[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mam wrażenie, że powinien się pan zgłosić do lekarza - zaczęła detektyw.
Przytaknąłem ruchem głowy.
- Gdzie jest Sloan? - zapytała. - Jeśli to on was napadł, każę wydać nakaz jego aresztowania.
Oparłem się ciężko o blat kuchenny.
- Prędzej będzie pani musiała wezwać ponownie ekipę płetwonurków - odparłem.
Opowiedziałem jej z grubsza o wszystkim. O tym, jak Vince znalazł zagadkową notatkę w starych
wycinkach prasowych, jak doprowadziło nas to do rodziny Sloanów mieszkających w Youngstown, jak
odszukałem Claytona Sloana w szpitalu i jak Jeremy z Enid chcieli zabić Cynthię oraz Grace.
Opisałem wreszcie, jak samochód, z Claytonem za kierownicą i siedzącą obok Enid oraz Jeremym na
masce zwalił się w dół z krawędzi wyrobiska kamieniołomu.
Zataiłem przed nią tylko jedną drobną część tej historii, która wciąż nie dawała mi spokoju, gdyż nie
byłem pewien, jak należy ją interpretować. Miałem już jednak pewne podejrzenia.
- No cóż - mruknęła Rona Wedmore. - To dość niezwykła opowieść.
- Owszem - przyznałem. - Gdybym musiał coś naprędce wymyślić, może mi pani wierzyć, że
sięgnąłbym po bardziej wiarygodną bajeczkę.
- Chciałabym porozmawiać z Grace - rzekła śledcza.
- Na pewno nie teraz - wtrąciła stanowczo Cynthia. - Dość już przeszła, jak na jeden dzień. Jest
wyczerpana.
Policjantka smutno pokiwała głową.
- Przeprowadzę parę rozmów telefonicznych, skontaktuję się z ekipą płetwonurków i odezwę się
jeszcze dziś po południu - oznajmiła, po czym zwróciła się do mnie: - A pan niech jedzie do szpitala.
Mogę pana podrzucić, jeśli pan chce.
- Dam sobie radę - odparłem. - Pojadę tam za jakiś czas, taksówką, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Kiedy Wedmore wyszła, Cynthia oświadczyła, że idzie na górę, żeby chociaż spróbować nadać sobie
odpowiedni wygląd.
Nie minęło pół minuty od zniknięcia samochodu detektyw za zakrętem, gdy na nasz podjazd skręcił
inny wóz. Wyszedłem na ganek w samą porę, żeby przywitać Rolly ego, ubranego w długą sportową
marynarkę narzuconą na błękitną letnią koszulę i dobrane do niej kolorem spodnie.
- Terry! - zawołał.
Przyłożyłem palec do warg.
- Grace dopiero zasnęła - wyjaśniłem, gestem dłoni zapraszając go do kuchni.
- A więc sam je odnalazłeś? Cynthię także?
Przytaknąłem ruchem głowy, sięgając do apteczki w poszukiwaniu przeciwbólowego advilu.
Odnalazłem fiolkę, wytrząsnąłem z niej kilka tabletek na dłoń i nalałem do szklanki wody z kranu.
- Wyglądasz na zbolałego - powiedział Rolly. - Znam ludzi gotowych na wszystko w celu uzyskania
długoterminowego zwolnienia lekarskiego.
Zaśmiałbym się w głos, gdyby aż tak bardzo mnie nie bolało.
Wrzuciłem do ust trzy tabletki i popiłem je sporą porcją wody.
- A zatem... - rzekł Rolly i zająknął się.
- Tak?
- Odnalazłeś ojca swojej żony. Claytona.
Skinąłem głową.
- To niesamowite - przyznał. - Zew ogóle go odnalazłeś...
Ze wpadłeś na trop Claytona, który jeszcze żył, po tylu latach...
- To był dopiero początek - odparłem, nie zamierzając mu jeszcze wyjaśniać, że mimo upływu lat
wciąż żywy Clayton na moich oczach rozstał się z życiem.
- To po prostu niesamowite.
- Nie interesuje cię los Patricii? - zapytałem. - Ani Todda?
Nie jesteś ciekaw, co się z nimi stało?
Pospiesznie spojrzał w bok.
- Pewnie, że jestem. Chociaż już wiem, że ich zwłoki znaleziono w samochodzie wydobytym z dna
jeziorka w kamieniołomie.
- Owszem, to prawda. Ale cała reszta, a zwłaszcza tożsamość ich zabójcy, chyba także nie jest dla
ciebie żadną tajemnicą - powiedziałem. - W przeciwnym razie bowiem wcześniej byś o to zapytał.
Rolly zagryzł wargi, przybierając posępną minę.
- Ja tylko... nie chciałem zasypywać cię pytaniami - wyjaśnił. - Ledwie przed paroma minutami wróciłeś
do domu.
