[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i kazał mu zanieść list pod wskazany adres. Załatwiwszy się z tym, zatelefonował do swojej
stajni po powóz i ubrał się do wyjścia. Wychodząc z pokoju spojrzał raz jeszcze na fotografię
Sybilli i przysiągł sobie w myśli, \e cokolwiek się stanie, nie da jej nigdy poznać, co zrobił
dla jej miłości i na wieki ukryje na dnie serca tajemnicę swojego poświęcenia.
Wyszedłszy z domu, wstąpił przede wszystkim do kwiaciarni i posłał Sybilli prześliczny
kosz narcyzów o śnie\nobiałych płatkach i szafranowo\ółtych serduszkach, po czym pojechał
do klubu i wszedłszy wprost do biblioteki kazał przynieść sobie karafkę lemoniady i ksią\kę o
truciznach. Postanowił nieodwołalnie, \e trucizna będzie najlepszym sposobem, do jakiego
wypada mu uciec się w tej przykrej sprawie. Wszelki akt gwałtu i przemocy był mu
nieskończenie wstrętny, zresztą zale\ało mu na tym, aby zgładzić lady Klem w sposób nie
ściągający na siebie uwagi publicznej. Myśl, \e mógłby, jako osobistość wsławiona,
występować w roli atrakcji na przyjęciach u lady Windermere lub widzieć nazwisko swoje
figurujące na szpaltach poczytnych dzienników, była dla niego nie do zniesienia. Musiał
zresztą liczyć się z rodzicami Sybilli, którzy byli ludzmi nieco starej daty i mogliby nie
zgodzić się na mał\eństwo w razie jakiegokolwiek skandalu, chocia\, z drugiej strony, pewien
był, \e gdyby opowiedział im wszystko, om pierwsi uznaliby słuszność motywów, którymi
się kierował. Wszelkie zatem miał powody do zadecydowania na rzecz trucizny. Był to
sposób bezpieczny, pewny i cichy, usuwający potrzebę wszelkich przykrych scen, do których,
jak większość Anglików, czuł nieprzezwycię\ony wstręt.
Toksykologia była jednak\e dla niego nauką absolutnie obcą, a poniewa\ słu\ący
biblioteczny okazał się zupełnie niezdolny do znalezienia czegokolwiek, poza przewodnikami
i ilustrowanymi miesięcznikami, zaczął sam przeszukiwać półki, a\ nareszcie znalazł ładnie
oprawne wydanie farmakopei oraz tom toksykologii Erskina, wydanej przez sir Mathew
Reida, prezesa Królewskiego Kolegium Lekarskiego, zarazem jednego z najdawniejszych
członków ich klubu, wybranego podobno przez pomyłkę zamiast kogoś innego; wypadek ten
tak zirytował komitet, \e kiedy przyszło do głosowania nad właściwym kandydatem, dostał
biedak wszystkie czarne gałki.
Techniczne terminy w obu ksią\kach zniechęciły zrazu lorda Artura, zaczął te\ \ałować
ju\, \e tak mało przykładał się do studiowania klasyków w Oksfordzie, gdy wtem w drugim
tomie Erskina natrafił na bardzo ciekawe i wyczerpujące studium o właściwościach
akonityny, napisane dość czystą angielszczyzną. Miał wra\enie, \e jest to właśnie trucizna,
jakiej było mu potrzeba. Szybko działająca, niemal natychmiastowa, zupełnie bezbolesna i,
za\yta w kapsułce \elatynowej, jak to zalecał sir Mathew, pozbawiona była nawet przykrego
smaku. Zapisał te\ sobie na mankiecie dozę fatalną, odstawił ksią\ki na miejsce i od razu udał
się do największego w tej dzielnicy składu aptecznego. Właściciel, który zawsze osobiście
obsługiwał arystokrację, wielce zdziwiony był \ądaniem lorda Artura i bardzo uni\enie
szepnął coś o potrzebie zaświadczenia lekarskiego. Gdy jednak lord Artur wytłumaczył mu,
\e idzie tu o wielkiego brytana podwórzowego, którego jest zmuszony pozbyć się, poniewa\
zaczął zdradzać objawy nagłej wścieklizny i dwa razy ju\ ugryzł stangreta w łydkę, zupełnie
mu to wystarczyło, powinszował te\ lordowi Arturowi jego zdumiewającej znajomości
toksykologii i kazał natychmiast przygotować truciznę, którą wręczył klientowi z głębokim
ukłonem. Lord Artur wyjął kapsułkę z aptekarskiego pudełka i wło\ył ją do ślicznej, małej
srebrnej bombonierki, którą spostrzegł w oknie wystawowym jednego z wielkich jubilerów, i
z darem tym pojechał do lady Klementyny.
Oh, monsieur le mauvais sujet!* zawołała staruszka na jego widok. Dlaczegó\ to
nie raczyłeś być u mnie przez tak długi czas?
Nie mam ani chwili wolnej, droga lady Klem odparł lord Artur z uśmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]