[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Elwiry o dziecku, porzuconym na progu plebanii parafii świętego Klemensa. Niemal od pierwszej
chwili rozdzwonił się specjalny numer telefonu, w pośpiechu zainstalowanego przez proboszcza.
Zaufana pomocnica odbierała telefony, informując rozmówców, że wszystko nagrywa; łączyła ich
z księdzem, jeśli uważała, że mogą wnieść coś do sprawy. Mimo to jednak w poniedziałek proboszcz
zadzwonił do Elwiry przygnębiony.
- Z ponad dwustu telefonów, jakie otrzymaliśmy, żaden w niczym nie pomógł. Niestety,
najczęściej dzwonili oburzeni stróże moralności, niemający litości dla matki, która zostawiła
maleństwo na mrozie, nawet na parę minut.
- A czy zjawiła się też policja? - spytała Elwira.
- Zgłosiło się tylko biuro opieki społecznej; pracownica, z którą rozmawiałem, nie była
zachwycona całą sprawą, wierz mi. Ustaliliśmy tylko jedno: w archiwach nie ma informacji o
porzuconym, żywym ani martwym noworodku płci żeńskiej, znalezionym w tamtych dniach w Nowym
Jorku.
- To też już coś - westchnęła Elwira. - Jestem jednak trochę rozczarowana, że nie wpadliśmy na
żaden trop. Sądziłam, iż to doskonały pomysł i wkrótce się czegoś dowiemy.
- Ja również - zgodził się duchowny. - Jak się czuje owa matka? Wyobraz sobie, domyśliłem się,
że to zapewne tamta młoda kobieta, która w ubiegłym tygodniu tak często pojawiała się w pobliżu
kościoła.
- Ale chyba z czystym sumieniem może ksiądz powiedzieć, że nie wie, kim ona jest? - spytała
zatroskana Elwira.
Jak zwykle nagrywała rozmowę, w razie gdyby proboszcz powiedział coś, co za pierwszym
razem jej umknęło.
- Nie musisz wyłączać mikrofonu. Nie wiem, kto to, ani nie chcę wiedzieć.
A właśnie, cóż cię tak zachęciło do poszukiwań nowego mieszkania?
- Nie czuję już nóg - wyznała Elwira. - Gordonowie to mili ludzie, ale powiem księdzu, że
chociaż może i znają się na handlu nieruchomościami, to nie są najmądrzejszymi istotami, jakie
stworzył Pan Bóg. Potrafią zaprowadzić człowieka do jakiejś nory i wmawiać, że to czarujące
mieszkanko. A najbardziej niewiarygodne jest to, że naprawdę w to wierzą. A potem podniecają się,
kiedy mówią, że zamiast miliona dwustu tysięcy, których żądał właściciel, można je kupić zaledwie
za dziewięćset tysięcy.
- Ludzie handlujący nieruchomościami muszą z entuzjazmem się wyrażać o sprzedawanych
lokalach, Elwiro - tłumaczył ksiądz Ferris. - W niektórych kręgach nazywa się to optymizmem.
- Chyba raczej: myśleniem jednokierunkowym - odparła żywo Elwira. - Umówiłam się z Eileen
na oglądanie mieszkania, ponoć z cudownym widokiem na Central Park. Nie mogę się już doczekać.
Potem odwiedzę Kate i spróbuję podnieść ją na duchu.
- Oby ci się to udało. Raz za razem czyta swój egzemplarz drugiego testamentu, co tylko pogłębia
jej cierpienie. Ostatnio dopatrzyła się, że Bessie podpisała się tak mocno, iż omal nie rozdarła
strony. Jakby się nie mogła doczekać, kiedy odda dom obcym ludziom, brzmiał komentarz Kate.
Po rozmowie z księdzem Elwira przez dwadzieścia minut siedziała pogrążona w zadumie. W
końcu włożyła płaszcz i kapelusz, po czym wyszła na taras. Wiatr uderzył ją po twarzy, aż zadrżała,
mimo ciepłego ubrania.
Sądziłam, że wyświadczam Sondrze przysługę, tymczasem nadaremnie obudziłam w niej
nadzieję, pomyślała z żalem. Teraz będzie jeszcze bardziej cierpieć. Jutro zjawią się jej dziadek i
chłopak, więc musi robić dobrą minę do złej gry, a oprócz tego przygotowywać się do występu
dwudziestego trzeciego grudnia. Rozbudziłam też w Kate pochopną nadzieję, że znajdę sposób na
obalenie testamentu, tymczasem po obejrzeniu chyba każdego mieszkania, jakie wystawiono na
sprzedaż w West Side, wyciągnęłam tylko jeden niepodważalny wniosek: Jim i Eileen to bardzo mili
ludzie, którym chyba wyłącznie dzięki łutowi szczęścia udaje się coś sprzedać, ponieważ z całą
pewnością nie słuchają, gdy klient im mówi, co chciałby nabyć.
