[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyraznie pobledli.
- Co się stało? - zaśmiał się nerwowo. - Coś palnąłem? Wyglądacie,
jakbym zrobił wam przykrość.
Anną zaniemówiła. Kim jest ten człowiek, przekonany, że mnie zna? -
pomyślała. A raczej pomylił mnie z Anneką.
- Bill - odezwał się spokojnym głosem Jack. - To jest Anna Craven. Moja
żona, Anneka, zmarła trzy lata temu.
Teraz z kolei Bill zbladł jak ściana. Popatrzył uważnie na Annę, przeniósł
wzrok na Jacka i znów przyjrzał się Annie.
- Rzeczywiście - powiedział drżącym głosem. - Nie jesteś Anneką. O mój
Boże, przepraszam. To musiało być dla ciebie okropne.
- Co się dzieje? - spytała Irene, podobnie jak Anna zaskoczona rozwojem
sytuacji. - Bill, znasz Jacka i Annę?
- Tylko Jacka - wyjaśnił Bill. - Ożenił się z Dunką, która pracowała u
mnie jako niania pięć czy sześć lat temu. - Przeniósł wzrok na Jacka. - Parę lat
temu rozwiodłem się i niedawno ożeniłem po raz drugi. Dzieci mieszkają z moją
byłą żoną.
Gdy zostali sami, Jack szepnął do Anny:
- Przykro mi z powodu tego nieporozumienia. Poruszyło cię? Bo na mnie
spotkanie z Billem wywarło silne wrażenie.
54
R S
Anna w milczeniu patrzyła w stronę Billa i Irene, stojących na trawniku.
- Co się stało? - dopytywał się Jack. - Przejęłaś się słowami Billa?
- Nie, wcale! - warknęła. Dobry nastrój prysł. - Rozzłościł mnie i tyle.
Głupi facet!
- Nie przejmuj się...
- Już ci mówiłam, że się nie przejęłam. Mam pretensje do siebie, bo tak
bardzo się rozzłościłam, a to jest ogromnie irytujące.
Zdała sobie sprawę, że jej wytłumaczenie zabrzmiało dziecinnie i widząc
jego spojrzenie, zaśmiała się cicho. Jack objął ją i musnął wargami jej policzek.
- Kocham cię, kiedy się złościsz - szepnął. - A raczej, po prostu cię
kocham.
Serce Anny na moment przestało bić. Jack powiedział, że ją kocha. Czuła
rodzącą się między nimi więz i silny pociąg fizyczny, ale do tej pory nie
rozmawiali o miłości. Natychmiast zapomniała o Billu i jego uwagach. Jack
wyznał jej swoje uczucia i tylko to się liczyło.
- Ja też cię kocham - wyszeptała mu do ucha.
Pogoda ich nie zawiodła. Był ciepły, słoneczny dzień i gdy podano gorące
dania, większość gości zajmowała miejsca przy stolikach na trawniku.
Tymczasem młodsze dzieci, łącznie z Saskią, urządziły sobie w namiocie za-
bawę. Skakały po składanych krzesłach, bawiły się w chowanego, kryjąc się pod
długim obrusem i biegały wokół stołu, gdy blizniaczki wymyśliły specjalną
odmianę berka.
Potrawy były pyszne. Neil i Jennifer cieszyli się z komplementów gości
nie mniej niż Liz.
- Odetchnęłam z ulgą - wyznała Annie Jennifer. - Gdyby jedzenie okazało
się niesmaczne, czułabym się winna, przecież zmusiłam was do zatrudnienia
Liz. Ale na szczęście jest świetną kucharką, prawda? I ma dobre pracownice.
Zwietnie wyglądają w białych bluzkach i rękawiczkach.
55
R S
Anna przyznała, że potrawy są wyborne i wzięła dokładkę
wegetariańskiego chilli.
Gdy uprzątnięto resztki głównych dań, na stole pojawiło się mnóstwo
apetycznych deserów, zaś na samym środku postawiono duży tort urodzinowy.
Podano kawę i Liz zapaliła sześćdziesiąt świeczek. Ojciec Anny je
zdmuchnął i wszyscy zaśpiewali Sto lat". Blizniaczki i Jasper, przejęci
odpowiedzialnym zadaniem, które im powierzono, roznosili talerzyki z tortem.
Dziewczynki przyniosły deser do stolika Anny i Jacka. Nie odeszły od razu,
tylko zerkały nieśmiało to na siebie, to na zakochanych. Zaczęły do siebie
szeptać: Ty powiedz", Nie, ty zapytaj", aż wreszcie Anna popatrzyła na nie i
spytała:
- O co chcecie nas zapytać?
- Czy wezmiecie ślub? - wyrecytowały chórem.
Anna się zaczerwieniła. Dzieci czasem bywają nazbyt bezpośrednie i
potrafią narobić człowiekowi wstydu, pomyślała. Ale Jack wcale się tym nie
przejął.
- Czemu pytacie? - Uśmiechnął się do dziewczynek.
- Bo chcemy być waszymi druhnami - odpowiedziała odważniejsza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]