[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie jest dla niego odpowiednią kobietą, bo odrywa go od pracy.
- Chyba nie jestem już panu potrzebna, panie Matthews - powiedziała jego asy-
stentka Pearl Jenkins siedząca po drugiej stronie biurka, która przedstawiła mu wyniki
sprawozdania finansowego z pierwszego kwartału.
- Jesteś moją prawą ręką, Pearl, ale na temat zysków i strat wiem jedynie to, co
wiąże się z korzystaniem z mojej karty kredytowej.
Pearl nawet się nie uśmiechnęła. Ta surowa siwowłosa dama, sumienna i dokładna
w pracy, spojrzała znów na kolumny cyfr.
- Proszę się nie obrazić, ale tylko cud może pana uratować. Albo anioł stróż.
- Czy jest aż tak zle?
Uniosła w górę pomalowane na ciemny kolor brwi.
- Wie pan, co się stało z Titanikiem?
Skinął głową.
- Można nazwać to happy endem w porównaniu z tym, co się dzieje z pana firmą. -
Pearl włożyła na nos okulary dwuogniskowe, które nosiła na łańcuszku na szyi, i zaczęła
odczytywać cyfry z kolumny winien".
Carter poczuł skurcz żołądka. Nie przypuszczał, że sytuacja jest wręcz beznadziej-
na.
Kiedy Pearl skończyła omawiać sprawozdanie, Carter wziął głęboki oddech.
- Musimy radykalnie ograniczyć koszty - stwierdził. - Po pierwsze nie ma mowy o
pracy w nadgodzinach. Po drugie chcę otrzymać analizę wyników pracy pod względem
rentowności z podziałem na departamenty.
R
L
T
Pearl, jedyne niezawodne ogniwo w firmie, podała mu kilka kartek.
- Dziękuję. Przypuszczam, że ma już pani plany na następny kwartał?
Skinęła głową, podając mu kolejny arkusz.
- Mam nadzieję, że lubi pan czerwony kolor. - Uśmiechnęła się blado.
W tej chwili rozległ się dzwonek interkomu.
- Tak - powiedział Carter.
- Panie Matthews - odezwała się recepcjonistka. Jej zakatarzony głos dudnił echem.
- Pana ojciec przyszedł się z panem zobaczyć.
- W porządku.
- Nie będzie mnie kilka dni w pracy. - Zakaszlała. - Mam infekcję zatok. Załatwię
zastępstwo.
Carter podziękował, życząc jej szybkiego powrotu do zdrowia, po czym pokręcił
smętnie głową.
Jeśli coś mogło go jeszcze dzisiaj pognębić, to właśnie wizyta Jonathona Mat-
thewsa.
- Proszę powiedzieć ojcu, że na niego czekam.
Pearl wzięła dokumenty, uśmiechnęła się i wyszła, mijając się w drzwiach z Jona-
thonem. Carter wyprostował się w fotelu, machinalnie poprawił krawat, po czym zbeształ
się w duchu za to, że tak bardzo przejmuje się tym, co pomyśli o jego wyglądzie ojciec.
Przecież niedługo skończy czterdzieści lat. Nie powinien przejmować się opinią oj-
ca. Ale jest inaczej.
- Carter! - Głos wysokiego i barczystego Jonathona, ubranego w granatowy garni-
tur w prążki i lśniące buty, zabrzmiał ostro i napastliwie. - Co ty, do diabła, robisz?
- Staram się prowadzić firmę. - Potoczył ręką wokół. - Mam biuro, garnitur, a na-
wet plakietkę na biurku. To znaczy, że jestem menedżerem.
Ojciec prychnął, a potem usiadł w fotelu naprzeciw Cartera. Nawet w tej pozycji
grzmiał jak lew.
- Z tego, co słyszę, chcesz ją zrujnować.
Carter milczał.
R
L
T
- Dobrze cię znam. Ta firma jest dla ciebie tylko zabawką. - Zaśmiał się z własnego
żartu. - Kiedy pojawi się następna, najlepiej z parą zgrabnych nóg i nie żądająca zobo-
wiązań, wycofasz się. Dlaczego od razu nie zrezygnujesz z tego głupiego zajęcia? Mo-
żesz przekazać firmę bratu albo, jeszcze lepiej, zatrudnić kompetentnego menedżera.
To miało oznaczać, że w opinii ojca Carter jest niekompetentny. Kiedy był mały i
w domu na przykład stłukł się wazon, ojciec od razu zrzucał winę na Cartera. Kiedy sy-
nowie otrzymywali świadectwa, ojciec zachwycał się wynikami Cade'a, a potem niechęt-
nie pytał o wyniki drugiego syna, wiedząc, że ten nie dorówna bratu. Wszystko, co robił
Carter, nigdy nie było satysfakcjonujące. Wuj Harry był jedyną osobą, która okazywała
mu serdeczność, witając go poduszką pierdziawką albo kwiatem tryskającym wodą.
- Po pierwsze - zauważył Carter - Cade jest zajęty, bo pomaga Melanie otworzyć
nowy bar, a po drugie sam dam sobie radę.
- Do tej pory zajmowałeś się jedynie kobietami, a i to zdarzało się, że musiałem
wyciągać cię z tarapatów.
Carter się zjeżył.
- Nigdy nie będziesz ze mnie zadowolony, prawda? Ojciec strzepnął niewidzialny
pyłek ze spodni, a potem spojrzał na syna.
- Kiedy ułożysz sobie życie tak jak Cade, to może wynagrodzisz mi trzydzieści
siedem lat niepowodzeń.
Carter zacisnął ręce na poręczy fotela.
- A więc wystarczy, że się ożenię, żebyś przestał traktować mnie jak czarną owcę?
- Na początek tak. Na pewno pomoże ci to w interesach.
- Jakie znaczenie może mieć mój stan cywilny dla firmy?
- Spójrz prawdzie w oczy, Carter. Wiesz, jaką cieszysz się opinią. Nikt w naszym
mieście nie uważa cię za poważnego biznesmena. Gdybyś się ustatkował, może klienci
byliby bardziej skłonni zainwestować pieniądze w firmę mającą stabilną pozycję na ryn-
ku. Teraz zmykają, aż się kurzy, bo boją się, że TweedleDee Toys jest tylko twoim ko-
lejnym kaprysem.
R
L
T
Carter skrzywił się, bo ojciec użył cytatu z gazet wydawanych w Indianapolis, kie-
dy pisały o objęciu przez niego kierownictwa w firmie. Poza tym miał rację, i to właśnie
było najgorsze.
Lata beztroskiego życia playboya korzystającego z rodzinnej fortuny sprawiły, że
stał się ulubionym bohaterem rubryk towarzyskich. Tabloidy śledziły jego każdy krok. W
te dni, gdy nie było ważnych wydarzeń, mówiono o nim nawet w telewizji. Carter Mat-
thews znów w akcji" - zapowiadał reporter, a potem przedstawiał ze szczegółami jego
ostatnią eskapadę.
Carter Matthews stał się Paris Hilton środkowego zachodu Stanów. Niestety ro-
dzinna fortuna nie była tak ogromna i nikt nie proponował mu atrakcyjnych i sek-
sownych reklam.
Ojciec wstał.
- Najlepiej byłoby, gdybyś się ożenił i zatrudnił kogoś do prowadzenia firmy. I to
szybko, bo twoi klienci uciekają gdzie pieprz rośnie.
Kiedy ojciec wyszedł, Carter spojrzał na sprawozdanie finansowe firmy zakreślone
czerwonym flamastrem. Za dwa lub trzy tygodnie zabraknie pieniędzy na pensje dla pra-
cowników. Pomyślał o Paulu. W zeszłym tygodniu poznał jego żonę i dzieci. Matka
Mike'a była w szpitalu. Pearl miała na utrzymaniu męża i córkę, która wróciła do domu
po zakończonym rozwodem małżeństwie.
Ci ludzie liczyli na pieniądze, które zarabiali w jego firmie. Nie mogą stracić pra-
cy. TweedleDee Toys nie może zbankrutować. To było nie lada wyzwanie.
Kolorowa wizytówka Daphne Williams leżała obok telefonu. Ta kobieta potrzebuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]