[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostanę wyłączona z kontraktu.
- Nie mam zamiaru o tym dyskutować - oświadczył
Durstan Hayle. - I jak już wspomniałem pani ojcu, interesy
wolę załatwiać z mężczyznami.
- Kiedy interes tak bardzo mnie dotyczy, chcę w nim
uczestniczyć.
- Proszę bardzo lady Lorindo. Zakładam, że rozumie pani
po angielsku. Moja oferta jest aktualna do jutrzejszego ranka.
Po tym terminie traci ważność.
- Chcę pana prosić, aby poszedł pan na kompromis. -
Odmawiam. Jeśli nie ma pani nic więcej do powiedzenia na
ten temat, proszę mi pozwolić odprowadzić się do powozu.
Najwyrazniej spodziewał się, że Lorinda wstanie, ale
nawet nie drgnęła.
Była zagubiona. Czuła się tak, jakby natrafiła na mur, a
jednak nie chciała się przyznać do porażki. Rozpatrywała
szybko w myślach wszelkie możliwe sposoby, którymi
mogłaby nakłonić go, żeby zmienił zdanie i poszedł na
kompromis.
Zorientowała się, że ją obserwuje. I znowu dostrzegła na
jego ustach ten cyniczny uśmieszek, który sprawiał, że
zdawało się jej, o zgrozo - choć oczywiście nie mogła to być
prawda - iż ją lekceważy.
Przez moment pomyślała, że być może spodziewa się, iż
zacznie go błagać, lecz tego, powiedziała sobie z dumą,
przenigdy nie zrobi!
Zapędził ją w kozi róg i na razie nie widziała żadnej
możliwości wybawienia. Była jednak zdecydowana, że się
przed nim nie upokorzy i przeciwstawi mu się wszelkimi
możliwymi sposobami.
- Czy przemyślał pan dobrze, jakie skutki może przynieść
pańska niezwykła oferta? - zapytała.
- Jestem człowiekiem interesu - odparł Durstan Hayle -
dlatego każdą transakcję rozpatruję na wszystkie możliwe
sposoby.
Lorindzie nie spodobało się słowo  transakcja", gdy w grę
wchodziła jej osoba.
Zwróciła się ku niemu i patrząc mu prosto w oczy,
powiedziała:
- Z pewnością nie może pan poważnie myśleć o
poślubieniu kobiety, która już teraz nie darzy pana sympatią.
Niech mi wolno będzie wyjaśnić, że propozycję pana uważam
za obrazliwą, a wszystko, co do tej pory zobaczyłam, napawa
mnie wielkimi obawami o przyszłość.
- Pani jest bardzo szczera - rzekł Durstan Hayle.
- A czy jest sens rozmawiać inaczej? - zapytała. - Pan
mnie nie zna i dlatego nie może pan wiedzieć, jak przykra dla
mnie jest myśl o zamążpójściu. Ja nienawidzę mężczyzn! I
choć przez ostatnie dwa lata miałam wiele propozycji
małżeństwa, żadną z nich nie byłam w najmniejszym nawet
stopniu zainteresowana.
- To oczywiście znacznie upraszcza całą sprawę, nie sądzi
pani? - powiedział. - Gdyby bowiem wzdychała pani do
jakiegoś młodego galanta, którego nie może pani poślubić,
byłaby to sytuacja między nami dość nieprzyjemna.
- Nie może być nic bardziej nieprzyjemnego, niż być
zmuszoną do poślubienia mężczyzny, o którym nic nie wiem i
który okazuje zupełną obojętność na to, co czuję - odcięła się
Lorinda.
- Tak jak i pani na to, co czuję ja - odparł. %7łachnęła się i
wstała.
- Czy naprawdę zamierza pan przeprowadzić tę farsę?
Ożenić się ze mną, ponieważ jestem z Camborne'ów...
Przerwała na chwilę, po czym powiedziała:
- Czy to jest właściwy powód? Kiedy już zrobił pan
majątek, chce pan mieć żonę z arystokracji? W takim razie,
panie Hayle, niech mi pan pozwoli coś sobie zaproponować.
Jest wiele kobiet, które z największą przyjemnością przyjmą
pana i pana majątek. Dlaczego nie wybierze pan jednej z nich?
- Ponieważ, nie posiadają one tak dogodnie położonej
posiadłości, która przyłączona do mojej da mi dokładnie taką
liczbę hektarów, na jakiej mi zależy.
Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że Lorinda miała
ochotę zacząć krzyczeć albo go uderzyć.
Jak to możliwe, żeby ktoś był tak nieznośnie kołtuński,
zadowolony z siebie i pełen poczucia wyższości, szczególnie
kiedy nie ma po temu żadnego powodu?
- Może pan mieć naszą posiadłość - powiedziała - ale
czemu nie miałby pan sięgnąć wyżej? Z pewnością córka
zbiedniałego hrabiego pana nie zadowoli. Jestem pewna, że
znalazłby pan taką, której ojciec posiada książęce godło.
Wtedy drzwi wszystkich salonów stałyby przed panem
otworem.
- Jest to jakiś pomysł - powiedział chłodno Durstan
Hayle. - Ale ja wybrałem panią.
Mógłby być sułtanem oznajmiającym swoją przychylność
jednej ze swoich konkubin - z furią pomyślała Lorinda.
Stała naprzeciw niego, złość tliła się w jej zielonych
oczach i czuła, jak w piersiach, pod falbankami zarzuconej na
ramiona chustki, wzbiera wzburzenie.
- Czy odpowiedz brzmi tak, czy nie? - spokojnie zapytał
Durstan Hayle.
Lorinda marzyła w tej chwili, żeby rzucić mu w twarz tę
jego ofertę lub podrzeć na jego oczach list od ojca i
powiedzieć, żeby poszedł do diabła.
Potem przypomniała sobie, jak mało pieniędzy już im
zostało, a także o tym, że ojciec rzeczywiście może
wprowadzić w życie swoją grozbę, jeżeli dłużej będzie musiał
znosić biedę i samotność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl