[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przecież zna go zaledwie od kilku dni. Nie można się zakochać w tak krótkim czasie...
Zdusiła śmiech i ukryła twarz w jego ramieniu.
- Rozbawiłem cię? Myślałem, że to nie jest zabawne.
- Och, Tanner, nie masz pojęcia. - Westchnęła smutno. - To właśnie jeden z
powodów, przez które nie mogę sobie zaufać. Jesteś bardzo prostolinijnym
człowiekiem, niewiele znam takich osób. Mówisz to, co myślisz. To jest piękne. Masz
naprawdę bardzo dobry charakter.
- Brianno, przestań tak kłamać, bo będę zmuszony spalić się ze wstydu -
stwierdził komicznie zmienionym głosem. Brzmiał niczym stara ciotka oczekująca
komplementów.
Bri nie mogła się nie roześmiać. Przez chwilę oboje chichotali.
- Z czego my się śmiejemy? - zapytał, kiedy już umilkli.
- Podejrzewam, że z nas samych.
- Taa... - Tanner głośno oddychał. - Więc co chcesz wiedzieć?
- Słucham?
- Poprosiłaś, żebym ci opowiedział o swoim życiu - wyjaśnił. - Co chcesz
usłyszeć?
- Wszystko!
- Dlaczego nie jestem zdziwiony taką odpowiedzią? - Podłożył lewą rękę pod
głowę i przez chwilę udawał, że usilnie nad czymś myśli. - To nam zajmie tylko pięć
do sześciu godzin. Mam nadzieję, że wszystko dobrze pamiętam. Chcesz oczywiście
usłyszeć historię mojego życia w porządku chronologicznym?
- Och, Tanner, wiesz, o co mi chodzi - wymruczała.
- Czyżby?
- Byłeś kiedyś zakochany? - Miała nadzieję, że mrok panujący w namiocie
zakryje jej pałające czerwienią policzki.
58
S
R
- Raz, i bardzo tego teraz żałuję - odpowiedział naturalnym głosem. - A ty?
- Też raz, i też bardzo tego żałuję. - Postanowiła szczerze odpowiedzieć na
pytanie. - Był niezwykle przystojną i uroczą gnidą, która nieco za bardzo lubiła
majątek mojego ojca.
- Gnidą, tak?
- No, może nie do końca gnidą, raczej parszywym szczurem. Kiedyś wróciłam
wcześniej do pokoju w akademiku i znalazłam go w łóżku z moją współlokatorką.
Zrobiłam taką awanturę, że ta nieszczęsna dziewczyna z własnej woli przeniosła się do
innego lokum. A jego już nigdy nie spotkałam.
- Twarda dziewczyna.
- Raczej szalona - przyznała ze śmiechem. - Powinni się cieszyć, że po spotkaniu
ze mną nie wymagali interwencji chirurga.
- Uff, ulżyło mi. Przez chwilę się bałem, że oboje pogoniłaś z flintą w ręku.
- No wiesz co! - Parsknęła śmiechem, ale po chwili spoważniała. - Ja jestem
bardzo spokojną osobą, jednak kiedy dwie najbliższe osoby mnie zdradzają, to nie
jestem w stanie przyjąć tego na luzie.
- Następne pytanie - szepnął jej wprost do ucha.
Przez chwilę leżała w ciszy, zastanawiając się, czego dokładnie chce się
dowiedzieć.
- Zasnęłaś?
Czy tylko jej się wydawało, że lekko pocałował jej włosy? Miała nadzieję, że
nie...
- Nie.
- O czym myślisz? - spytał trochę zawstydzony.
- O kolejnym pytaniu.
- Możemy sobie opowiedzieć o naszych ulubionych dniach w roku. Ja uwielbiam
Zwięto Dziękczynienia: masa jedzenia i, ach, ten pieczony indyk. - Powolnym ruchem
oblizał wargi, ale Bri tego nie widziała, gdyż zasmuconym wzrokiem wpatrywała się w
ciemność.
- Tak naprawdę to myślałam o Candy.
- O jakiej Candy?
- Nie pamiętasz Candy z Hampton?
- Ach, tej... A co z nią?
Bri niemal słyszała, że Tanner się zjeżył i zmarszczył brwi, ale i tak postanowiła
ciągnąć temat.
59
S
R
- Wydaje się być tobą bardzo zainteresowana.
- Rozmawialiśmy już o niej - odpowiedział niecierpliwie. - Nigdy nie było
między nami żadnych uczuć. Mogę cię zapewnić, że Candy nie jest kobietą, z którą
chciałbym się związać.
Bri zagryzła wargi, myśląc, jaka kobieta byłaby idealna dla Tannera, ale bała się
zadać to pytanie. Gdyby nie opisał właśnie jej, zapewne pękłoby jej zakochane serce.
- Przepraszam, to nie moja sprawa, nie powinnam pytać.
- Candy nigdy nie była dla mnie specjalnie atrakcyjna w sposób, jaki masz na
myśli.
- A co ja mam na myśli?
- Nie interesuje mnie ani jako człowiek, ani jako kobieta. Poza tym jest podobno
z kimś zaręczona. O co ty w ogóle pytasz? - zdenerwował się nagle. - To typ łatwej,
pustej panny. Myślałem, że masz o mnie i o moim guście lepsze wyobrażenie.
- Aatwa, pusta panna? Tanner, nie można tak mówić o kobiecie - zganiła go,
chociaż w duchu szczerze się cieszyła z takiej opinii.
- Naprawdę nie znasz takich dziewczyn? - zdziwił się. - Była z tyloma
mężczyznami. To oczywiście nie moja sprawa, jak się prowadzi, ale ja wolałbym mieć
mniej wylewną w stosunku do obcych facetów narzeczoną.
- Wiedziałam! - Triumfalny szept zdradliwie wymknął się z ust Bri.
- Skoro wiedziałaś, to po co pytałaś?
- Załóżmy, że jestem ciekawska.
- A może chciałaś posłuchać, co o niej sądzę, bo sama skrycie nie cierpisz
Candy? Gdybym powiedział, że jest superatrakcyjna i często chodziliśmy do kina,
pewnie przestałabyś mnie lubić.
- Spryciarz z ciebie - odrzekła lekko zmieszana. - Muszę ci jednak przyznać
rację. Ciekawa byłam twojej opinii.
- Ze mnie spryciarz? To ty jesteś sprytna. Niby pytasz o Candy, a w głowie
przeprowadzasz całą psychoanalizę.
- Może i sprytna, ale niezbyt mądra - przyznała. - Od razu rozgryzłeś, o co mi
naprawdę chodzi.
- Dobrze, załóżmy więc, że to ja jestem ten mądry. - Wypiął dumnie pierś.
- Całkowicie się zga... - Koniec zdania zniknął w potężnym ziewnięciu. - Och,
przepraszam.
- Zpiąca?
- Troszkę.
60
S
R
- Kończymy na dzisiaj wywiad? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl