[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz nos na kwintę.
 Daj pan spokój, profesorze. Mam dość zmartwień.
 Tak? No więc przyniosłem panu jeszcze jedno. Wydobył z kieszeni pierwszą część
artykułu Domaszki o paryskich latach Słowackiego. Część ta miała pójść w najbliższym
numerze tygodnika. Gdy Józef rozwinął rękopis krew napłynęła mu do policzków:
97
manuskrypt był bezlitośnie pokreślony czerwonym ołówkiem, w paru miejscach rozdarty.
 Kto to zrobił  zaryczał  kto śmiał to zrobić?
 Piotrowicz  niedbale wyjaśnił profesor  prosił mnie, by panu oddać i powiedzieć, że w
tej formie rzecz nie pójdzie do druku.
 Taaak?... A ja panu powiadam, że pójdzie! :
 To nie znasz pan Piotrowicza, panie Domaszko. Jemu i sam diabeł nie kazałby umieścić
tego, czego on nie zechce.
 A ja panu powiadam!...  pienił się Józef.
 Powiadaj pan jemu, co pan mnie dziurę w brzuchu wiercisz.
 To bezczelność! Piotrowicz pojęcia nie ma o tej epoce w ogóle, a wtyka tu jakieś
idiotyczne znaki zapytania, jakieś uwagi... O, moi drodzy!...
 Ale nudziarz z pana  stęknął Chudek  bierz pan kapelusz i chodzmy.
Józef automatycznie wyszedł za profesorem i zrównał się z nim dopiero na ulicy:
 A pan co na to powie  sapał  czy pańskim zdaniem jest dopuszczalne, by wydawcy, by
właścicielowi...
 To zależy od trzech rzeczy  przerwał Chudek  primo: co, secundo: komu i tertio: jak.
Nie czytałem, nie wiem, słyszeć nie chcę. Stawia pan taksa?
Józef kiwnął na przejeżdżający samochód.
 Rynek Starego Miasta  rzucił adres profesor.
 To pani Krotyszowa mieszka w Rynku?
 No tak. Nie wiedział pan? Przecież to ona była główną inicjatorką polichromii.
 Nie wiedziałem.
 A uważaj pan tam na Bubę.
 Na jaką znowu Bubę?  zdziwił się Józef, pomału opanowując swą wściekłość.
 Buba jest koszernym blondynem płci męskiej.
 %7łyd?
 Nie.
 Więc dlaczego koszerny?
 Hm... on jest koszerny. Rozumie pan: sporządzony według wszelkich zasad, reguł i
przepisów. Nie ma w nim nic, co by nie było wskazane, zalecane, należyte. Arcydzieło.
Józef wzruszył ramionami. Co go to obchodziło. Obecnie najważniejsze było: spotka tam
Piotrowicza, czy nie, a jeżeli spotka, jak należy się wobec niego zachować.
Przed pięknie wymalowaną kamieniczką wysiedli i weszli na pierwsze piętro krętymi
schodkami. Nie było tu dzwonka, lecz trzeba było stukać pięknie wyrzezbioną kołatką.
Schody połyskiwały froterowaną posadzką, ale gdy znalezli się w przedpokoju, Domaszko
zdziwił się, że zarówno tu, jak i w dalszych, przez otwarte drzwi widocznych pokojach,
podłoga była z szerokich do biała wymytych nie malowanych desek.
Pokojówka, która im otworzyła, wyglądała równie niespodziewanie. Gdyby nie biały
fartuszek, wziąłby ją za panienkę z pensji. Wyglądała misternie, subtelnie i pastelowo, a gdy
oddawał jej kapelusz, spostrzegł, że palce ma wymanicurowane o różowych lśniących
paznokciach.
 Pani przyjmuje, oczywiście?  tubalnie zapytał profesor.
 Tak jest, panie profesorze  odpowiedziała melodyjnym głosikiem.
 A... czy jest pan Piotrowicz?  zainteresował się Domaszko.
 Dziś nie będzie, proszę pana, właśnie telefonował, że musi nam zrobić zawód.
To  nam było powiedziane tak swobodnie, jakby ta mała przyjmowała gości wraz z
panią.
Pierwszy pokój, zastawiony niskimi szafami gdańskimi, robił wrażenie zakrystii,
spotęgowane jeszcze widokiem szczerniałego średniowiecznego krzyża na ścianie między
dwoma oknami. Drugi przypominał szynk norymberski z XIV wieku, wreszcie w trzecim,
98
urządzonym w stylu weneckim, zastali panią domu, rozmawiającą z dwoma młodymi panami.
 I przywiodłem go oto na pokuszenie  biblijnym basem ozwał się profesor, wskazując
Józefa patetycznym gestem.
Pani Krotyszowa w ciemnozielonej jedwabnej sukni, stylizowanej na krynolinę i suto
obszytej koronkami, wstała i uprzejmie, ale bez uśmiechu podała Józefowi rękę, którą
natychmiast cofnęła, gdy ten chciał złożyć na niej pocałunek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl