[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie tylko T-shirt sięgający ledwie połowy ud. Szybko
wciągnęła dżinsy i przeczesała włosy palcami.
S
R
Jason wrócił tymczasem do kuchni. Stał przy blacie
kuchennym i czekał, aż zagotuje się woda w czajniku.
Spojrzał na Shannon z rozbawieniem w oczach.
- Przepraszam, że cię obudziłem. Podoba mi się twój.
nocny strój.
Puściła jego uwagę mimo uszu.
- Myślałam, że wrócisz dopiero w przyszłym tygodniu.
- Też tak myślałem, ale tych, z którymi miałem się
spotkać, zmogła grypa. Prawdziwa epidemia. Firma do-
słownie sparaliżowana, wszyscy się pochorowali. Dzisiaj
raptem dwie osoby przyszły do pracy. Nie miałem czego
szukać w Vancouverze, więc wróciłem.
I co teraz? Nie zaczęła nawet rozglądać się za miesz-
kaniem. Myślała, że zrobi to w weekend.
- Rano się wyprowadzę - mruknęła.
Jason wzruszył ramionami i sięgnął po czajnik, który
właśnie się wyłączył.
- Nie musisz. Możesz tu zostać, dopóki nie znajdziesz
mieszkania.
Spojrzała na niego zdumiona.
- Nie mogę. Co ludzie powiedzą?
- Jacy ludzie? - zainteresował się Jason.
- Ludzie w biurze.
- Tylko Maryellen wie, że przeniosłaś się do mnie, po-
za tym nikt. A nawet jeśli się dowiedzą, to co z tego?
Rzeczywiście, co z tego? Nikogo nie interesowało
gdzie się zatrzymała, nikt jej o nic nie pytał, a Maryellen
była uosobieniem dyskrecji.
S
R
- Zamierzałam w weekend rozejrzeć się za mieszka-
niem. Maryellen przygotowała mi nową listę.
- Jest może coś w sąsiedztwie?
Pokręciła głową.
- Masz ochotę na kawę albo herbatę? - zapytał Jason,
wyjmując kubki z szafki.
- Nie, dziękuję. Nie zasnęłabym.
Jason nasypał sobie kawy do kubka i zalał wrząt-
kiem. Obserwując go, Shannon pomyślała, że brakowa-
ło jej ostatnio bliskości kogoś, kto kręci się po domu, jest
obok... Ciekawe, czy Jason nie czuł się samotny?
- Dlaczego właściwie dotąd się nie ożeniłeś? - zagad-
nęła.
Spojrzał na nią zaskoczony pytaniem.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy. Nie spotkałem od-
powiedniej dziewczyny.
- Alan uważał, że z powodu rodziców. - Po co właści-
wie drążyła ten temat?
- Dlatego, że moja matka odeszła, a ojciec okazał się
niewiele lepszy?
Nie potrafiła powiedzieć, co Jason czuje teraz, po la-
tach, ale dla młodego chłopca musiało to być ciężkie do-
świadczenie.
- Miałeś kochających dziadków.
- Wychowali mnie. Starali się, jak mogli - stwierdził
krótko.
- Nie czułeś się u nich dobrze?
Jason pokręcił głową i upił łyk kawy.
S
R
- Co jeszcze mówił ci Alan?
- %7łe zaraz po skończeniu szkoły średniej wstąpiłeś do
armii, do służb specjalnych, skończyłeś akademię woj-
skową, potem założyłeś firmę.
- W skrócie. A mówił ci, że chciałem się z tobą spo-
tykać, ale uznałem, że nie powinienem, skoro jesteś na-
szą pracownicą?
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Shannon otworzyła szeroko oczy.
- %7łartujesz - powiedziała. Jason chciał się z nią uma-
wiać? Przecież...
- Nie. Prowadziłem wewnętrzne spory z sobą samym,
aż któregoś dnia Alan oznajmił mi, że zaprosił cię na
kolację.
- Więc się wycofałeś?
- Był przecież moim przyjacielem. Nie mogłem po-
stąpić inaczej.
- Nie wiedziałam. - Jak potoczyłoby się jej życie, gdy-
by nie Alan, tylko Jason pierwszy zaproponował jej
randkę? Nie był jej zupełnie obojętny. Oczami wyob-
razni widziała, jak odprowadza ją po kolacji do domu,
całuje na do widzenia.
- Właściwie to nie mam pewności, czy Alan wiedział
- przyznał Jason.
Miała ochotę zapytać, czy nadal gotów byłby umówić
się z nią na randkę, ale nie odważyła się. Tamten mo-
ment, kiedy byli dwojgiem wolnych ludzi, minął. Ona
S
R
zakochała się w Alanie i wyszła za niego za mąż. Teraz
Alan nie żył. A Jason? Wyniósł się do Kalifornii z jej po-
wodu? Być może zbyt wiele sobie wyobraża.
- Uważałeś, że wyszłam za Alana dla jego pieniędzy,
prawda? - zapytała powoli.
- Tak, wtedy tak myślałem. Nie wierzyłem, że zako-
chałaś się w mężczyznie, który mógłby być twoim oj-
cem. Cóż...
- A jednak tak, zakochałam się.
- Możliwe. Alan był z tobą szczęśliwy, niezależnie od
tego, jakimi pobudkami się kierowałaś.
- Jesteś taki sam jak Dean. Nie wyszłam za Alana dla
pieniędzy! - Kochała go. Przy nim czuła się bezpieczna,
ale to nie było najważniejsze i nie musiała o tym opo-
wiadać Jasonowi.
-Nie porównuj mnie z Deanem. On w ogóle nie
chciał, żeby Alan się żenił, z kimkolwiek. Wolał spra-
wować kontrolę nad pieniędzmi należącymi do rodzi-
ny. Ciągle spierał się o to z Alanem. Bez sensu, bo Alan
miał takie samo prawo do tych pieniędzy jak on.
- Znowu dzwonił - powiedziała Shannon.
- Dean?
- Tak. Chce otrzymać dokładne rozliczenia, na co
poszły pieniądze podejmowane przez Alana w ostatnim
roku. Twierdzi, że z powodu guza Alan mógł nie wie-
dzieć, co robi.
- Powiedziałaś mu, żeby poszedł do diabła, mam
nadzieję.
S
R
- Powiedziałam mu, że oszalał i że nie dostanie żad-
nych rozliczeń. Groził, że sprawą zajmą się jego praw-
nicy.
- Niech się zajmą. Wszyscy potwierdzą, że Alan do
końca był przy zdrowych zmysłach.
- Podejmował z funduszu więcej niż zwykle, przele-
wał pieniądze na moje konto, chciał mnie zabezpieczyć
- powiedziała z troską w głosie.
- Skoro przelewał, to widać uznał, że ma do tego pra-
wo. Martwił się o ciebie.
- Tak bardzo, że aż prosił ciebie, żebyś się mną za-
opiekował. Nie jestem dzieckiem, nie potrzebuję niań-
ki. - Miała nadzieję, że Alan nie sugerował Jasonowi, by
się z nią ożenił.
- A jednak zgodziłaś się.
- %7łeby go uspokoić.
- A ja, twoim zdaniem, dlaczego się zgodziłem?
- Z tego samego powodu. W takim razie możemy
uznać daną mu obietnicę za nieważną.
Jason pokręcił głową.
- Ja tak nie potrafię. Nie złamię danego słowa.
- Ja też nie - powiedziała Shannon. Gdyby Alan nie
wymógł na nich obojgu tej obietnicy, mogłaby zostać
w Waszyngtonie, znalezć sobie pracę, zamiast męczyć
się z facetem, który teraz wywracał jej życie do góry
nogami.
I samej odpierać ataki Deana? W Jasonie miała sprzy-
mierzeńca.
S
R
- Wracaj do łóżka, Shannon. Poradzimy sobie z Dea
nem, jeśli nadal będzie ci się naprzykrzał.
W sobotę obudziła się pózno. Kiedy weszła do kuch
ni, świeżo zaparzona kawa już czekała. Nalała sobie ku
bek i zaczęła przygotowywać śniadanie, gdy wrócił Ja-
son, spocony i zdyszany po przebieżce.
- Przygotujesz coś dla mnie? - zagadnął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]