- I naprawdę nie jesteś ciekaw, jak zginęli? Co im się przydarzyło?
- Pewnie, że jestem.
- No to poczekaj minutę. - Ponownie napełniłem szklankę wodą i pociągnąłem tęgi łyk, mając nadzieję,
że advil zacznie szybko działać. W końcu zacząłem: - Rolly, czy to ty podrzucałeś Tess pieniądze?
- Słucham?
- Mówię o gotówce. Dla Tess. Forsie przeznaczonej na wychowanie i wykształcenie Cynthii. To ty ją
podrzucałeś, prawda?
Nerwowo oblizał wargi.
- Co ci powiedział Clayton?
- A jak myślisz?
Przeciągnął dłonią po łysinie i szybko odwrócił głowę.
- Powiedział ci wszystko, zgadza się?
Nie zareagowałem. Uznałem, że będzie lepiej, jeśli utrzymam go w przekonaniu, że wiem więcej niż w
rzeczywistości.
- Chryste - syknął, kręcąc głową. - To sukinsyn... Obiecywał, że nikomu nie powie... Jego zdaniem
jestem w jakiś sposób odpowiedzialny za to, co go spotkało, prawda? Tylko z tego powodu
renegocjował warunki naszego porozumienia.
- Jesteś pewien, Rolly, że tak to należy zakwalifikować? Jako wasze porozumienie?
- Przecież zawarliśmy umowę! - Ze złością pokręcił głową. - A mnie już tak mało brakuje do emerytury.
Zależy mi tylko na spokoju, pozbyciu się odpowiedzialności za tę pieprzoną szkołę i zniknięciu sprzed
oczu opinii publicznej, wyniesieniu się z tego przeklętego miasta.
- Więc dlaczego ukrywałeś to wszystko przede mną? Ciekaw jestem, czy twoja wersja będzie się
zgadzała z zeznaniami Claytona.
- Na pewno powiedział ci o Connie Gormley, prawda?
O tamtym wypadku...
Nie odpowiedziałem.
- Wracaliśmy z wyprawy na ryby - rzekł. - To Clayton podsunął pomysł, żeby się zatrzymać na piwo.
Powinienem był jechać dalej, bez skręcania na parking, ale przystałem na jego propozycję.
Weszliśmy do baru z zamiarem wypicia po jednym szybkim piwku, kiedy ta dziewczyna zaczęła się do
mnie przystawiać...
- Connie Gormley.
- Zgadza się. To znaczy... przysiadła się do mnie, zamówiła następną kolejkę. No i w efekcie wypiłem
trochę za dużo. Clayton, który niczym się nie przejmował, powtarzał, żebym pił śmiało, ale ja nie mam
pojęcia, jak do tego doszło. W każdym razie, gdy poszedł się odlać, ta Connie zaciągnęła mnie na tyły
baru, no i nie wiadomo kiedy wylądowaliśmy na tylnym siedzeniu jej auta.
- Ale byłeś już wtedy żonaty z Millicent, prawda? - wtrąciłem. Wcale nie chciałem przesądzać sprawy,
po prostu nie byłem tego pewien. Ale wykrzywienie ust Rolly ego było dla mnie wystarczającą
odpowiedzią.
- No cóż, zdarzył mi się ten jeden skok w bok.
- Zatem zrobiłeś skok w bok z Connie Gormley. Jak to się stało, że wylądowała martwa w
przydrożnym rowie?
- Kiedy... skończyliśmy i chciałem iść z powrotem do baru, zażądała pięćdziesięciu dolarów.
Odparłem, że gdyby była prostytutką, podałaby tę cenę, zanim wyszliśmy z baru, chociaż nie miałem
pojęcia, czy naprawdę sprzedaje się za pieniądze. Może po prostu potrzebowała tych pięćdziesięciu
dolarów. W każdym razie dałem jej do zrozumienia, że nie zamierzam zapłacić, na co odparła, że w
takim razie upomni się o swoje przy innej okazji, w moim domu, najlepiej od mojej żony.
- Jasne.
- Zaczęła nachalnie obściskiwać mnie przy samochodzie, więc się cofnąłem, a w zasadzie
odskoczyłem, a ona upadła i uderzyła głową w zderzak, i to wystarczyło.
- Uderzyła się śmiertelnie? - zapytałem.
Rolly przełknął ślinę.
- Widzieli nas inni ludzie. Klienci baru. Mogli zapamiętać, że byłem w towarzystwie Claytona.
Wykombinowałem więc, że jeśli wszystko będzie wskazywało, że została potrącona przez samochód,
kiedy szła poboczem autostrady, a w dodatku była pijana, nikt nie zacznie szukać faceta, z którym
rozmawiała w barze.
Pokręciłem głową.
- Terry, gdybyś był w mojej sytuacji, też byś uległ panice.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]