
 Pół tempa, ale bębnić głośniej!  rozkazał Conan.  Sternik, odpędzić je, celując taranem!
Podać sygnał do reszty statków, by gnały naprzód na pełnych żaglach.
Teraz Guliazar przyznał mu rację. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl