[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Było w tym dzwięku coś, co przyciągało powiedział Rayk, a Blad potwierdził jego
słowa skinieniem głowy.
Tak, ja te\ to czułam odparła Thayla a to wystarczający powód, by tego unikać.
Obaj Pili spojrzeli na nią, jakby nagle wyrosły jej skrzydła i właśnie zbierała się do odlotu.
To po prostu brzmiało, jakby ktoś nas wabił wyjaśniła starając się zachować
cierpliwość.
A skąd mo\esz to wiedzieć? zawołał Rayk.
Nie wiem na pewno. Ale myślałam, \e chcesz iść do zamku maga, by odzyskać
talizman.
Bo tak jest.
Więc musisz się zdecydować. Chcesz zdobyć ten magiczny przedmiot, czy ścigać po
trzcinach jakieś zawodzenie, co mo\e zresztą przynieść ci śmierć.
Patrzyła cierpliwie, jak Rayk i Blad wpatrują się w siebie nawzajem. Zpiew odezwał się
znowu. Donośniejszy. I zdawał się oddziaływać na nich znacznie bardziej ni\ na nią. Ta
dziwna pieśń miała najwyrazniej przyciągać mę\czyzn, a nie kobiety. Król spojrzał w
kierunku, skąd dochodziła.
Thayla zaś starała się uchwycić spojrzenie Blada i ściągnąć na siebie jego uwagę.
Potrząsnęła głową, dając mu wyraznie do zrozumienia, \e nie ma zamiaru szukać zródła tego
ponurego dzwięku, który ich wzywał. Blad mimo swej tępoty zrozumiał i kiedy król odwracał
się znów w ich stronę, Thayla ponagliła młodego Pili ruchem głowy. Ten na szczęście zdołał
odnalezć język w gębie:
Być mo\e królowa ma rację, Wasza Wysokość. Naszym celem jest talizman. Mo\emy
zbadać zródło tego dzwięku w powrotnej drodze.
Król spojrzał na Blada, a potem na Thaylę. Wreszcie powoli skinął głową, chocia\, jak
zauwa\yła królowa, z dość wyraznym oporem.
Dobrze. Więc najpierw talizman.
Wszyscy troje odwrócili się od wabiących ich odgłosów i podą\yli w dalszą drogę, w
kierunku niewidocznego jeszcze zamku. Krótki moment triumfu i satysfakcji, który poczuła
Thayla, odpłynął bardzo szybko. Przypomniała sobie, \e od jednego nieznanego
niebezpieczeństwa podą\ają wprost w objęcia innego. Nie było więc powodów, by napawać
się tym małym zwycięstwem.
Chocia\ jego domem była woda i Kleg spędził niewielką część swego \ycia podró\ując po
powierzchni Sargasso, znał większość niebezpieczeństw, które kryła w sobie ta roślinność i
wiedział, jak ich unikać. Teraz właśnie, gdy przemierzał te pełne \ywych istot gąszcze,
Strona 68
Perry Steve - Conan wyzwoliciel
bardzo przydawała mu się ta wiedza. Trzymał się z dala od gęstszych zarośli, a zwłaszcza
takich, w których znajdowały się wiadome dziury. Takie miejsca bardzo często były siedzibą
drapie\ników; czasem tak małych, jak podobni do szczurów padlino\ercy wielkości psa, a
czasem skorupiaków wielkości byka, które mogły uciąć rękę jednym kłapnięciem olbrzymich
szczypiec. W wielu te\ miejscach pułapki tkwiły w podło\u, ale tutaj wystarczyło spojrzenie
uwa\nego oka, by odró\nić minimalne zmiany w ubarwieniu roślinności.
To, co go ścigało, poruszało się jednak wolniej po trzcinowej macie nizli pod nią. Kleg
stale zwiększał dystans dzielący go od prześladowcy. Będzie zmęczony, gdy dotrze do
bezpiecznego zamku, ale je\eli wszystko potoczy się dalej tak, jak do tej pory, dotrze tam,
zostawiając potwora daleko w tyle. Kleg odwa\ył się uśmiechnąć. Cała ta eskapada była
bardziej niebezpieczna, ni\ się spodziewał, ale zbli\ała się ku końcowi.
W tym momencie dotarł do niego odległy zew. Zew pełen lubie\nych tonów, które
spłynęły na biegnącego selkie jak słodki miód. Uśmiech Klega poszerzył się, gdy rozpoznał
zródło tego dzwięku skreeche.
Spędziwszy prawie całe swe \ycie pod powierzchnią lub na powierzchni Sargasso,
Pierwszy selkie znał bardzo dobrze kuszącą moc tych istot. On sam, podobnie jak i jego
bracia, był praktycznie odporny na ten zew. Częściowo z powodu przyzwyczajenia, a
częściowo dlatego, \e Stwórca tworząc skreeche obdarzył je zdolnością kuszenia ludzi, nie
selkich. To co u Klega lub jego braci powodowało tylko lekki wzrost po\ądania, nad ludzmi
panowało całkowicie. Mę\czyzna pobiegłby do skreecha jak pszczoła do miodu. I czułby to
ogarniające wszelkie zmysły po\ądanie, dopóki skreech nie zanurzyłby zębów w jego krtani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]