[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale teraz pragnęła dotyku mężczyzny. Oczywiście, nie
mógł to być byle jaki mężczyzna. Z pewnością mógł
to być Vince. Budził ją do życia i to w sposób,
o którym już niemal zapomniała. Teraz czekał na
jakiś sygnał. Christy czuła na twarzy jego oddech.
Szumiało jej w uszach.
Rozchyliła wargi. Vince poczuł gwałtowne uderzenia
serca. Spoglądał na nią jeszcze przez chwilę, po czym
powoli dotknął ustami jej warg. Christy głęboko
westchnęła, w nogach i ramionach czuła dziwną
słabość. Zignorowała wszelkie ostrzeżenia rozsądku.
Teraz nastała pora na odrobinę szaleństwa.
OtworzyÅ‚a szeroko usta, zapraszajÄ…c go do wzmoc­
nienia pocaÅ‚unku. Vince dotknÄ…Å‚ jÄ™zykiem jej pod­
niebienia. Teraz o ich zachowaniu decydowała nie
wola, lecz instynkt. Pragnęli zbliżenia. Christy zarzuciła
ramiona na szyję Vince'a, a ten mocno ją przytulał.
Poprzez koszulę wyraznie wyczuwał jej piersi. Oboje
jęczeli z rozkoszy.
Vince obrócił się w fotelu i wziął ją na kolana. Polizał
jej wargi. Christy oddała mu pocałunek. Z radości
i uniesienia Vince niemal zapomniał o postanowieniu,
że będzie traktować ją delikatnie.
84 OSTATNIA SZANSA
Christy była oszołomiona. Wiedziała, że postępuje
głupio. Siedząc na kolanach Vince*a, oddając mu
namiętne, głębokie pocałunki i radując się twardym
dotknięClem jego ciała niewątpliwie prowokowała
ciąg dalszy. Boże, co ona wyprawia!
- Dość tego, musimy przestać - szepnęła drżącym
głosem, ale w dalszym ciągu wodziła wargami po jego
ustach.
Vince wsunął obie ręce pod jej bluzkę. Wyczuł
kawałek nagiego ciała nad brzegiem spodni. Przesunął
wyżej dłonie.
- Dlaczego? - spytał, patrząc w jej piękne oczy,
obramowane długimi rzęsami. - Czemu mielibyśmy
przerywać? - spytał ponownie, nie słysząc żadnej
odpowiedzi.
- Bo... - Christy oderwała usta od jego twarzy.
- ProszÄ™...
DÅ‚onie Vince'a przesuwajÄ…ce siÄ™ po jej ciele nie
ułatwiały odzyskania równowagi.
- Jesteśmy oboje wolni i pełnoletni - przypomniał
Vince.
- Tak, ale są jeszcze inne sprawy - szepnęła.
Dłonie Vince'a dotarły do piersi Christy. Zsunął
stanik i zaczął pieścić stwardniałe sutki.
- Jedzmy do mnie, Christy - szepnÄ…Å‚ z naciskiem.
- Możemy tu przyjechać po południu. Płonę z pożą-
dania.
Christy zamknęła oczy, ale to niewiele pomogło.
Chciała tego samego co on - rozebrać się i pójść
z nim do łóżka. Dotykać i pieścić jego ciało i zapomnieć
o wszystkich nakazach rozsÄ…dku.
Jeśli jednak teraz wróciliby do domu, to nie
przyjechaliby tu znowu. Nie dzisiaj. To byłaby nie
tylko prywatna głupota, w ten sposób ryzykowałaby
przyszłością firmy Joego. I to na dokładkę po to,
żeby kochać się z jego głównym konkurentem!
OSTATNIA SZANSA 85
Christy wzięła głęboki oddech, wyprostowała się
i odsunęła dłonie Vince'a. Vince nie pozwolił jej
wstać z kolan. Spojrzał na nią przenikliwie.
- Nigdy nie pragnąłem żadnej kobiety tak mocno,
jak ciebie.
Nie mogła pozwolić sobie na słuchanie tego, choć
Vince wydawał się wierzyć we własne słowa. Christy
poprawiła stanik i bluzkę. Zerknęła na niego spod
oka.
- Wolałabym o tym nie rozmawiać.
- Czy sądzisz, że nasze pragnienia znikną tylko
dlatego, że nie będziemy o nich mówić?
- Dla ciebie to takie proste, prawda?
- A na czym polegajÄ… komplikacje?
- Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi.
- Mam nadzieję, że nie o tę cholerną wojnę -jęknął
Vince i potrząsnął głową. Pozwolił jej wstać z kolan
i usiąść w fotelu, ale sam siedział pośrodku i w dalszym
ciągu dzieliła ich niewielka odległość.
- Nie, nie chodzi mi o  cholernÄ… wojnÄ™" - od­
rzekła spokojnie. Z radością przekonała się, że
mogła mówić spokojnie i pewnie. - Chodzi mi
o to, że Joe jest w szpitalu i nie może ruszyć
ani ręką, ani nogą. Budował tę firmę przez całe
życie i teraz ja jestem za nią odpowiedzialna. Ty
jesteÅ› jego konkurentem, a ja potrzebujÄ™ twojej
pomocy. Chodzi mi o lojalność. No i jeszcze nie
wiem, czy pragnÄ™ gÅ‚Ä™bokich zwiÄ…zków... z jakim­
kolwiek mężczyzną.
- Chciałaś powiedzieć co innego - zauważył Vince
gwałtownie unosząc głowę.
- Co takiego?
- PowiedziaÅ‚aÅ›  jakimkolwiek mężczyznÄ…", a chcia­
łaś powiedzieć  z tobą".
Ta rozmowa prowadziła donikąd.
- Nie wiem, co chciałam powiedzieć. Jeśli masz
86 OSTATNIA SZANSA
jeszcze ochotę mi pomóc, to wezmy się do roboty.
Jeśli nie, to wracajmy do miasta.
Vince przez chwilę patrzył jej w oczy, ale nie
zamierzał jej do niczego zmuszać.
- Doskonale. No to ruszamy.
- Dokąd? - spytała podejrzliwie Christy, patrząc.
jak Vince sadowi siÄ™ za kierownicÄ….
- Najpierw do lasu, kochanie - odpowiedział
z uśmiechem. - A potem? Kto to wie?
ROZDZIAA SIÓDMY
Vince spacerował po porębie i rozglądał się uważnie
lookoła. Przyjrzał się leżącym na ziemi pniom, po
czym zwrócił wzrok w stronę Christy.
- Dobre drzewo - zauważył. - Chodzmy dalej.
- DokÄ…d?
- Widzisz te kable? ProwadzÄ… do miejsca, gdzie
obecnie trwa wyrÄ…b.
- Och, oczywiście.
Christy wiedziała, że co jakiś czas wszystkie
maszyny przestawiano na nowe miejsce. Od wypadku
Joego wciąż jeszcze nie wywieziono wszystkich Å›ciÄ™­
tych drzew z tej poręby. Nie świadczyło to dobrze
o pracy brygady.
Poranna mgła już niemal całkiem zniknęła, tylko
pośród gęstych zarośli pozostały jeszcze jej ślady.
Wiązki promieni słonecznych przenikały między
gaÅ‚Ä™ziami, oÅ›wietlajÄ…c poszycie lasu. PanowaÅ‚a ideal­
na cisza. Christy szła za Vince'em, który co parę
kroków przystawał, aby przypatrzeć się wysokim
świerkom.
- Wspaniałe drzewa - powiedział ponownie, jakby
do siebie. - Macie umowę na ścięcie ilu akrów?
- spytał wprost.
Christy uznała to pytanie za wścibskie. Co to miało
wspólnego z kierowaniem pracą brygady? Nie chciała
jednak zaczynać od kłótni.
- W tym sezonie na osiemdziesiÄ…t.
- A na ile sezonów podpisaliście kontrakt?
Christy odkaszlnęła, co niewątpliwie zabrzmiało
88 OSTATNIA SZANSA
jak oznaka niechęci do rozmowy na ten temat. Vince
spojrzał na nią zwężonymi oczyma.
- Joe dostał długoterminowy kontrakt, prawda?
- Tak - przyznała Christy po chwili milczenia.
Jeśli Joe nie dotrzyma warunków umowy, to cały ten
kontrakt nie będzie więcej wart niż papier, na którym
został spisany. Vince wiedział to równie dobrze jak
ona. Właśnie dlatego Christy nie mogła całkowicie
mu zaufać.
- W moim rejonie nie ma tak wspaniałych drzew
- powiedział z namysłem, znowu rozglądając się
dookoła. - No, dobra, zaczynajmy.
- Doskonale -' odpowiedziała szybko, ciesząc się,
że Vince zmienił temat.
- Cała operacja zaczyna się od ścięcia drzewa
- zaczął, wskazując ręką na kilka zwalonych świerków.
- Tyle wiem. Nie mam pojęcia, jak poradzić sobie
z robotnikami. Co zrobić, żeby praca szła gładko?
- Ludzie z reguły wiedzą, co do nich należy.
- Dobrze, dlaczego zatem tego nie robiÄ…?
- W tym wypadku głównie dlatego, że Joe bez
przerwy prowadził ich za ręce. On podejmował
wszystkie decyzje, a w tej robocie trzeba co chwila
o czymś decydować. Na przykład, gdy ktoś nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl