[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie, kochanie. - Tina uścisnęła dłonie Carly. - Chcę, żebyś ponownie zaczę-
ła żyć dla samej siebie. Sam odszedł i bardzo dobrze. Marlene również. Dzisiaj po
raz pierwszy od miesięcy widzę, że jesteś skupiona na kimś innym niż Rhett. Nie
broń się przed tym.
- Zwietnie poradziłeś sobie dzisiaj z dziećmi - powiedziała Carly z uznaniem,
kiedy po skończonej imprezie spotkała Mitcha w salonie Kincaidów.
- Od czasów szkoły średniej każde wakacje spędzałem na rodzinnych statkach
rejsowych. Kontrolowanie dzieciarni należało do moich obowiązków. - Uniósł do
góry szklankę z wodą, robiąc zachęcającą minę.
Carly zrozumiała jego pytanie bez słów.
- Chętnie skuszę się na szklaneczkę lemoniady Delli. Poszedł do baru, by
spełnić jej prośbę.
- Jakich zajęć? - zapytała, stawiając monitorek elektronicznej niani na stoliku.
Sama położyła się na kanapie, zagłębiając się w puszyste poduchy. Bezsenna noc
S
R
dawała o sobie znać. Zamiast lemoniady powinna była poprosić o napój z kofeiną.
- Byłaś kiedykolwiek na rejsie statkiem promowym? - Podał jej szklankę z
napojem, a jego palce musnęły jej dłoń.
Poczuła dreszcz, a w odpowiedzi na jego pytanie potrząsnęła przecząco gło-
wÄ….
Mitch tym razem nie usiadł w swoim ulubionym krześle, ale obok niej. Podu-
chy na kanapie poruszyły się, a ciało Carly przesunęło się w kierunku Mitcha.
Była tak blisko, że czuła zapach jego wody kolońskiej pomieszanej z zapa-
chem trawy, co było efektem zabaw z dziećmi na podwórku Tiny. Jej wzrok za-
trzymał się na jego umięśnionych nogach idealnie wyeksponowanych w spoden-
kach.
- Na promie jest mnóstwo zajęć. Możesz się zajmować dziećmi albo dawać
lekcje pływania lub wspinaczki ściankowej. Kiedy cumujemy przy Crescent Key,
naszej prywatnej wyspie, uczymy nurkowania, pływania kajakiem, parasailingu i
windsurfingu, wypożyczamy skutery wodne i pontony dla dzieci.
- Twoja rodzina ma wyspÄ™?
- Firma jest jej właścicielem.
- Nieprawdą jest więc to, że nie znosisz dzieci?
%7łachnął się i rozparł wygodniej na kanapie. Zmiana pozycji jego ciała spowo-
dowała, że pufy na kanapie się poruszyły, a jego kolana musnęły jej nogi. Podcią-
gnęła je szybko do siebie. Czuła, jak przyspiesza jej puls.
- Skąd wysnułaś taki wniosek? - Podniósł do góry szklankę z wodą. - Nie
chcę się przywiązywać do tych, którzy i tak odejdą ode mnie. Już raz mnie to spo-
tkało i fatalnie się pózniej czułem.
- Masz na myśli dzieci twojej byłej narzeczonej?
Skinął głową. Poczuła ból w sercu z powodu jego cierpienia.
- Utrzymujesz jakieÅ› kontakty z Travisem i Ashley?
Wyprostował się i utkwił wzrok w zawartości szklanki.
S
R
- Na początku próbowałem, ale dzieciaki były najwyrazniej zagubione i nie
wiedziały, jak się zachowywać. Dlatego zerwałem kontakty.
Nie był więc zimnym draniem bez serca. Zrobił to, co było jego zdaniem naj-
lepsze dla dzieci. Jego ramiona były wyraznie spięte, a linia szczęki stała się bar-
dziej wyrazista. To mówiło więcej niż słowa. Teraz wiedziała, dlaczego usiłował
trzymać dystans w stosunku do Rhetta.
Jej mur oporu zaczął pękać.
- Więc mnie rozumiesz, dlaczego nigdy nie opuszczę Rhetta? Bo nie pojąłby,
dlaczego najpierw jego matka, a potem ja opuściłyśmy go.
- Rhett jest jeszcze taki malutki. Na pewno nie będzie pamiętał... matki.
Czy tylko jej się wydawało, czy naprawdę zrobił pauzę, zanim wymówił
ostatnie słowo? Czyżby Mitch czuł, że wspomnienie siostry jest dla niej bardzo bo-
lesne?
- Mam nadzieję, że się mylisz i że dziecko nigdy nie zapomni tego, że było
chciane i kochane, choć przez krótki moment.
Mitch wbił w nią swoje zielone oczy. Była w nich taka siła, że wydawało jej
się, że widzi wszystkie jego sekrety. Bardzo się starał ukryć swoje cierpienie.
- Co się dzieje, kiedy się okazuje, że osoba, którą kochasz i która ma być two-
im mężem, nie chce wychowywać z tobą czyjegoś dziecka?
- Przestaje być kandydatem na mojego męża. Jeśli kogoś kochasz, akceptujesz
w nim wszystko, te dobre rzeczy i te złe.
- Będziesz więc musiała znalezć kogoś, kto podzieli twój plan wychowania
Rhetta. - Zamilkł na chwilę. - Kogoś takiego jak ja.
Zesztywniała, a dzwięk pobrzękujących w szklance kostek lodu zwrócił uwa-
gę na jej trzęsące się dłonie.
- Co... co ty powiedziałeś, Mitch?
Odstawił swoją szklankę na stolik. To samo zrobił z jej.
- Może powinniśmy wykorzystać to, że nas do siebie ciągnie. Dla dobra Rhet-
S
R
ta i dla nas samych, Carly.
Uniósł dłoń, aby musnąć jej policzek. Poczuła w sobie dreszcz, który musiał
chyba dorównywać sile eksplozji bomby atomowej.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. - Zwilżyła językiem wy-
schnięte nagle usta, a jego oczy szybko wychwyciły ten ruch.
- Dlaczego?
- Namawiałeś moją siostrę do aborcji.
Jego dłoń zacisnęła się na jej ramieniu.
- Byłem prawą ręką ojca i musiałem robić to, co on zadecydował. Kazał mi
się upewnić, że Marlene zrozumiała, że on się nie czuł na siłach, ze względu na
swój wiek, wychowywać kolejne dziecko, zwłaszcza z kobietą, której nie kochał.
- Ale Marlene kochała twojego ojca - oburzyła się Carly.
Przynajmniej zapewniała o tym Carly i była przy tym bardzo przekonująca.
Tylko co z jej pamiętnikiem, w którym ujawniła, że zrobi wszystko, aby Everett się
z nią ożenił?
- %7łal mi jej. Niechęć mojego ojca do małżeństwa i wspólnego wychowywania
dziecka musiała być dla niej bardzo bolesna - skwitował Mitch, a jego palec wska-
zujący zatoczył kółko na jej dekolcie. - Czy Rhett zasnął?
- Tak. Cieszę się, że prowadziłeś samochód. Mogłam go pilnować, żeby nie
zasnął w drodze. Nawet pięciominutowa drzemka o tak wczesnej porze wybija go z
rytmu. Nie chce potem spać i bardzo grymasi. - Trajkotała jak nakręcona. Jeśliby
przestała na moment, zaczęłaby chyba od razu jęczeć z rozkoszy.
Mitch objął ją ramieniem. Jego palce łaskotały jej szyję. Głowa i powieki za-
częły jej ciążyć.
- Carly, daj nam szansę - wyszeptał.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, pochylił się i pocałował ją.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Zrobiła coś, czego będzie w przyszłości żałować. Odpowiedziała na pocału-
nek Mitcha. Nie mogła się powstrzymać. Kiedy porównywała cechy, które w nim
widziała, do tego, o czym czytała w pamiętniku siostry, zastanawiała się, czy aby
jej blizniaczka czasem nie naginała faktów na swoją korzyść. Nie byłoby to zresztą
pierwszy raz.
W odpowiedzi na jego pieszczoty Carly włożyła swoją dłoń pod materiał
spodenek, pieszcząc jego ciepłą skórę. Mitch przykrył jej dłonie swoimi. Pożądanie
widać było w jego oczach.
- Pragnę cię, Carly. Myślę, że razem możemy przeżyć coś dobrego. Jednak
nie mogę zagwarantować tego na zawsze.
Serce Carly zaczęło łomotać. Czy myślała o Mitchu jak o kimś, z kim mogła-
by spędzić długie lata? Możliwe. Pewne jest jednak, że z nikim nie doświadczyła
podobnej pasji.
Wciągnęła głęboko powietrze i zaraz bardzo wolno je wypuściła.
- Jestem gotowa zaryzykować.
Mitch przyciągnął ją bliżej i ich ciała przywarły do siebie. Wpił usta mocno w
jej wargi i wolną dłonią pokierował nią w stronę wyjścia z salonu. Prowadził po
schodach na górę bez pośpiechu. Nie znała go i sama też nie zamierzała się spie-
szyć do jego łóżka.
Najwyrazniej rozszyfrował jej wątpliwości, bo zatrzymał się i przycisnął
mocno jej ciało swoim do barierki schodów. Jego usta były gorące, wygłodniałe i
trochę niedelikatne. Pożerały jej wargi. Najpewniej chciał rozwiać jej wątpliwości,
bo całował tak mocno, że nie mogła oddychać. Potencjalne niebezpieczeństwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl