[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nasze szczęście?
Ponieważ czuję, że to szczęście nie może trwać, dopóki nie dowiemy się,
kim jesteśmy naprawdę.
Zmarszczyła brwi.
Musisz więc to odkryć, jeśli takie jest twoje życzenie powiedziała w za-
dumie. Ale będziesz to robił sam, Elryku. Ja nie mam takich pragnień. Sam
pójdziesz do tych barbarzyńskich krajów.
Nie będziesz mi towarzyszyć?
To niemożliwe. Ja należę do Melniboné westchnęła. Kocham ciÄ™,
Elryku.
I ja ciÄ™ kocham, Cymoril.
Pobierzemy się więc po twoim powrocie. Za rok.
Elryk czuł ogromny żal, ale wiedział, że jego decyzja była słuszna. Gdyby
nie odszedł, stałby się wkrótce niespokojny. Niecierpliwiłby się coraz bardziej
i w końcu uznałby Cymoril za wroga za kogoś, kto go złapał w pułapkę.
Musisz rządzić jak cesarzowa, dopóki nie wrócę rzekł.
Nie, Elryku. Nie mogę wziąć na siebie takiej odpowiedzialności.
A zatem, kto? Dyvim Tvar?
Znam Dyvima Tvara. Nie przyjmie takiej władzy. Może Magum Colim. . .
Nie.
A więc musisz zostać, Elryku.
Spojrzenie Elryka powędrowało wśród tłumu zapełniającego salę tronową
i zatrzymało się na samotnej postaci pod galerią muzyczną.
A zatem musi to być Yyrkoon uśmiechnął się ironicznie Elryk.
Nie, Elryku! wykrzyknęła przerażona Cymoril. On nadużyje tej mo-
cy.
126
Nie teraz. On jest jedynym, który chciał być cesarzem. Teraz może przez
rok sprawować rządy w moim imieniu. Jeśli będzie rządził dobrze, rozważę może,
czy nie abdykować na jego korzyść. Jeśli będzie rządził zle, dowiedzie raz na
zawsze, że jego ambicje skierowane były w niewłaściwą stronę.
Kocham cię, Elryku powiedziała Cymoril. Okażesz się jednak głup-
cem, a może nawet zbrodniarzem, jeśli znów zaufasz Yyrkoonowi.
Nie potrząsnął głową. Nie jestem głupcem. Jestem po prostu Elry-
kiem. Nic na to nie poradzÄ™, Cymoril.
Jesteś Elrykiem, którego kocham! krzyknęła. Ale Elryk jest skazany!
Wszyscy będziemy skazani, jeśli stąd odejdziesz!
Nie mogę zostać. Kocham cię, Cymoril, i dlatego nie mogę.
Wstała i zapłakała. Przegrała.
A ja jestem po prostu Cymoril. Zniszczysz nas oboje jej głos złagodniał.
Musnęła dłonią jego włosy. Zniszczysz nas, Elryku.
Nie rzekł z mocą. Zbuduję coś, co będzie lepsze. Poznam wszyst-
ko, co tylko można poznać. Kiedy wrócę, pobierzemy się, będziemy żyć długo
i będziemy szczęśliwi, Cymoril.
I właśnie teraz trzykrotnie skłamał. Pierwsze kłamstwo dotyczyło jego kuzyna
Yyrkoona. Drugie dotyczyło Czarnego Miecza, a trzecie Cymoril. Na tych trzech
kłamstwach zbudowane zostało jego przeznaczenie. Bowiem jedynie w tym, co
dotyczy nas najgłębiej, potrafimy kłamać pewnie i z zupełnym przekonaniem.
EPILOG
Był to port zwany Menii, jedno z najmniej znaczących i najprzyjazniejszych
Purpurowych Miast. Podobnie jak inne na tej wyspie, zbudowane zostało z czer-
wonego kamienia, który nadał tu nazwę wszystkim miastom. Nawet dachy do-
mów były czerwone. W porcie stało wiele najprzeróżniejszych łodzi o jasnych ża-
glach. Wczesnym rankiem Elryk i Rackhir, Czerwony Aucznik, przybili do brze-
gu. Zaledwie kilku żeglarzy spieszyło o tej porze do swoich statków.
Cudowny okręt króla Straashy spoczywał niedaleko nabrzeża. Małą łodzią do-
płynęli do miasta. Odwrócili się i popatrzyli na statek. %7łeglowali nim sami, bez
załogi, i spisywał się doskonale.
A zatem muszę teraz szukać spokoju i mitycznego Tanelorn odezwał się
Rackhir, jakby trochę kpiąc z samego siebie. Przeciągnął się i ziewnął szeroko, aż
łuk i kołczan podskoczyły mu na plecach.
Elryk miał na sobie prosty strój, jaki mógł nosić każdy najemny żołnierz
z Młodych Królestw. Był w dobrym nastroju, czuł się wypoczęty. Uśmiechał się,
patrząc na słońce. Jedyne co uderzało w jego stroju, to wielki czarny miecz u jego
boku. Odkąd go nosił, niepotrzebne mu były środki pobudzające.
A ja muszę szukać wiedzy w krajach, które zaznaczone są na mojej ma-
pie rzekł. Muszę się uczyć. Całą zdobytą wiedzę przyniosę w końcu roku
do Melniboné. ChciaÅ‚bym, by towarzyszyÅ‚a mi Cymoril, ale rozumiem jej niechęć
do wyjazdu.
Wrócisz? zapytał Rackhir. W końcu roku?
Ona ściągnie mnie z powrotem zaśmiał się Elryk. Boję się tylko, że
ulegnę i wrócę przed końcem poszukiwań.
Chciałbym iść z tobą powiedział Rackhir. Podróżowałem po wielu
krajach i byłbym równie dobrym przewodnikiem, jak i w tamtym świecie. Przy-
siągłem jednak odnalezć Tanelorn, choć z tego co wiem, ono tak naprawdę wcale
nie istnieje.
Mam nadzieję, że je odnajdziesz, Wojowniku Kapłanie z Phum rzekł
Elryk.
Nigdy już nim nie będę odparł Rackhir. Nagle jego oczy rozszerzyły się
ze zdumienia. Patrz! Twój okręt!
128
Elryk obejrzał się. Zobaczył, że statek nazywany niegdyś Okrętem, Który %7łe-
gluje Ponad Lądem i Morzem powoli tonie. Król Straasha zabierał go do swego
królestwa.
Przynajmniej żywioły są naszymi przyjaciółmi zauważył Elryk. Boję
siÄ™ jednak, że ich potÄ™ga sÅ‚abnie, tak jak sÅ‚abnie potÄ™ga Melniboné. CaÅ‚e zÅ‚o, jakie
widzą w nas mieszkańcy Młodych Królestw, w dużej mierze dzielimy z duchami
Powietrza, Ziemi, Ognia i Wody.
Zazdroszczę ci takich przyjaciół, Elryku. Możesz im ufać rzekł Rac-
khir, gdy maszty okrętu zniknęły pod wodą. Spojrzał na runiczny miecz, wiszący
u boku Elryka. Rozsądnie byłoby jednak, gdybyś nie ufał niczemu więcej
dodał.
Elryk roześmiał się.
Nie bój się o mnie, Rackhirze. Jestem sam sobie panem, przynajmniej na
rok. A teraz jestem także panem tego miecza.
Wydawało się, że Zwiastun Burzy poruszył się u jego boku. Elryk ujął mocno
jego rękojeść i klepnął Rackhira w plecy. Roześmiał się znowu i potrząsnął biały-
mi włosami, aż zatańczyły na wietrze. Wzniósł ku niebu swoje dziwne, purpurowe
oczy i powiedział:
BÄ™dÄ™ zupeÅ‚nie innym czÅ‚owiekiem, gdy powrócÄ™ do Melniboné.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]