[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ślubując pomstę żołdakowi, skoczyli do drzwi; minęliście stół; ten przedmiot, który zowiecie pieczęcią,
leżał na stole. Chwyciliście pieczęć i bacznie rozejrzeli się wokół, jakby szukając właściwego schowka...
Wzrok wasz, miłościwy panie, spoczął wówczas na...
- Tak! To wystarczy! Dzięki niech będą dobremu Bogu - zawołał z wielkim wzruszeniem obdarty
pretendent do tronu. - Pospieszcie się, drogi lordzie St. John! Pod naramiennikiem wiszącej na ścianie
mediolańskiej zbroi znajdziecie wielką pieczęć!
- Słusznie, miłościwy panie, słusznie! - uradował się Tom Canty. -Teraz berło angielskie w waszym jest
ręku i bodajby urodził się niemową ten, co zechciałby wam go odmawiać. Spieszcie, lordzie St. John!
Bodaj skrzydła wyrosły wam u stóp!
Wszyscy zgromadzeni powstali znowu z miejsc i od zmysłów prawie odchodzili z niepewności, obaw,
wielkiego wzburzenia. Na posadzce katedry i na podium wybuchnÄ…Å‚ srogi rozgwar pomieszanych
rozmów. Przez czas niejaki nikt nie wiedział o niczym, nic nie słyszał i o nic się nie troszczył prócz tego,
co sąsiad krzyczał mu do ucha albo on sam krzyczał do ucha sąsiada. Czas - nikt nie dbał zresztą, ile
było tego czasu - mijał nie wiedzieć jak i kiedy. Wreszcie nagłe milczenie zaległo Opactwo. W tej samej
chwili na podium wstąpił St. John z wielką pieczęcią w podniesionej ręce. Gromki okrzyk uderzył o
stropy:
- Niech żyje prawy król!
Przez pięć minut powietrze dygotało od wrzasku i hucznych tonów przeróżnych instrumentów, a białe
było od zawieruchy powiewających chustek. Pośrodku tego zamętu obdarty chłopczyna - najważniejsza
osobistość w całej Anglii - promienny, szczęśliwy, dumny stał na wyniosłym a rozległym podium,
otoczony grupą klęczących wielkich wasali królestwa. Wreszcie powstali wszyscy, a Tom Canty zawołał:
- Teraz, miłościwy panie, bierzcie z powrotem strój królewski, a biednemu Tomowi Canty, wiernemu
waszemu słudze, zwróćcie łachmany i nędzarskie szmaty.
- Zwlec suknie z tego małego hultaja! Wrzucić go do Tower! - przemówił Lord Protektor. Ale nowy król -
król prawdziwy - ozwał się w takie słowa:
- Nie przyzwalam na to. Bez jego pomocy nie odzyskałbym korony, niechaj więc nikt nie waży się tknąć
go krzywdzącą ręką. Jeśli zaś o ciebie chodzi, mój dobry wuju, Lordzie Protektorze, postępowanie twoje
wobec tego chłopca dowodzi tylko znacznej niewdzięczności, bo jakom słyszał, on przecie uczynił cię
księciem - (Lord Protektor oblał się szkarłatem). - Ale on nie był przecie królem, cóż wart więc dzisiaj
twój dostojny tytuł? Jutro zwrócisz się do mnie - i t o p r z e z n i e g o - o potwierdzonej tej promocji,
w przeciwnym zaś razie będziesz musiał do końca dni pozostać nie księciem, lecz zwyczajnym sobie
hrabią. Posłyszawszy tę przyganę jaśnie oświecony książę Somerset wycofał się na czas pewien z
pierwszego szeregu parów. Król zwrócił się do Toma i rzekł łaskawie:
- Biedny chłopcze, jak to się stało, żeś zapamiętał, gdzie ukryłem był pieczęć, skoro ja sam nie
pamiętałem tego?
- Sprawa to prosta, miłościwy panie. Wielekroć posługiwałem się pieczęcią...
- Posługiwałeś się pieczęcią... I nie potrafiłeś wyjaśnić, gdzie ukryta?
- Nie wiedziałem zgoła, że o to właśnie wszyscy mnie pytają. Nikt nie opisał mi pieczęci, miłościwy
panie.
- A jakżeś się nią posługiwał?
Purpura krwi napłynęła do policzków Toma. Biedak spuścił wzrok i milczał uparcie.
- Mów, dobry chłopcze, nie bój się niczego - powiedział król. - Jakżeś się posługiwał wielką pieczęcią
Anglii?
Tom jąkał coś przez chwilę niezmiernie stropiony, wreszcie zaś wyznał:
- Tłukłem nią orzechy!
Biedny dzieciak! Lawina śmiechu, którą sam wywołał, omal nie zmiotła go z nóg. Jeżeli jednak wątpił
ktoś dotychczas w prawdę, że Tom Canty nie jest królem Anglii i niewiele się rozumie na monarszych
przywilejach i splendorach, to odpowiedz jego rozwiać musiała najostatniejsze wątpliwości.
Z ramion Toma na królewskie przeniesiono wspaniały płaszcz monarszy, który nędzne łachmany skrył
przed ludzkim wzrokiem. Rychło też przystąpiono do koronacyjnych obrzędów. Prawy król został
namaszczony i korona spoczęła na jego skroniach, armaty zasię gromem oznajmiły tę nowinę miastu i
cały Londyn trząsł się od radosnych wrzasków.
ROZDZIAA XXXIII
EDWARD JAKO KRÓL
Miles Hendon był już postacią dość malowniczo obdartą, nim wplątał się w zamieszki na London Bridge
- wydostawszy się stamtąd, wyglądał jeszcze osobliwiej. Przed bijatyką niewiele miał pieniędzy, pózniej
nie miał ich wcale. Złodzieje kieszonkowi oskubali go do ostatniej ćwierćpensówki.
Wszystko to furda! Byle odnalezć chłopca!
Miles był żołnierzem, nie podchodził więc do swych zadań lekkomyślnie, lecz przede wszystkim zabrał
się do pracy nad obmyśleniem planu kampanii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]