[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyrzekł sobie, że wkrótce ulży jej cierpieniu. Tymczasem ułożył się przy niej na
słomie.
Wyczuła jego obecność, bo natychmiast wtoczyła się w jego objęcia. Była zaplątana
w derkę, więc Geoffrey wyswobodził ją uznając, że jego ciało będzie lepszym okryciem
i da więcej ciepła. Usłyszał westchnienie Elizabeth przy swojej piersi i uśmiechnął się
w mroku.
We śnie mnie potrzebujesz, żono szepnął. A potem i on westchnął
z zadowoleniem.
Bitwa rozstrzygnęła się szybko. Rupert padł z ręki Rogera. Geoffrey trochę żałował,
że to nie on zabił zdrajcę.
Kazał rozebrać zwłoki i znalazł częściowo wygojoną ranę na ramieniu.
Elizabeth przespała wyjazd Geoffreya i jego ludzi z obozowiska. Zanim się zbudziła
i ubrała, już wracali.
Roger powiedział jej o śmierci szwagra. Przyjęła nowinę z nieprzeniknioną miną.
Skinęła głową, że zrozumiała i zaczęła się przygotowywać do powrotu. Ani razu nie
spojrzała przy tym w stronę męża, chociaż wiedziała, że nic mu się nie stało. Tylko
słuchała jego tubalnych rozkazów.
Podczas siodłania klaczy przez giermka nadal ignorowała Geoffreya. Gdy Gerald
uporał się z uprzężą, pomógł jej dosiąść klaczy, więc mu podziękowała. Były to jej
pierwsze słowa tego dnia. Poczekała, aż Geoffrey do niej podjedzie, ale nie zdążyła
chwycić za wodze, bo przesadził ją na swojego ogiera z taką lekkością, jakby zrywał
leśne owoce.
Jedziesz ze mną stwierdził arogancko. Potem uniósł tarczę, żeby zasłonić ją przed
gałęziami i ruszyli galopem przez las.
Elizabeth usiłowała trzymać się prosto, żeby jak najmniej go dotykać podczas jazdy,
ale po dziesięciu minutach plecy odmówiły jej posłuszeństwa. Zmożona niewygodą,
oparła się o męża, udając, że nie słyszy jego chichotu. Aż do Montwright nie zamienili
ani słowa. Elizabeth nawet była z tego zadowolona, poświęciła bowiem te godziny na
rozmyślania o swojej sytuacji. Musiała podjąć jakieś decyzje. Im więcej jednak dumała
o wydarzeniach poprzedniego wieczora, tym mniej z nich rozumiała.
Musiała przyznać, że narobiła zamieszania, ale przecież jej serce nie kłamało. Odkąd
porzuciła pragnienie zemsty, przestała też kierować się chęcią osiągnięcia jakichkolwiek
korzyści. Ech, Geoffrey, strasznie z ciebie uparty i zatwardziały człowiek, pomyślała.
Dobrze, dam ci to, czego chcesz. Będę taką żoną, jakiej podobno sobie życzysz.
Do wykonania tego postanowienia potrzebna była dyscyplina, Elizabeth była jednak
gotowa podjąć wyzwanie.
Skończy z naśladowaniem matki i ze staraniami, by małżeństwo było czymś, co
naprawdę łączy. Nauczy się zachowywać potulnie i w niczym nie oponować, bo w opinii
Geoffreya są to, zdaje się, dwa ważne obowiązki żony. Nauczy się nawet szyć, Boże
dopomóż, by starczyło jej cierpliwości. Będzie mu dawała wszystko, czego od niej
wymaga, ale ani odrobiny więcej. Geoffrey nie potrzebuje miłości ani radości, by żyć
pełnią życia. Przez pewien czas była bardzo zadowolona ze swego przekornego
postanowienia. W pewnej chwili uświadomiła sobie jednak, że jest niezwykle głupie. Co
w ogóle mogła zrobić, by mąż zrozumiał, jakie szczęście traci? Odebrać mu to, do czego
już zdążył się przyzwyczaić i nabrać upodobania, odpowiedziała sobie. Położyć kres
temu, co było przedtem, radości i okazywaniu uczuć. Wkrótce Geoffreyowi zacznie
brakować okazji do wspólnego śmiechu i zabawy. No, chyba zacznie... Elizabeth
rozważyła dokładnie wszystkie konsekwencje. Niech tam, co zresztą miała do stracenia?
Przecież on i tak nigdy jej nie kochał, czyż nie?
Dyscyplina i obowiązek! Ulubione hasło Geoffreya, pomyślała krzywiąc usta.
Chciałby, żebym słuchała go jak piesek i chciwie wyczekiwała na łaskę miłego słowa
albo zdawkowej pochwały. Dobrze, mężu, będziesz miał dyscyplinę i obowiązek. Jeszcze
pożałujesz dnia, gdy postawiłeś te wymagania. Potrafię być tak samo niezłomna jak ty.
Już czas, żebyś dostał nauczkę. Najwyższy czas!
Nie była tak głupia, by sądzić, że Geoffrey szybko jej przebaczy, z czasem jednak na
pewno zacznie mięknąć.
Do tego czasu będzie starała się wyłącznie spełniać jego życzenia. Poczeka, aż
zauważy własne błędy. Nadmiar dyscypliny i obowiązkowości powinien go zmęczyć.
Wróciła myślami do terazniejszości dopiero wtedy, gdy otworzyły się przed nimi
bramy Montwright. Natychmiast dostrzegła Elslowa, stojącego z dłońmi na biodrach,
a obok Thomasa. Na twarzy dziadka zobaczyła ulgę, a także złość, której się
spodziewała. Wyjeżdżając powinna była zostawić mu wiadomość, żeby się nie martwił.
Naturalnie gdyby to zrobiła, Elslow pojechałby za nią, usprawiedliwiła się w duchu.
Geoffrey zeskoczył z konia i pomógł jej zsiąść.
Niepotrzebnie przysporzyłaś troski dziadkowi powiedział. Idz go przeprosić.
Elizabeth skinęła głową i podeszła do Elslowa. Gdy znalazła się o krok przed nim,
przystanęła, spojrzała mu w oczy i powiedziała:
Przepraszam cię, dziadku, za zmartwienie, jakie miałeś z mojego powodu. Wybacz
mi, proszę. Spuściła oczy i czekała na odpowiedz.
Elslow doznał wielkiej ulgi, widząc wnuczkę zdrową i całą w objęciach Geoffreya.
Ale ogarniały go sprzeczne uczucia, jak rodzica po odnalezieniu dziecka, które zgubiło
się gdzieś podczas jarmarku. Miał ochotę mocno ją uściskać, lecz zarazem sprawić jej
porządne lanie.
Kąpałaś się w błocie? spytał, chcąc zyskać na czasie.
Elizabeth otarła dłonią kaftan i dopiero potem ponownie spojrzała w oczy dziadkowi,
który natychmiast zauważył jej smutek. Zrozumiał, że wnuczka wcale nie wróciła bez
szwanku. W jej wnętrzu kryła się jakaś uraza, głęboko, akurat tam, gdzie mogła narobić
najwięcej szkody. Elslow wiedział, że wkrótce się dowie, kto sprawił Elizabeth tyle bólu.
A teraz chodz uściskać starego człowieka powiedział czule do wnuczki.
Wyjaśnienia mogą poczekać.
Elizabeth rzuciła się dziadkowi w ramiona.
Czy mi wybaczysz, dziadku? spytała, mocno się do niego przytulając.
Oczywiście, że ci wybaczam odrzekł Elslow, głaszcząc ją po głowie. Idz teraz
do siebie zmienić ubranie na czyste. A potem musisz zajrzeć do tych upartych psich
bestii. Odkąd zniknęłaś, nie tknęły jadła ani wody. Gdybym nie wiedział, że to psy,
sądziłbym, że martwią się o ciebie tak samo jak ja.
Elizabeth westchnęła i odeszła w stronę zamku. Thomas chwycił ją za rękę, więc
zatrzymała się i uśmiechnęła do braciszka. Więcej zachęt malec nie potrzebował.
Natychmiast zaczął wkoło paplać o tym, co zrobił dziadek, kiedy zauważył, że jej nie ma.
Elizabeth nie reagowała, póki Thomas nie spytał, czy Geoffrey ją zbił.
Coś ty!? Skąd ci to przyszło do głowy? spytała, ciągnąc go za sobą.
Bo dziadek powiedział, że powinien wyjaśnił z oczywistym rozczarowaniem.
Elslow założył ramiona na piersi i obserwował, jak wnuczka znika za zamkowymi
wrotami. Zaraz potem odwrócił się do Geoffreya i dał upust rozpierającej go złości:
Coś ty jej zrobił?
Ja? Co ja jej zrobiłem? Zdumienie Geoffreya nieco podkopało przekonanie
Elslowa, że to on zadał Elizabeth taki ból. Powinieneś raczej zapytać, co ona mi
zrobiła!
Powiem ci, Elslow, że jak tak dalej będzie, to pójdę do piachu, zanim jeszcze urodzi
mi się pierworodny.
Opowiedz mi, co się stało zażądał Elslow. Widzę klęskę w jej oczach i to mnie
martwi. Elizabeth nie ma zwyczaju łatwo się poddawać. Skąd to się u niej wzięło?
Sama sobie winna burknął Geoffrey, zirytowany przepytywaniem. Najpierw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]