[ Pobierz całość w formacie PDF ]
górze?
- Nie, zejdę na dół. Potrzebuję tylko kilku minut, żeby się ubrać. - Podniosła głowę
znad umywalki. Ich spojrzenia spotkały się w lustrze. W oczach Holly było tyle twardej
determinacji i gniewu, że Connor spuścił wzrok, który ku jego przerażeniu padł na ob-
nażone przez rozchełstaną koszulę nocną piersi Holly. Nie był w stanie oderwać oczu od
kremowej skóry nabrzmiałych półkul i niczym dręczony burzą hormonalną nastolatek
gapił się z otwartymi ustami.
Spędzanie każdej nocy w tym samym łóżku z Holly i konsekwentne trzymanie w
ryzach rozszalałego libido, doprowadzało go do szaleństwa i powodowało, że pragnął jej
jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Napatrzyłeś się? - Zapytała jadowicie, spoglądając mu prosto w oczy z wyrazem
pogardy zmieszanej z upokorzeniem.
- Nie spóznij się - odburknął tylko, wściekły, że dał się przyłapać na chwili słabo-
ści.
Zacisnął pięści i przyrzekł sobie, że kontrolować będzie każde swoje słowo i gest, i
nie tknie jej nawet jednym palcem, nawet jeśli miałoby go to zabić.
Gdy zbiegał po schodach do jadalni, telefon w jego kieszeni zaczął wibrować.
Connor spojrzał na wyświetlacz i ujrzał znajomy numer prywatnego detektywa.
- Tak?
- Uznałem, że powinien pan wiedzieć, iż pani Christmas zleciła nam dochodzenie.
- Dochodzenie? Jakie? O co tu do cholery chodzi?!
- Identyczne, jak pańskie - chce poznać swoją przeszłość i odszukać biologicznych
rodziców. Nie jestem pewien, czy powinienem je przyjąć.
- Dziękuję za wiadomość. - Connor zastanawiał się przez chwilę intensywnie nad
najlepszym rozwiązaniem. Zapewne jeśli nie tu, to złoży zlecenie w innym biurze i wte-
dy trudno będzie kontrolować jej ruchy. Tylko czemu u licha nie wspomniała, że chce
R
L
T
odszukać swoją rodzinę? - Proszę je przyjąć, ale jeśli coś znajdziecie, chciałbym o tym
wiedzieć pierwszy.
- Jasne, zrozumiałem.
Gdy tylko się rozłączył, usłyszał lekkie kroki na schodach i po chwili w drzwiach
stanęła Holly. Założyła ciemną garsonkę, białą bluzkę i związała włosy w ciasny kok.
Wyglądała, jakby wybierała się do pracy. Ten strój musi być mało wygodny w jej stanie,
pomyślał, ale natychmiast sam się zganił za ten odruch troski. Liczyło się tylko dziecko,
a Holly należało jedynie pilnować, by nie zrobiła mu krzywdy, przekonywał sam siebie,
siadając do śniadania.
- Dzień dobry, proszę pani. - Thompson z promiennym uśmiechem postawił przed
Holly talerz tostów. - Poczytałem trochę i dowiedziałem się, że zjedzenie suchych tostów
na śniadanie przynosi ulgę i zapobiega pózniejszym sensacjom.
- Dziękuję. - Holly zaczerwieniła się zakłopotana tak niespodziewanym przejawem
sympatii ze strony sztywnego jak kij Thompsona.
- Nie ma za co, proszę się niczym nie martwić, zadbamy o panią. - Starszy pan
spojrzał wymownie na swego pracodawcę i wrócił do kuchni z wysoko uniesioną głową i
wyrazem dezaprobaty na twarzy.
Connor otworzył ze złością gazetę i udawał pochłoniętego lekturą. Jeśli Holly za-
mierzała omotać Thompsona, by wywieść go w pole, to najwyrazniej nie wiedziała, na
jak mocnego przeciwnika trafiła. Holly, ku własnemu zdziwieniu zdołała zjeść aż dwa
tosty i popić je herbatą bez potrzeby biegania do toalety. Zadowolona, zebrała naczynia i
zaniosła je do kuchni, gdzie krzątał się Thompson.
- Dziękuję, faktycznie jest o wiele lepiej. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością do
niego Holly, szczęśliwa, że na wrogim terytorium zyskała sobie sojusznika.
Starszy pan rozpromienił się wyraznie zadowolony.
- Proszę mi powiedzieć, gdy będzie pani już gotowa zjeść coś innego. Moja świętej
pamięci żona miała różne zachcianki w ciąży, czasami bardzo dziwne. - Twarz Thomp-
sona rozjaśniła się na to wspomnienie.
- Może już skończycie bawić się w szczęśliwą rodzinkę, musimy jechać. - W
drzwiach stanął naburmuszony Connor i zmroził atmosferę zjadliwym komentarzem.
R
L
T
- Mamy jeszcze trochę czasu. Odświeżę się i zaraz będę gotowa. - Odparła rezolut-
nie Holly.
Czując milczące wsparcie swego nowego przyjaciela, nabrała nieco pewności sie-
bie i nie zamierzała dać się przestawiać z kąta w kąt Connorowi.
W trakcie wizyty u ginekologa położnika Holly prawie się nie odzywała, zdecy-
dowana nie angażować się w nic, co dotyczyło dziecka tak długo, jak to będzie możliwe.
Connor ustalił z lekarzem grafik wizyt kontrolnych i zadał mnóstwo pytań, które zasko-
czyły ją fachowością.
Skoro miał wszystko pod kontrolą, Holly zdecydowała, że jako osoba kompletnie
niekompetentna słusznie usunęła się w cień. Przez całą drogę na lądowisko helikoptera,
który miał zabrać ją na wyspę, nie odezwali się do siebie ani słowem. W milczeniu od-
prowadził ją do samolotu i oddał w ręce pilota, po czym zniknął.
Nagle Holly poczuła się dojmująco samotna i łzy napłynęły jej oczu. Connor za-
chowywał się niczym ochroniarz i zdawał się traktować ją jak konieczny, choć uciążliwy
element procesu, który miał doprowadzić go do uzyskania upragnionej nagrody. Wirują-
ce coraz szybciej śmigło i narastający ból głowy nie pomagały Holly zapanować nad na-
rastającym uczuciem paniki. Poczuła wibracje telefonu w kurczowo ściskanej torebce i z
przerażeniem stwierdziła, że prawdopodobnie dzisiejszy poranek okaże się jeszcze gor-
szy niż myślała.
- Dave, zatrzymaj silnik, muszę odebrać telefon! - Holly zaczęła nerwowo wyplą-
tywać się z pasów, by wysiąść z helikoptera.
- Wszystko w porządku? - Pilot posłusznie, choć niechętnie zatrzymał silnik.
- Nie, muszę wysiąść i wykonać bardzo ważny telefon. - Holly spojrzała na numer
szpitala wyświetlony na ekranie telefonu jako nieodebrane połączenie.
- Może zadzwonię do pana Knighta? - Zaproponował zaniepokojony Dave.
- Nie, nie ma potrzeby, muszę po prostu znalezć ciche miejsce i zadzwonić. Zaraz
wrócę. - Holly biegła już do drzwi windy, która zwiozła ją na sam dół do recepcji biura.
Wybrała numer kliniki i po kilku minutach rozmowy powoli wyłączyła telefon. Od kilku
R
L
T
tygodni spodziewała się tej wiadomości, ale gdy lekarz powiadomił ją o krytycznym sta-
nie Andrei, szok odebrał jej kompletnie siły.
Strażnik siedzący w recepcji poznał Holly i podszedł do niej zaniepokojony.
- Czy mogę w czymś pomóc, pani Christmas?
Holly ocknęła się i rzuciła gorączkowe spojrzenie na zegarek. %7łeby tylko zdążyć,
żeby tylko nie odeszła samotnie, pomyślała z rozpaczą o siostrze, dla której lekarze nie
mogli już nic zrobić.
- Potrzebuję taksówkę, jak najszybciej!
- Proszę za mną, zaraz to załatwię.
Już po chwili siedziała w samochodzie korporacji, która współpracowała z firmą
Knight Enterprises i mknęła w kierunku szpitala, modląc się żarliwie.
- Jak to jeszcze nie wróciła?! - Connor wrzeszczał w słuchawkę.
- Pilot mówił, że pani Christmas poszła zadzwonić i zniknęła. - Thompson był wy-
raznie zaniepokojony.
- Cholera! - Connor zaklął paskudnie i rozłączył się.
Wybrał numer recepcji i podniesionym głosem, bez żadnych uprzejmości, spytał:
- Czy pani Christmas wychodziła z budynku? Pojechała taksówką? Dokąd?! - Nie
uzyskawszy odpowiedzi, rzucił słuchawkę i ledwie powstrzymał się przed zrzuceniem
wszystkiego z biurka. Umówili się wyraznie, że skonsultuje z nim każde wyjście, a on
jak ostatni głupiec zaufał jej. Gdy już ją znajdzie, nie pozwoli jej się ruszyć bez obstawy.
Jeśli ją znajdzie. Co też ona knuła, zastanawiał się gorączkowo.
Przypomniał sobie nagle, że istniała tylko jedna osoba, dla której Holly była w sta-
nie poświęcić wszystko, nawet swoje dziecko. Chwycił za telefon i wybrał numer szpita-
la, w którym przebywała Andrea. Wprawdzie mogła tam pojechać za jego zgodą, kiedy
tylko chciała, nie miał jednak innego punktu zaczepienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]