[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdybym musiał przywiązać cię do łóżka.
Coreen usiadła raptownie, krzywiąc się z bólu,
i przeszyła go wściekłym spojrzeniem.
Mogę wrócić do domu...
Nie masz już domu przypomniał jej.
Opadła na poduszki. Była cała obolała. Za-
mknęła oczy, by już na niego nie patrzeć.
Tak, to prawda przyznała.
Zirytowała go jej bezsilność. Przebiegł wzro-
kiem po jej ciemnych włosach i nagle gdzienie-
gdzie zauważył srebrne pasemka.
Coreen, ty siwiejesz wyszeptał ze zdziwie-
niem.
Wiem. Uniosła powieki. Miałeś kiedyś
włosy takiego samego koloru jak ja, prawda?
Do trzydziestki. Potem przedwcześnie posi-
wiałem. Nawet na klatce piersiowej.
Naprawdę? Nie zauważyłam.
Uniósł brwi, ponieważ wydawało mu się, że
patrzyła na jego tors, kiedy wchodził do pokoju.
A niech to szlag...! Temu okrzykowi, dobie-
gającemu z kuchni, towarzyszył bardzo wyrazny
swąd spalenizny.
Lepiej pójdę tam, dopóki jest jeszcze coś do
uratowania. Przyślę tu Sandy, żeby ci dotrzymała
towarzystwa pod moją nieobecność.
78 DUMA I PIENIDZE
Ja umiem gotować powiedziała z waha-
niem. Zanim wyszłam za mąż, zajmowałam się
kuchnią.
Naprawdę? Nie okazał większego zaintere-
sowania. Nie zauważyłem.
Odwróciła wzrok. Nie zwracał na nią uwagi,
gdy Barry ubiegał się o jej rękę. Smutnym, zrezyg-
nowanym wzrokiem patrzyła, jak wychodzi z po-
koju. Bolała nad tym, że już nie jest taka jak
dawniej. Ted nie chciał jej, kiedy była zdrowa, a co
dopiero teraz, kiedy jest w takim opłakanym sta-
nie. A nawet jeśliby zechciał, to nie zostało jej już
nic, co mogłaby mu dać.
ROZDZIAA CZWARTY
Coreen miała tylko jedną nocną koszulę i żad-
nych swoich ubrań. Zamierzała przypomnieć San-
dy i Tedowi, że potrzebuje czegoś na zmianę, ale
też bała się wysyłać ich do swojego dawnego
domu. Nie chciała, by zobaczyli, w jakich warun-
kach żyła. Z opresji wyratowała ją pani Bird,
gospodyni Teda. Okazało się, że ma córkę mniej
więcej wzrostu Coreen, która wyszła za mąż i prze-
niosła się do Europy. Ta zacna kobieta wręczyła jej
całą stertę ubrań, które po niej pozostały, dzięki
czemu Coreen z czystym sumieniem mogła powie-
dzieć Sandy, że na razie niczego jej nie trzeba.
Przez kilka pierwszych dni w domu Reganów
panował pewien chaos, ponieważ Sandy musiała
wyjechać do pracy. Na szczęście właśnie ozrebiły
80 DUMA I PIENIDZE
się dwie klacze, więc Ted większość czasu spędzał
z nimi, pozostawiając Coreen, ku jej niekłamanej
uldze, samą sobie. Nie miała nic przeciwko temu,
tym bardziej że w obecności Teda stawała się roz-
kojarzona i jeszcze bardziej nerwowa.
Codziennie siadała przy oknie i patrzyła, jak
Ted ujeżdża konie w korralu. W stosunku do
zwierząt był łagodny, cierpliwy i dobry. Nie miała-
by nic przeciwko temu, by i ją traktował podobnie.
Szczególnie spodobał jej się rumak czystej
krwi, czarny, z białą plamką na czole i białymi
skarpetkami. Był podobny do konia, którego kie-
dyś pożyczała jej Sandy, ilekroć razem wyrusza-
ły na przejażdżkę. To nie był jednak tamten koń.
Ten był młody, mógł być jego potomkiem.
Nie powinna podglądać Teda, ale sprawiało jej
to tyle radości! Był wysoki, szczupły i poruszał się
z gracją kowboja. Bezbłędnie posługiwał się las-
sem. Równie dobrze jezdził na oklep jak w siodle.
Zauważyła jednak, że jest porywczy. Pewnego
dnia była świadkiem, jak wyprowadził go z równo-
wagi jeden z pracowników. Dygocząc ze strachu,
bezwiednie odsunęła się od okna. Barry zawsze
krzyczał, kiedy zamierzał ją uderzyć. Przyszło jej
do głowy, że może dobrze się składa, że Ted nie
chce mieć z nią do czynienia, ponieważ jego siła fi-
zyczna i temperament onieśmielały ją wUownym
stopniu.
Mimo to dalej spędzała każdą wolną chwilę
Diana Palmer 81
przy oknie. Udało jej się nie rozpamiętywać minio-
nych dwóch lat i w wyobrazni stała się znów młodą
dziewczyną zakochaną bez pamięci w Tedzie Re-
ganie, pełną nadziei, że pewnego dnia zwróci na
nią uwagę.
Ted nie mógł nie zauważyć jej zainteresowa-
nia. Milcząca postać w oknie przyciągała również
uwagę jego ludzi. Zaczęli delikatnie żartować na
temat ,,cielęcego wzroku , którym Coreen za nim
wodzi.
Ted zjawił się u niej dzień przed powrotem
Sandy.
Czy pani Bird ma jak zwykle przynieść ci
kolację do pokoju? mruknął, stając w drzwiach.
Była w równej mierze zaskoczona tym pyta-
niem, co nieprzychylnym tonem jego głosu.
Od pierwszego dnia jadła posiłki w swoim
pokoju. Bardzo jej to odpowiadało, ponieważ nie
mogłaby znieść widoku Teda przy wspólnym sto-
le. Zaczęła zastanawiać się nad odpowiedzią.
Sandy wróci dopiero jutro przypomniał jej
a ja mam dziś wieczorem spotkanie. Z prawniczką
z Victorii, która zostanie u nas na kolacji.
Wyraznie miał nadzieję, że ją zaszokuje. Udało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]