- Na razie nic - przyznała się Elwira ze smutkiem Kate przez telefon. - Ale ja walczę aż do końca.
- Och, Elwiro! - westchnęła tamta. - Moim zdaniem to właśnie koniec. Najgorsza jest huśtawka
nastrojów. Ciągle przypominam sobie Bessie w ten ostatni poniedziałek, kiedy zostawiłam ją przed
telewizorem, aby obejrzała swe ulubione programy. Wiesz, jak przepadała za  Modą na sukces albo
 Szpitalem miejskim . Godzinami potrafiła rozmawiać o tych filmach, opowiadając, co się
działo z każdym bohaterem i o niecnych knowaniach czarnych charakterów. Tymczasem sama
przemyśliwała, jak mnie skrzywdzić.
Tej nocy Elwirę dopadł kolejny atak bezsenności - rzecz normalna przy rozwiązywaniu zagadek
kryminalnych. O pierwszej się poddała, wyszła do kuchni, zaparzyła herbatę i przewinęła taśmę do
samego początku.
- Pamiętaj o Herkulesie Poirocie - powiedziała sobie. - Myśl tak jak on.
Kiedy o siódmej Willy wyszedł z sypialni, przecierając oczy, zastał swoją żonę w triumfalnym
nastroju.
- Willy, chyba zapanowałam nad sytuacją - oświadczyła, uśmiechając się z podnieceniem. -
Trzeba zacząć od podpisu Bessie na testamencie. Kopia o niczym nie świadczy. Dziś przed
południem udam się do sądu i obejrzę sobie dokładnie oryginał. Kto wie, co znajdę.
- Jeśli jest coś do znalezienia, ty na pewno to odkryjesz, kochanie - odrzekł z przekonaniem mąż,
jeszcze trochę senny. - Wierzę w ciebie.
Rozdział 20
Zaproponowano mu coś poważnego - zlecenie znacznie większe od wszystkich dotychczasowych.
Większe nawet niż przekręt z firmą komputerową. Co prawda robota nie była w jego stylu, ale Lenny
postanowił zaryzykować - jedna duża wypłata i będzie ustawiony na długi czas. Poza tym uznał, że
pora się zerwać do Meksyku, zwłaszcza że w mieście pojawiła się matka Gwiazdki i jej szuka.
Artykuł w  New York Globe  solidnie wstrząsnął Lennym. Opisano tam ze szczegółami, jak
Gwiazdka została podrzucona przed drzwi plebanii. A jeśli któryś z wścibskich sąsiadów zacznie
dokładnie liczyć i przypomni sobie, że właśnie siedem lat temu Lenny pojawił się z córeczką? To nie
dawało mu spokoju. Kto wie? Może nawet komuś utkwił w pamięci podniszczony niebieski wózek z
plamą na boku?
Dużo mówiło się o tej sprawie w programach radiowych. Szczególnie zainteresował się nią Don
Imus. Zaprosił do studia komisarza policji, który oświadczył, że osoba, bądz osoby, które zabrały
dziecko, mogą zostać oskarżone o uprowadzenie i spędzić wiele lat w więzieniu.
- Jeśli znajdziesz cenny przedmiot, który do ciebie nie należy, to nawet jeśli nie znasz jego
właściciela, powinieneś zgłosić się na policję - wyjaśniał komisarz. - Tak nakazuje prawo. A czy
jest coś cenniejszego od noworodka?
Razem z Imusem rozmawiali o liście, analizując go słowo po słowie.
- Fakt, że matka pragnęła, by dziecko znalazło dobry dom, oznacza, że nie chodziło jej o byle
jakie schronienie - tłumaczył policjant. - W ten sposób niemowlę oddano pod opiekę miasta, a my,
jako władze miasta, pragniemy je odzyskać. Mam nadzieję, że jeśli ktoś posiada choćby najmniejsze
wskazówki co do miejsca pobytu dziewczynki, natychmiast nas powiadomi. Gwarantuję całkowitą
anonimowość. Nagrodę również otrzyma bez rozgłosu.
We wtorkowy poranek, kiedy Lenny mieszał cukier i mleko w kubku gorącej kawy dla Lilly,
zaświtało mu coś jeszcze. Stan ciotki się pogarszał - w ciągu ostatnich dni prawie nie wstawała z
łóżka - i mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, że gdyby poszła do szpitala i wspomniała komukolwiek
o
Gwiazdce, zapewne w mieszkaniu zjawiliby się pracownicy opieki społecznej, by sprawdzić, co
się dzieje z dziewczynką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl