[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powiódł pełnym oczekiwania wzrokiem po zebranych.
Andrea zbladła czując, że brak jej tchu. Drżącymi palcami odstawiła
kieliszek. Pani Everett przybrała maskę chłodnego spokoju, a Blake
skrzywił się z niesmakiem.
Niezadowolona mina Justina dobitnie świadczyła o tym, że liczył na
większy entuzjazm rodziny.
Blake pierwszy przerwał pełną napięcia ciszę. - Wypijmy więc za wasze
szczęście - odezwał się opanowanym głosem, podnosząc kieliszek. Andrea
wyczuła w jego słowach lekką nutę sarkazmu.
Pani Everett zmierzyła syna gniewnym wzrokiem. - Doprawdy, Justinie,
czy nie zanadto się pospieszyłeś?
On był jednak przygotowany na krytykę ze strony matki. - Nie. mamo.
moja decyzja jest przemyślana.
Wszyscy przyjęli z ulgą pojawienie się Marii z dymiącymi półmiskami.
Pyszny pstrąg faszerowany krabami smakował Andrei jak wata.
Była tak wzburzona, że udało jej się przełknąć zaledwie kilka kęsów.
Zupełnie nie wiedziała, co ma począć. Najchętniej wstałaby i ogłosiła
wszem i wobec, że Justin mija się z prawdą, ale przecież nie mogła mu tego
zrobić. Wystawiłaby go na pośmiewisko. Musi z nim porozmawiać w cztery
oczy. Próbowała ściągnąć na siebie jego wzrok, ale on konsekwentnie
umykał spojrzeniem gdzieś w bok.
Nikt nawet nie próbował podtrzymywać rozmowy. Ciszę przerywał tylko
brzęk sztućców. Blake patrzył przez okno na ciemne góry. Co on sobie teraz
RS
24
o mnie myśli? - zastanawiała się Andrea. Koniecznie musi porozmawiać z
Justinem!
Justin, czując, co się święci, zaproponował Blake'owi partyjkę szachów i
obaj panowie przeszli do salonu zaraz po kolacji.
Andrea przeprosiła panią Everett, która ledwie zauważała jej obecność, i
wyszła na zewnątrz.
Wróciła do domu, gdy we wszystkich pokojach było już ciemno. Miała
po dziurki w nosie towarzystwa Everettow.
Na schodach przypomniała sobie, że zostawiła w salonie szal, wróciła
więc po niego. Zerknęła mimo woli w okno i zauważyła, że księżyc już
wzeszedł i srebrzystą poświatą oświetlał wody jeziora. Pod wpływem
jakiegoś niewytłumaczalnego impulsu otworzyła szklane drzwi i wyszła na
werandę. Wiatr już nieco przycichł, - ale nadal było bardzo zimno. Nagle
zauważyła ognik papierosa; zdała sobie sprawę, że nie jest sama.
Blake już się do niej zbliżał. - Kiedy przed kolacją spytałem panią, na ile
poważny jest pani związek z Justinem, nie liczyłem na odpowiedz, którą mi
zaserwował mój brat. Chyba uważa mnie pani za głupca! - skrzywił się
szyderczo, omiatając dziewczynę lodowatym spojrzeniem swoich szarych
oczu.
Andreę natychmiast rozbolała głowa. - Blake. proszę - wyszeptała.
- Niech się pan ze mnie nie wyśmiewa. Miałam koszmarny dzień.
- O tym jestem przekonany - odparł odpychającym tonem. - Na pewno
wyczerpały panią wysiłki, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Ciekaw jestem, na ilu mężczyznach zdążyła pani wypróbować swoje
sztuczki?
- Nie ma pan prawa mówić do mnie w ten sposób! - krzyknęła
rozgniewana.
- Może nie - zgodził się. - Ale mam chyba prawo złożyć życzenia
przyszłej pani Everett. Ponieważ zapewne nie będzie mnie na waszym
weselu, chciałbym skorzystać z okazji i pocałować pannę młodą właśnie
teraz.
I zanim Andrea zdążyła się zorientować, schwycił ją szorstką dłonią za
kark i przywarł wargami do jej ust. Przycisnął ją do siebie tak mocno, że
Andrea nie miała najmniejszych szans obrony.
Po kilku sekundach puścił dziewczynę gwałtownie. - Dobranoc, pani
Everett - powiedział głosem ostrym jak brzytwa. - Mam nadzieję, że Justin
będzie umiał docenić pani namiętną naturę.
- Ależ, Blake... - rozszlochała się nagle, ale on odwrócił się tylko i
zostawił ją samą.
RS
25
Wbiegając po schodach, omal się nie zderzyła z Justinem.
Zdenerwowana i wściekła wyładowała się na nim. - Justin, w co ty ze mną
grasz?! Jeśli myślisz, że nadal będę udawać, że jestem twoją narzeczoną, to
się mylisz! Nigdy nie dałam ci podstaw do takich deklaracji wobec rodziny!
%7łądam, abyś powiedział matce i bratu prawdę! Co ci w ogóle strzeliło do
głowy!
- Przepraszam cię, Andreo... - szepnął przygnębiony Justin. - Nie
rozumiesz, że musiałem coś powiedzieć? Miałem ważenie, że cię tracę.
Andrea posmutniała nagle. - Justin, nie można przecież stracić czegoś,
czego się nigdy nie posiadało. - Spojrzała mu poważnie w oczy. po czym
poszła do swojego pokoju.
RS
26
ROZDZIAA 4
O świcie Andrea postanowiła pobiegać trochę po lesie. Pierwsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]