[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaczął bezwiednie pocierać dłońmi o uda. - Może udało nam się to
dlatego, że dorastaliśmy razem, chodziliśmy razem do szkoły. W każdym
razie, byliśmy w sobie zakochani, zafascynowani sobą, a jednocześnie
przyjazniliśmy się bardzo blisko, i jedno z drugim bardzo mi się podobało.
- Z tego, co widzę wokół, wiele małżeństw nie jest ze sobą aż tak
związanych.
- Pewnie te najmniej związane się rozpadają. Jeśli podstawą jest
tylko erotyczna fascynacja... Kiedy uroda minie albo seks z drugą osobą
stanie się czymś zwyczajnym, nie pozostaje nic.
- Masz rację. Ale kiedy byłam zaręczona, wydawało się, że jest w
moim związku wszystko, co powinno być. Dopiero po długim czasie
okazało się, że Greg wcale nie był moim przyjacielem. Nie obchodziły go
moje stany emocjonalne, problemy, zwierzenia. Ufałam mu i zawiodłam
się na nim. Wcale mnie nie kochał; Fascynował się tylko moją urodą,
ciałem.
Nolan wzruszył ramionami.
- Jest wiele podobnych związków. Ja nigdy w takim nie byłem, ale
widzę, jak zachowują się ludzie wokół mnie.
- Szkoda tylko, że zanim się zaręczyłam, nie zorientowałam się, z
jakim człowiekiem mam do czynienia - westchnęła Rhona. - Powinnam
była lepiej go poznać.
Nolan zaśmiał się gorzko.
95
RS
- Miliony ludzi popełniają ten błąd, że nie poznają się dostatecznie
przed ślubem. - Wyciągnął rękę i oparł dłoń na ramieniu Rhony. - Nie miej
do siebie pretensji, kochanie. Czasem wydaje ci się, że już kogoś dobrze
znasz, a jednak... To się zdarza. Kiedy człowiek się sparzy, na drugi raz
bardziej uważa.
Rhona pokiwała głową. Nie wypowiedziała swojej myśli na głos:
Nasz związek także zaczyna się od erotycznej fascynacji. Czy będzie w
nim coś jeszcze? Czy się rozwinie? Czy zostaniemy prawdziwymi,
najbliższymi przyjaciółmi? Nie było jednak sensu tego rozważać,
ponieważ nie znali się jeszcze dostatecznie. Czas miał rozstrzygnąć, co się
zdarzy.
Nadlatywali nad Camp Reed. Nolan poprosił o zezwolenie na
lądowanie. Na pasie widać było kolejkę samolotów, które czekały na start,
jak i tych, które właśnie wylądowały.
- Nie chciałabym być w tej chwili kontrolerem lotów naszego
lotniska - odezwała się Rhona. - Ci ludzie muszą uwijać się jak w ukropie.
I nie wolno im się ani razu pomylić!
- Mają za swoje - zgodził się Nolan. Spojrzał na nią i od razu się
uśmiechnął. - Chyba zdecydujemy się na latanie. Ja też wolę pilotować niż
siedzieć w wieży.
Rhona zachichotała.
- Co mamy przewiezć następnym razem? - spytała. Zajrzał w
dokumenty.
- %7ływność. Puszki do podgrzewania. Rhona podchodziła do
lądowania.
96
RS
- To dobrze - odpowiedziała. - Manuel mówił, że jego ludzie cierpią
z głodu. Martwię się o samego Manuela, wiesz? Jest starym,
wychudzonym człowiekiem, a jeden z młodych Meksykanów powiedział,
że pan Gonzalez oddaje innym połowę swojej racji żywnościowej.
- Mnie się też wydaje, że jest coraz chudszy -przyznał Nolan.
Helikopter osiadł miękko na płycie lotniska. Precyzja, z jaką Rhona
sterowała maszyną, była naprawdę godna podziwu. Radziła sobie równie
dobrze ze śmigłowcem, jak i ze stanami emocjonalnymi Nolana...
Wyłączyła silniki i dodała:
- To już tak słabiutki fizycznie człowiek, a nosi w sobie tak ogromną
siłę. Od razu widać ją w jego oczach. Roztacza opiekę nad ludzmi, jakby
wszyscy byli jego dziećmi... Ci chłopcy, którzy z nim pracują, czczą go
jak świętego.
Nolan odpiął pasy.
- Bo jest jak święty. A do tego jest prawdziwym, naturalnym
przywódcą. To wspaniale, że w tak trudnej sytuacji znalazł się w naszym
okręgu ktoś taki.
- Czy wymyśliłeś sposób, żeby pomóc jego córce? - zapytała Rhona.
Drzwi w ogonie maszyny rozsunęły się i pojawił się za nimi szef
obsługi naziemnej śmigłowca. Zasalutował, Rhona i Nolan odpowiedzieli
mu tym samym. Mieli teraz czas, żeby pójść do stołówki i wrócić szybko
do helikoptera, który zostanie przez ten czas załadowany i zatankowany.
- Tak, mam pewien plan - odparł tajemniczo Nolan.
Ruszyli na skraj płyty lotniska. Wokół uwijali się mechanicy i piloci,
obsługa naziemna woziła ciężarówkami zapasy. Huczały silniki
odrzutowców i wirniki helikopterów, aż trudno było wytrzymać. Nolan
97
RS
przystanął. Rhona odwróciła się ku niemu. Popatrzyli sobie w oczy.
Słońce grzało przyjemnie, wiał lekki powiew.
- Rhono, pójdę do dowództwa porozmawiać z porucznik Mason -
powiedział Nolan.
- Dobrze. Skoczę do stołówki po nasze śniadania. Spotkamy się przy
śmigłowcu?
- Przy śmigłowcu. - Nolan odwrócił się na pięcie i ruszył sprężystym
krokiem w stronę budynku dowództwa.
11 stycznia, 11: 00
Po raz drugi tego dnia wylądowali w Los Angeles. Rhona wysiadła z
hueya i poszła za Manuelem, który przyprowadził ciężarną córkę.
Consuela czekała w samochodzie. Rhona nachyliła się nad nią, żeby
Manuel mógł je sobie nawzajem przedstawić. W tym momencie
poczuła, że dzieje się coś złego. Wyprostowała się i popatrzyła na
helikopter. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Młodzi Meksykanie, którzy
pracowali przy rozładunku, przestali się poruszać. Dlaczego? Stali, jakby
wmurowało ich w ziemię.
- Przepraszam... - odezwała się Rhona. - Coś dzieje się przy
śmigłowcu. Pójdę sprawdzić i zaraz wrócę. Niech pan zostanie tu z córką,
dobrze?
- Bardzo proszę, senorita...
Stary człowiek patrzył z niepokojem. Uśmiechnęła się, żeby się nie
martwił.
- Co się stało? - zapytał.
- Nie wiem. Pójdę sprawdzić. Proszę tu zostać. Serce Rhony biło
coraz szybciej. Musiało dziać się coś złego, bo wciąż żaden z dziesięciu
98
RS
mężczyzn się nie ruszał. Nie widziała Nolana. Wszyscy Latynosi patrzyli
w stronę hueya, stojąc z opuszczonymi rękami. Czy ktoś, kogo nie
widziała, kłócił się z Nolanem? Przyspieszyła, odruchowo zastanawiając
się, gdzie najbezpieczniej podbiec. Uruchomiła nawyki wpojone jej
podczas szkolenia. Bała się, ale myślała logicznie, obserwując uważnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]