[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skoncentrować. Zauważył to już wcześniej. Najpierw ziewała, zastygała nieruchomo jak czatujące
zwierzę, potem dopiero nabierała rumieńców i werwy. Uderzyło go to już przy pierwszym spotkaniu.
Teraz jednak coś się zmieniło. Nie umyła włosów. Unikała jego spojrzenia. Była nastawiona wrogo,
ale nie swoją zwykłą, napastliwą złością, tylko ciężkim, nieruchawym, tępym zagniewaniem.
Zrozumiał. Był dla niej zbyt wolny, zbyt stary, zbyt rozsądny. Starała się na darmo. Nie obdarzy jej
tym, na co liczyła. Nie odda jej swego życia razem z mieszkaniem i wszystkimi ziemskimi dobrami,
na które miała ochotę. Był dla niej obcy wiedział o tym. Więcej nawet: pogardzała nim tym silniej,
im bardziej czuła się od niego młodsza, a on wydawał jej się starszy. Teraz postanowiła wyjechać.
Odgadł to natychmiast. Nie starała się ukryć obrzydzenia, jakie w niej wzbudzał.
Więc jedziesz do Ameryki? powiedział. Pokiwała głową. Wzięła do ręki Timesa" i z nie
udawanym zainteresowaniem przejrzała na ostatniej stronie temperatury w różnych miastach.
Do pana Singera? Rzuciła gazetę przed siebie.
Tu nie mam nic do roboty, prawda?
Kiedy zamierzasz wyjechać?
Gdy tylko pożyczę pieniądze na bilet odparła niefrasobliwym tonem.
Patrzył na jej twarz, którą od niego odwracała. Odwracała nie dlatego, że czuła się zażenowana, tylko
dlatego, że wszystko było jej obojętne.
Mogę ci pomóc rzekł, uświadamiając sobie, jak bardzo jest rozczarowany.
Nie wiedział, jak przełamać jej stupor.
Może dam ci czek?
Tak będzie najlepiej odpowiedziała jakby nieobecna myślami.
Zaległa cisza.
Skoro tak uważasz... Powiesz mi, kiedy zdecydujesz się wyjechać?
Jasne.
Na jej twarzy pojawił się wyraz potępienia, jakby przyłapała go na czymś, za co powinna mu zrobić
wyrzuty. To wystarczyło, żeby poczuł się zawstydzony. By ukryć zażenowanie, wyjął z szuflady
stolika książeczkę czekową i wypisał czek na pokazną sumę. Powinna wystarczyć na wszystko: bilet,
hotel, może nawet mieszkanie, posiłki, nowe ubrania. Chciał, żeby Katy była bezpieczna, choć sam
nie mógł zapewnić jej bezpieczeństwa. Ale bezpieczeństwo ją nudziło, tak jak ten zaciszny pokój i
jego ustabilizowane życie. To nawet lepiej pomyślał. Czuł się strasznie wyczerpany, jakby zaczęła
się w nim rozwijać jakaś choroba.
Szybko spojrzała na czek i wsunęła go do kieszeni dżinsów. Oboje milczeli. Słowa istotnie były
zbędne, ponieważ żadne z nich nie zamierzało tłumaczyć się drugiemu z tego, co zrobiło. Odwróciła
się i ruszyła w stronę drzwi, przebierając palcami nad ramieniem w geście pożegnania. Gdy zamknęła
za sobą drzwi, zapadła grobowa cisza.
Stąpając ostrożnie, jakby znalazł się w zawalonym budynku, w którym każdy gwałtowny ruch może
spowodować runięcie stropu, zebrał na tacę nie używane naczynia i zaniósł je do kuchni. Pewnie pod
wpływem ostatniego snu brzmiały mu w uszach inkantacje matki. Jej spostrzeżenia musiał przy-
znać były trafne, zwykle cięte i zawsze nie-
przyjazne. Nie miał ochoty rozważać zarzutów, jakie by się jej wyrwały, gdyby podobna sytuacja
powstała za jej życia. Nie miał ochoty słuchać krytyki na swój temat, ponieważ byłaby to krytyka
prowadząca donikąd. W pewien sposób te dwie kobiety były do siebie podobne. Wpadło mu do
głowy, że powinien się zastanowić, dlaczego w swoim śnie czuł się tak młody, tak przejęty i
zadziwiony. Uświadomił sobie, że nigdy nie zgłębił arkanów dorosłego zachowania, które by mu
pozwoliły od początku rozpoznać sztuczność całej tej sytuacji. Jego matka była obojętna, ale Katy
była monstrualnie obojętna. Postawiła swój domek z kart na jego życiu i jego własności, nie zadając
sobie trudu sprawdzenia, na jakim gruncie go buduje. Nie zapytała go, co lubi, a czego nie i jakie są
jego plany. Nie obchodziła go ostrożnie, by ocenić, czy był gotów oddać się w jej ręce lub co mogłaby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]