[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Więc zrób to! Na co czekasz?! Nagle zesztywniała. Nie, proszę pani
powiedziała do słuchawki. To nie jest żaden kawał. Nie odgrywamy tu
perwersyjnych scenek. Mój kot przestał oddychać. Przyjaciel robi mu
sztuczne oddychanie.
I rozpłakała się rzewnie. Dirk tymczasem pochylił się nad łbem Miłego.
Kilka minut pózniej jechali z powrotem przez miasto, mijając po drodze
znajomy motel. Belle trzymała w objęciach nieprzytomnego kota. W końcu
dotarli do czynnej przez całą dobę lecznicy. Jakaś dziewczyna z
ondulowanymi włosami zadawała im pytania. Pózniej zabrała Miłego i
zniknęła za ciemnoszarymi drzwiami z małym, prostokątnym okienkiem
nad tabliczką z napisem Nieupoważnionym wstęp wzbroniony . I to była
ostatnia rzecz, jaką zapamiętała Belle.
Bo potem ugięły się pod nią kolana. W ostatniej chwili podtrzymały ją
silne ramiona, nie pozwalając osunąć się na podłogę wyłożoną linoleum.
64
RS
Przed oczami zawirowały jej różnobarwne płatki, a potem otuliła ją
ciemność.
Kiedy oprzytomniała, zobaczyła pochylonego nad sobą Dirka. Wyglądał
na zaniepokojonego.
Zemdlałaś. Jak się czujesz?
Belle zamrugała powiekami.
Lepiej.
W jednej chwili przypomniała sobie, po co tu przyszli.
Miły...? jęknęła i zamilkła. Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani
słowa więcej.
Dirk wziął ją za rękę.
Z nim wszystko w porządku. Lekarze nie stwierdzili niczego groznego.
Już się czuje lepiej i za kilka godzin może ruszyć w dalszą podróż.
Belle zamknęła oczy. Czuła wyrazną ulgę. Od dłoni Dirka po całym
ciele rozchodziło się przyjemne ciepło. Rozluzniła się i odetchnęła głęboko.
A gdzie jest Louie? zapytała.
Bezpieczny. Postawiłem go w spokojnym kącie poczekalni. Ma widok
na palmę i linoleum w kolorze morskiej wody. Pewnie myśli, że trafił na
Karaiby.
Wszystko wróciło więc do normy. Miły był zdrowy, Louie pogrążył się w
jednej ze swoich ptasich fantazji, a Dirk... Nikt nigdy nie zrobił dla niej tyle,
co on. I nikt nigdy nie był taki miły. Czuła, że zaraz się rozpłacze. Przygryzła
dolną wargę, próbując powstrzymać drżenie podbródka.
Skrzypnęły jakieś drzwi. Do poczekalni weszła pielęgniarka.
Kot odpoczywa odpowiedziała na pytające spojrzenia Belle i Dirka.
Pani doktor sama chciała pani o wszystkim powiedzieć, ale została
wezwana do nagłego wypadku. Jakiś ptak połknął monetę.
Belle spojrzała na Dirka.
To na pewno nie Louie wyjaśnił. On wolałby ją lepiej
zainwestować.
65
RS
Kończę już dyżur odezwała się pielęgniarka, przeglądając papiery.
Jeśli państwo będą czegoś potrzebowali, proszę użyć tego dzwonka
powiedziała.
Czy można tutaj poczekać na Miłego? zapytała Belle.
Pielęgniarka spojrzała zaskoczona na Dirka.
Och, oczywiście.
Miałam na myśli kota wyjaśniła Belle.
Aha. Myślałam, że miała pani na myśli... odchrząknęła, nie patrząc
w stronę Dirka. Mogą tu państwo zostać, dopóki kot nie zostanie
wypisany. To prawdopodobnie potrwa kilka godzin. Zaproponowałabym
państwu koc, ale ostatnim wolnym przykryliśmy chorą maciorę.
Nic nie szkodzi. Damy sobie radę uspokoił ją Dirk. Proszę
spokojnie iść do domu.
Niedługo ruszymy w dalszą drogę ciągnął Dirk, kiedy za
pielęgniarką zamknęły się drzwi. Zdrzemnijmy się, póki można. Skoro zaś
Louie stoi w kącie, a Miły rozłożył się w szpitalnym łóżku, nie będziecie
przynajmniej chrapać zgodnym chórem. Czy chcesz, żebym poszedł do
samochodu po koc?
Nie ma potrzeby. Tu jest dość ciepło. A tak na marginesie dodam, że
ja nie chrapię.
Dirk uśmiechnął się krzywo i zastanowił się przez chwilę nad
odpowiedzią.
Nie wiem, jak gdzie indziej, ale śpiąc w samochodach, chrapiesz na
pewno.
W tym momencie zadzwonił telefon, który przerwał ich dyskusję. Belle
była bardzo niezadowolona z tego, że to Dirk miał ostatnie słowo.
Ray, witam! Czemu jesteś na nogach tak pózno? A raczej tak
wcześnie.
I znowu się uśmiechnął. Był taki wspaniały, że Belle wybaczyła mu
nawet złośliwe uwagi na temat chrapania. Ta Janine musiała być
kompletną idiotką. Ciekawe, czy poza nią była w jego życiu jeszcze jakaś
inna kobieta?
66
RS
Patrzyła, jak Dirk się przechadza, przystaje, znowu rusza. Podobał się
jej gest, jakim opuszczał głowę, kiedy koncentrował się na rozmowie.
Podobał się jej nawet jednodniowy zarost na jego policzkach. Zresztą nawet
nieogolony i w wymiętej koszuli wyglądał wspaniale.
Patrząc na niego, poczuła ukłucie smutku. Wiedziała dobrze, że bez
względu na to, z jak wielką liczbą ludzi się styka, pozostaje samotny.
Dziecko zamknięte w mydlanej bańce. Zastanawiała się, jak często zdarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]