[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem jednym ruchem podnosiłem się i znów byłem wybity ze snu. Tak było co noc.
Znowu nie wypłacano mi ani centa za pracę w pralni.
- Meble w celach nie są po to, aby pijani więzniowie mogli je rozbijać - poinformował mnie
niezbyt uprzejmie kierownik oddziału i wręczył mi listę, na której punkt po punkcie widniało,
ile kosztowały sprzęty z mojej celi.
***
Całymi dniami kipiało we mnie i kłóciłem się z każdym, kto się do mnie zbliżył.
Któregoś razu popełniłem kolejny błąd. Wyrwałem wszystkie swoje wiersze z notesu i
podarłem je na drobne kawałki. Po co w ogóle zapisywałem te bzdury? Widocznie stopniowo
stawałem się tutaj wariatem. Rozdrażniony wpatrywałem się w górę strzępków papieru.
Wtedy zrobiłem następny błąd. Klnąc, zabrałem się do składania papierków z powrotem w
całość. Minęły godziny, zanim się z tym uporałem. Wściekły przepisałem złożone z
kawałków teksty, wsadziłem je do więziennej koperty i wtedy popełniłem tego dnia trzeci
błąd. Złapałem bowiem długopis i nabazgrałem na kopercie nazwisko Mii i jej adres.
Do diabła, te wszystkie bzdury wyślę Mii...
Niech się zajmie obłędem panującym w mojej głowie.
124
17
W następnym tygodniu miałem same kłopoty. Najpierw pobiłem się z Alim, po tym, gdy
żartem powiedziałem, że wszyscy Turcy to świnie. A przecież mój jedyny przyjaciel był
Turkiem, ale nie zdołałem wyjaśnić tego Alemu, bo rzucił się na mnie z pięściami.
- Przeklęty Turek! - zakląłem i także zacząłem uderzać. Potem zadzwoniła matka i
poinformowała mnie, że za trzy
tygodnie bierze ślub. Rzeczywiście była w ciąży ze swoim szczupłym, cichym przyjacielem.
Usłyszawszy to, poczułem się dość dziwnie.
- Na ślub matki dostaniesz dzień urlopu - zapowiedziała pani Schiller. - W każdym razie pod
warunkiem, że do tego czasu nie wdasz się w żadną bijatykę...
Potem starłem się z Rufusem i Normanem.
- Kiedy cię wypuszczą na jeden dzień, oczywiście przyniesiesz ze sobą kilka proszków -
powiedział Rufus i złapał mnie za ramię. - Uważaj, to się tak robi...
Następnie przedstawił mi swój plan. Okazało się, że w kuchni była zatrudniona osoba, która
była gotowa brać w tym udział.
- Nie, nie zrobię tego - powiedziałem rozdrażniony. -Znowu wyjdzie z tego dramat. A ja
naprawdę nie mam ochoty na bunkier!
- Tylko nie narób ze strachu w spodnie, pedziuniu... -odszczeknął Rufus ze złością.
Przez chwilę jeszcze kłóciliśmy się i Rufus stwierdził, że trzeba mnie stłuc, jeśli będę
odmawiał udziału w pośrednictwie, ja zaś obstawałem przy swoim.
Nie ukrywam, że nadal czułem strach przed Rufusem i jego władzą w naszej grupie.
Przez wiele dni nie wiedziałem, co powinienem zrobić.
Na szczęście pod koniec tygodnia Rufus pokłócił się z Normanem.
- Zabiję cię, ty szczurze! - zaryczał i mimo że nikt nie wiedział, co się w ogóle stało, uderzył
Normana pięścią w twarz.
125
Byliśmy wszyscy na dziedzińcu, ale zanim strażnicy połapali się, co się dzieje, Rufus pobił
Normana. Jego twarz była zakrwawiona i zabrano go na oddział szpitalny.
Rufus trafił do bunkra.
Odetchnąłem z ulgą.
***
To był skromny, niepozorny ślub. Oprócz matki, Per-Ola-fa, Patrycji i mnie była tylko matka
Per-Olafa. W pięcioro poszliśmy do ratusza. Per-Olaf był cichy i powściągliwy jak zawsze, a
jego matka przezornie trzymała się z dala ode mnie. Widocznie wiedziała, że odsiaduję
wyrok.
Wszystko szybko się skończyło, także noc, którą mogłem spędzić w domu. Spałem w swoim
dawnym pokoju i rozmyślałem o ludziach, którzy odegrali jakąś rolę w moim życiu.
Noe. Lino. Pan Bernhard. Pan Domejko. Mohammed. Rufus. Pani Schiller. Matka. Moja
siostra. Per-Olaf.
I Mia.
Wcześnie rano wstałem po cichu i przyniosłem do pokoju telefon. Zimnymi palcami
wystukałem numer Mii i przycisnąłem słuchawkę do ucha. Długo czekałem, aż ktoś po
drugiej stronie odbierze.
- Tu Konstantin Kirberg, kto mówi? - zapiszczał wysoki głos.
Milczałem rozczarowany, słyszałem, jak mały brat Mii powtórzył jeszcze kilkakrotnie
Halo!", potem przerwałem połączenie.
W południe pojechałem z Per-Olafem z powrotem do więzienia. Milczeliśmy przez całą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]