[ Pobierz całość w formacie PDF ]
równowagę. Pomieszczenie wypełnił odgłos uderzających o siebie ciał. Gorączkowy rytm
jego pchnięć sprawił, że Joss niemal natychmiast znalazła się na krawędzi, doznając
graniczącej z bólem przyjemności.
A potem przylgnął do niej, jedną ręką chwycił za pierś, drugą za bark, napierając na
nią całym sobą, i skończył w niej serią szybkich, głębokich posunięć, które odczuła w całym
ciele.
Wystarczyło, że wyobraziła sobie, jak muszą teraz wyglądać - jego potężne ciało
splecione z nią we władczym uścisku - a wypełniła ją energia, od której zrobiła się jeszcze
wilgotniejsza i bliższa orgazmu.
Słyszała tylko wydawane przez nich odgłosy - jego ochrypły, dyszący oddech,
przerywany od czasu do czasu niskim, głuchym pomrukiem i jej, wyższe, jęki i zduszone
krzyki, na tle wilgotnych plaśnięć rytmicznie zderzających się ze sobą ciał. Zdawał się
ogarniać sobą ją całą, przez co miała wrażenie, że posiadł ją bez reszty aż do dna jej duszy.
Mimo że wszystko to było takie ostre, szybkie i szorstkie, Joss czuła, że wydarzyło się
między nimi coś ważnego. Coś dużo bardziej intensywnego niż ostatnim razem.
Jego potrzeba była jak jeszcze jedna, namacalnie obecna osoba w pokoju.
Dłoń Brady ego zsunęła się z piersi i znalazła między jej nogami. Palce poruszały się
po łechtaczce w jednym rytmie z mocnymi, głębokimi pchnięciami.
Orgazm ogarnął ją nagle, ni stąd, ni zowąd. Krzyknęła i oplotła ramiona Brady ego
rękami, bojąc się, że zaraz upadnie.
- Cholera! - wykrztusił. Zciskając ją tak mocno, że z trudem oddychała, skończył drugi
raz, tryskając w nią i nie przestając spazmatycznie poruszać biodrami. Jego urywany oddech
muskał jej bark. Potem jeszcze przez długie minuty stali w tej samej pozycji.
W końcu opuścił głowę na jej ramię. Joss wyciągnęła rękę do tyłu i przesunęła
palcami przez jego włosy, podczas gdy on trącał nosem jej szyję i ucho, obsypując je
pocałunkami. Ciągle tak mocno obejmował ją ramionami, że nie była pewna, czy trzyma ją,
żeby nie upadła, czy sam boi się upaść.
- Joss - wyszeptał, pieszcząc oddechem jej skórę.
Jej serce biło bardzo szybko, ze zmęczenia, ale też z nadziei.
Tym razem było jakoś inaczej. Tym razem nie odsunął się od niej.
Ta myśl dodała jej odwagi - powie mu, z czym tutaj przyszła.
- Brady? - odezwała się, pocierając jego ramiona.
- Tak? - Pocałował ją w ramię i odkleił się od jej ciała. Najpierw podał ubranie jej,
potem sam zaczął się ubierać.
Joss ubierała się, patrząc na niego. Wydawał się równie roztrzęsiony jak ona, jakby
ten seks, ta więz miała na niego głęboki wpływ.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Skinął głową i wyciągnął do niej ręce. Objął ją i przyciągnął do siebie, a potem
pocałował jej włosy.
Joss ścisnęło się serce. Wzięła głęboki oddech. Teraz albo nigdy.
- Dobrze. - Miała te słowa na końcu języka. Na samym końcu. Próbowała je
wypowiedzieć, ale nie była w stanie.
Brady odsunął się na tyle, żeby spojrzeć jej w twarz. W jego oczach było tyle bólu.
- O co chodzi?
- Jestem w ciąży.
Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. Pokręcił głową.
- Co? - wykrztusił z niedowierzaniem.
Na powierzchni jej nadziei pojawiły się pierwsze rysy.
- Jestem w ciąży. Ja...
Jego oczy zmieniły się w wąskie, wypełnione lodem szczeliny. Odsunął się od niej
szybko, a jego twarz pociemniała.
- Chyba sobie, kurwa, żartujesz. - Miał rozszerzone nozdrza i ręce zaciśnięte w pięści.
Rysy zmieniały się w pęknięcia, było ich coraz więcej, sprawiały, że grunt zaczynał
jej drżeć pod stopami. Nagle zakręciło jej się w głowie.
O Boże! Nie była w stanie oddychać. Nigdy dotąd nie mówił do niej w taki sposób.
Mięśnie bolały ją z wysiłku, by utrzymać się w pionie, by utrzymać choć cień rozpadającej się
nadziei.
- Brady...
- Powiedziałaś mi, że jesteś na pigułce.
To było wyrazne oskarżenie, od którego ogarnęły ją mdłości. Teraz było już
oczywiste, że mu na niej nie zależy. Ani na niej, ani na dziecku.
- Jestem na pigułce. Nie wiem, jak to się mogło stać. Wiem tylko, że się stało.
Brady chwycił stojące na stole piwo.
- Skąd wiesz, że to moje dziecko?
Wszystko wokół jakby się rozpływało; jej nadzieje wyleciały przez okno.
- Co?! Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś.
Jego twarz poczerwieniała z wściekłości.
- A dlaczego nie miałbym tego powiedzieć? Jeśli poszłaś na jednorazowy numerek ze
mną, skąd mam wiedzieć, czy nie robiłaś tego z innymi?
Zciany pokoju załamały się i zaczęły falować. Oparła się o najbliższą z nich, żeby się
nie przewrócić.
- Powiedziałam ci o sobie prawdę - wykrztusiła przez ściśnięte gardło, czując już
piekące łzy pod powiekami. - Nie byłam z nikim od pół roku, zanim spotkałam ciebie.
Pózniej też nikogo innego nie było.
Brady prychnął i wymruczał coś pod nosem, a potem pociągnął długi łyk ze swojej
butelki.
Dupek.
- Nie mogę uwierzyć, że...
- Czego właściwie ode mnie chcesz?
Joss pokręciła głową i cofnęła się o krok, obejmując się w pasie ręką.
- Czego chcę? Niczego. Boże! Wiesz, nie spodziewałam się, że będziesz zachwycony,
ale nie przypuszczałam też, że zareagujesz jak ostatni dupek.
Podniósł ręce do góry.
- Jestem, jaki jestem. Jeszcze ci mnie żal?
Wściekłość i ból ogarnęły ją jednocześnie potężną falą. Odwróciła się i wyszła.
Za jej plecami rozległ się huk, ale nie było mowy, żeby się odwróciła i zobaczyła, co
to było. W tej chwili marzyła już tylko o tym, żeby nigdy więcej nie oglądać Brady ego
Scotta.
Gniew szarpał całym jej ciałem tak, że miała wrażenie, iż zaraz rozpadnie się na
części. Wypełniał ją całą, domagając się ujścia, ale nie było nic, nic, co pomogłoby jej
wypuścić tę duszącą masę. Co gorsza, fakt, że Brady mieszkał za ścianą, nie pozwalał jej
wydać choćby jednego dzwięku. Nie pokaże mu, jak głęboko ją zranił, nie da mu tej
satysfakcji.
Odrzucił ją - to jedno, ale została odrzucona już tyle razy, że teraz była w tym
profesjonalistką. Ale odrzucić to dziecko? To całkowicie niewinne, bezbronne istnienie, które
w niej rośnie?
Nie. Nie!
Jej syn albo córka nigdy nie pozna smaku odrzucenia i opuszczenia, które Joss
musiała przełykać przez całe swoje życie.
Po moim trupie! - wściekła się.
Chodziła po domu, aż zaczęło jej się wydawać, że zaraz oszaleje. Musi gdzieś pójść.
Gdziekolwiek. Mimo póznej pory wzięła telefon i zadzwoniła.
- Cześć - odebrała Christina.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]