[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja jestem David - uśmiechnął się starszy mężczyzna. - Bardzo
podobała mi się twoja książka. Nie mogę się doczekać następnej.
Po tej uwadze uśmiech znikł z twarzy Jeda.
- Dziękuję panu, właśnie nad nią pracuję.
56
R S
- Proszę, mów mi po imieniu. Ostatnio miałem dużo czasu na lekturę
- dorzucił z żalem.
- Davidzie, skąd wiedziałeś, że przyjaciel Margaret to Jerrod Cole? -
spytała podejrzliwie Lydia.
Mąż popatrzył na nią ze spokojem.
- Rozpoznałem go z fotografii umieszczonej na okładce, rzecz jasna -
wyjaśnił łagodnie, po czym zwrócił się znowu do Jeda: - Przyjmuję, że
naprawdę potrafisz pilotować samolot, przy którym stałeś - zażartował.
Jed bez wysiłku odwzajemnił uśmiech.
- Potrafię.
- To dobrze. - Mężczyzna skinął głową. - Zabieram tego młodzieńca,
żeby pokazać mu fotografie. - Rzucił ciepły uśmiech cierpliwie
czekającemu Scottowi.
- Pójdę z wami - wtrąciła szybko jego żona.
- Naprawdę nie ma potrzeby, Lydio - zapewnił ją David lekko, ale z
naciskiem, który kładł kres dalszej dyskusji. - Może byś zaprowadziła Meg
i Jeda do salonu i zaproponowała im coś do picia - łagodnie, lecz
stanowczo przypomniał żonie o zasadach dobrego wychowania.
Nagły rumieniec, który pokrył policzki Lydii, gdy jej mąż oddalał się
ze Scottem, dowodził, że nie była zadowolona z tego rozwiązania,
jednocześnie nie miała wyboru i musiała się podporządkować.
- Margaret, może byś zaprowadziła pana... Jeda do salonu, a ja zajmę
się przygotowaniem jakiegoś poczęstunku przed lunchem. - Nie czekała na
odpowiedz i odeszła.
Od kilku minut Jed starannie unikał spojrzenia na Meg. Najpierw
dlatego, że czuł się jak intruz, będąc świadkiem jej wzruszającego
spotkania z ojcem, a potem nieustannie czuł na sobie jej oskarżycielski
57
R S
wzrok. Najwidoczniej ostatnie wydarzenia nie złagodziły jej gniewu z
powodu jego dwulicowości. Wiedział, że skoro znalezli się sam na sam,
usłyszy zaraz coś na ten temat.
Westchnął.
- Meg, najwyrazniej nie możesz doczekać się, by powiedzieć, co o
mnie myślisz, ale może najpierw mnie wysłuchasz?
- Jesteś Jerrodem Cole'em - oskarżyła go gwałtownie, jakby ten fakt
unieważniał wszystko, co miał do powiedzenia na swoją obronę.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - skrzywił się. - Ale jestem także
Jedem Cole'em. I to Jeda spotkałaś wczoraj...
- To jedna i ta sama osoba - przerwała mu z irytacją.
- Niezupełnie. Ja... - urwał, gdyż drzwi wejściowe otworzyły się
nagle. Podmuch zimnego powietrza i śniegu zwiastował pojawienie się
dwojga osób.
Drobna kobieta ubrana w długie białe palto i dobraną do niego
czapkę, z twarzą zarumienioną z zimna, odpowiedziała śmiechem na coś,
co mówił do niej towarzysz.
Mężczyzna był wysoki, siwowłosy, miał przystojną twarz z
bruzdami koło nosa i ust, uśmiechał się do kobiety, ukazując zęby, które
wydawały się bardzo białe na tle opalenizny. Lekko kulejąc, podszedł do
drzwi, by je zamknąć.
Najwyrazniej był to Jeremy, szwagier Meg. A to znaczyło, że kobieta
musiała być jej siostrą, Sonią.
Kobieta zdjęła kapelusz, smukłymi, idealnie wymanikiurowanymi
palcami przeczesała ciemne, krótkie włosy, zmrużyła zielone oczy, a jej
uśmiech bladł powoli, gdy odwróciła się i zorientowała, że nie są sami.
58
R S
Blizniaczo podobna, a jednak w dziwny sposób inna, tak jak
próbowała mu wyjaśnić Meg.
Spojrzał na Meg i instynktownie przysunął się do niej, widząc, jak
bardzo zbladła. Nie wiedział, czemu tak reagowała - w końcu to była jej
siostra blizniaczka - ale i tak zaoferował jej wsparcie. No i tyle wyszło z
decyzji, że nie będzie się angażował. Był już zaangażowany po szyję.
ROZDZIAA PITY
Meg miała wrażenie, że czas wokół niej zatrzymał się, że wszystko
dzieje się w zwolnionym tempie.
Najpierw to chłodne spotkanie z matką, potem zaskakujące odkrycie
na temat Jeda - prawdziwa rewelacja, niezależnie od tego, co miał na ten
temat do powiedzenia.
Był Jerrodem Cole'em, na litość boską. Nadal nie mogła w to
uwierzyć.
Ten facet był w minionym roku prawdziwym cudem wydawniczym.
Sprzedaż jego książki Aamigłówka - jakże odpowiedni tytuł dla tak
zagadkowego człowieka - osiągnęła poziom niespotykany dotąd po obu
stronach Atlantyku. Za prawo do ekranizacji również otrzymał rekordową
sumę.
Meg czytała o nim w czasopismach, ale nie znalazła dotąd czasu, by
kupić i przeczytać książkę, o której wszyscy mówili.
Może to nadrobi, skoro poznała osobiście autora.
Potem nastąpiło spotkanie z ojcem. Starszym, chudszym, dziwnie
odmienionym. Nie potrafiła określić, na czym to polegało, wiedziała tylko,
59
R S
że jest inny. Nie to, żeby odnosił się do niej inaczej; był jak zwykle czuły i
kochający. I nie mogła życzyć sobie lepszego potraktowania Scotta.
Ale coś było nie całkiem w porządku - może jakieś
niewypowiedziane napięcie pomiędzy nim a matką? Z pewnością nigdy nie
słyszała, by odzywał się do żony tak stanowczym tonem.
Jednak największym wstrząsem, bez którego doskonale mogłaby się
obyć, było to nieoczekiwane - aż do rozmowy telefonicznej z matką -
spotkanie z siostrą.
Dawniej były sobie bliskie, bardzo bliskie, lecz czas i okoliczności
sprawiły, że to się zmieniło.
Siostra też nie sprawiała wrażenia zadowolonej ze spotkania; ich
spojrzenia toczyły milczącą walkę. Błysk wrogości przemknął po twarzy
Soni. Ukryła ją, gdy zorientowała się, że nie są same. Zerknęła z ukosa na
Jeda stojącego u boku Meg, jej zielone oczy otworzyły się szerzej. Meg nie
sądziła, by siostra go rozpoznała, była to raczej typowo kobieca reakcja na
przystojnego mężczyznę.
- Meg, kochanie - odezwała się w końcu chłodnym tonem. - Jak miło
znowu cię widzieć. - Przeszła przez pokój, obdarzyła Meg krótkim
uściskiem, dotknęła policzkiem jej policzka i złożyła w powietrzu
pocałunek. - A to jest...? - Obrzuciła Jeda spojrzeniem pełnym czysto
kobiecego uznania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]