[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z ulgą, że przynajmniej wie, gdzie jej szukać. Ale
co ja jej, do diabła, powiem? pomyślał, idąc za
nią.
W stajni było ciemno, trochę światła wpadało
tylko przez drzwi i duży otwór okienny na strychu,
gdzie składowano siano.
Jesse wciągnęła w nozdrza znajome zapachy.
Niemal niewyczuwalna woń suchego nawozu,
przytłumiona intensywniejszym, aromatycznym
zapachem świeżego siana, worków z paszą i na-
oliwionej uprzęży. Z zamkniętymi oczami wie-
działaby, gdzie jest. Większą część życia spędzi-
ła na tym ranczu, najpierw z Andrew, potem
z Kingiem.
Jeden z koni zarżał i Jesse uśmiechnęła się na
myśl, że pewno wyczuł jej obecność. Ale nie
przyszła tu dziś w nocy dla koni. Chciała
wskrzesić wspomnienia z dawnych, szczęśliw-
szych czasów, a do tego celu najlepiej nadawało
się jedno jedyne miejsce jej miejsce na
poddaszu nad stajnią. Może tam odnajdzie spo-
kój ducha.
Pewnym krokiem podeszła w półmroku do
drabiny i zaczęła się szczebel po szczeblu wspinać.
Kiedy jej głowa znalazła się nad otworem w pod-
łodze strychu, Jesse rozejrzała się wokół z satys-
fakcją, że wszystko jest jak dawniej, i wciągnęła
się na rękach do środka.
Jej mały prywatny świat w niczym się nie
Sharon Sala 119
zmienił: bele siana nadal przypominały potężną
budowlę zamku, a ręcznie heblowane deski pod-
łogi doskonale mogły służyć jako scena baletowa.
Jesse zrobiła kilka lekkich kroków tanecznych
i obróciła się w snopie światła księżyca, który
pełnił rolę reflektora, kiedy występowała jako
solistka na scenie. Wiele razy bawiła się tak
dzieciństwie i zawsze pochłaniało ją to bez reszty.
Ale tym razem magia nie zadziałała. Jesse wes-
tchnęła, patrząc ze smutkiem na obłoczki kurzu,
które wzbiła tanecznym ruchem. Może to już nie
działa, kiedy się jest dorosłym. Może trzeba wie-
rzyć, że marzenia się ziszczą.
Lecz dziś jej największe marzenie, że spędzi
życie z Kingiem, legło w gruzach. Ta świadomość
była tak bolesna, że nogi się pod nią ugięły i opadła
bez sił na podłogę.
I co ja teraz zrobię? szepnęła na głos,
pogrążając się w rozpaczy.
King usłyszał jej kroki na górze i odsunął się,
kiedy przez szpary w deskach spadł kurz i drobinki
siana. Wiedział, że ten strych był kiedyś jej
kryjówką, w której zaszywała się, gdy chciała
pobyć sama. Uznał, że nie należy jej przeszkadzać,
i zaczął cicho zmierzać do wyjścia. Ale stłumiony
szloch, który rozdarł ciszę nocy, powstrzymał go
wUoł kroku.
Nie może jej tak zostawić. Wszedł szybko po dra-
binie i stanął w cieniu, niezauważony przez Jesse.
120 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
Siedziała skulona w rogu, z głową na kolanach,
jej drobnym ciałem wstrząsało łkanie. Chmura
zasłoniła księżyc i odpłynęła; postać Jesse w jasnej
poświacie wyglądała jak wyrzezbiona z marmuru.
King stał bez ruchu, zmartwiony i zdezorien-
towany. To, co widział, to nie był strach. To była
rozpacz.
Nagle uderzyła go paraliżująca myśl: tylko on
może być temu winny. Musi zdobyć się na odwagę
i porozmawiać z nią, co powinien był zrobić dawno
temu.
Wypowiedział głośno jej imię. Na dzwięk jego
głosu Jesse podskoczyła na równe nogi.
Co ty tu robisz? spytała ze złością.
Proszę cię, Jesse odezwał się błagalnie,
postępując krok w jej stronę i wyciągając ręce.
Nie płacz, kochanie. Porozmawiaj ze mną.
Cokolwiek cię gnębi, wiesz, że zrobię wszystko,
żeby ci pomóc. Czy to przeze mnie? Jeśli tak,
powiedz mi! Nie mogę znieść twojego płaczu.
Nie podchodz do mnie! powstrzymała go,
szybko wycierając łzy. Idz stąd. Nie mogła
opanować drżenia głosu. Nie rozwiążesz wszyst-
kich moich problemów, King. Nie cofniesz czasu
i nie zmienisz tego, co zle się potoczyło w moim
życiu. Poza tym dodała oskarżycielskim tonem
gdzie byłeś przez ostatnie trzy lata? Sama
o siebie dbałam, bez twojej pomocy. Gdzie byłeś,
King? No, gdzie byłeś?
Sharon Sala 121
Na chwilę go zamurowało. Jej wyrzuty spadły
na niego jak grom z jasnego nieba i dziwnie go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]