[ Pobierz całość w formacie PDF ]
remedium jest poród. W związku z tym sprowokujemy go w trzydziestym siód-
mym tygodniu.
- Dziecko jest zdrowe? - zaniepokoiła się pacjentka.
- Zdrowe. Nie ma naukowych dowodów na to, że cholestaza ma
negatywny wpływ na wzrost i rozwój płodu, ale jest bardzo uciążliwa dla
ciężarnej.
- Wiem coś o tym - odparła kobieta, pocierając swędzące dłonie. -
Rozumiem, że jeszcze przez trzy tygodnie jestem na to skazana.
Madison przytaknęła.
- I ostrzegam panią, że świąd może ustąpić dopiero po trzech tygodniach
od porodu, dopóki pani hormony się nie uspokoją.
- Chyba oszaleję - szepnęła pani Reeves. - Nic mi pani doktor nie
przepisze?
- Wiem, że pani cierpi, ale leku, który obniża poziom kwasów
żółciowych we krwi, nie wolno stosować w ciąży. Można sobie pomóc, nosząc
ubrania z bawełny, można robić chłodzące okłady czy uciskać swędzące
miejsca, ale nie drapać, bo to może doprowadzić do infekcji.
- Można też zapisać się na kurs technik relaksacyjnych, na przykład na
jogę - podpowiedziała Nita. - Stres wzmaga swędzenie, a relaks trochę
pomaga.
- Przepiszę pani witaminę K, bo to schorzenie obniża jej wchłanianie.
- Co robi witamina K?
94
S
R
- Jej prawidłowy poziom zmniejsza krwawienie po porodzie. Również
dziecko od razu dostanie zastrzyk tej witaminy. Wszystkie noworodki ją
dostają, to nie jest powód do zmartwienia.
- I to swędzenie w końcu przejdzie?
- Tak, ale nie jest wykluczone, że dopiero trzy tygodnie po rozwiązaniu.
Zrobimy wtedy również badanie krwi, żeby sprawdzić, jak funkcjonuje
wątroba. Czy zażywała pani pigułkę?
- Tak.
- Można do niej wrócić, dopiero gdy swędzenie przejdzie. Jeśli dojdzie
do jego nawrotu, proszę skontaktować się ze swoim lekarzem, który dobierze
wtedy inny środek antykoncepcyjny. Ma pani jeszcze jakieś pytania?
- Nie. Już wiem, czego się spodziewać. Dziękuję. To swędzenie
doprowadza mnie do szału.
Madison doskonale znała to uczucie, ale postanowiła posłuchać Katriny i
spokojnie czekać, aż Theo pozwoli jej zbliżyć się do siebie. Wieczorem,
zgodnie z umową, przyjechała do niego taksówką.
- Wyglądasz oszałamiająco - powiedział, pocałowawszy ją na powitanie.
- Zapomnijmy o deserze. Zanim pojedziemy do klubu, zabieram cię na kolację.
Podczas kolacji w przytulnym bistrze Theo zabawiał ją rozmową, ale
słowem nie wspomniał o incydencie z Nitą. Madison z kolei nie chciała jako
pierwsza poruszać tego tematu. W klubie, wtuleni w siebie, tańczyli w rytm jej
ulubionej muzyki. Potem wrócili do niego i kochali się długo i namiętnie.
- Maddie - szepnął, mocno ją przytulając. - Muszę do czegoś się
przyznać.
Wstrzymała oddech przekonana, że zaraz to powie. Kocham cię. Była
gotowa wyznać mu to samo: że kocha go od pierwszego wejrzenia. Ale jego
słowa ją zmroziły.
95
S
R
- Pamiętasz, jak wczoraj mnie pytałaś, czy tęsknię za bliskimi?
O nie. Nie mów, że wyjeżdżasz.
Do końca jego kontraktu zostało jeszcze wiele tygodni, więc mieliby
sporo czasu na to, by lepiej się poznać, wyzbyć się lęków, pomyśleć o
wspólnej przyszłości.
- Pojutrze wyjadę na kilka dni.
- Rozumiem. - Co innego mogła powiedzieć? Poprosi, żeby z nim
pojechała? Wprawdzie w ostatniej chwili, ale na pewno znalazłaby kogoś, kto
by ją zastąpił.
- Przyślę ci pocztówkę - rzucił od niechcenia. Och. Nie zabierze jej ze
sobą. Zrobiło się jej przykro.
Wydawało się jej ostatnio, że Theo się w niej zakochuje, ale teraz
otrzymała dowód swojej naiwności.
- Będzie mi miło - odparła, siląc się na beztroski ton.
Mimo że oplótł ją ramionami, tej nocy nie mogła zasnąć. Udawała
głęboki i miarowy oddech, wsłuchując się w bicie jego serca i tykanie budzika.
Katrina przekonywała ją, że warto czekać, aż Theo upora się ze swoimi
problemami. Ale czy on kiedykolwiek pozwoli jej zbliżyć się na tyle, by mogła
mu w tym pomóc?
Trzy dni pózniej Theo wyszedł z wody na brzeg. Boże, jak dobrze jest
znowu znalezć się w domu. Kąpiel w morzu, tego mu brakowało.
Przysiadł na ręczniku obok Sophronii.
- Już lepiej? - zapytała go.
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz. - Sprawdziła, czy parasol w dalszym ciągu osłania
śpiącego malucha, po czym podciągnęła kolana pod brodę. - Jak jej na imię?
- Komu?
96
S
R
- Tej kobiecie, o której nie przestajesz myśleć. Podejrzewam, że tęsknisz,
od kiedy wczoraj wsiadłeś do samolotu. Theo, nie wykręcisz się.
- Bo babska intuicja jest niezawodna?
- Bo dzwoniłeś do Meli po przepis na wytworny deser. A to oznacza, że
chciałeś kogoś godnie podjąć.
O matko. Całkiem zapomniał, jak długie języki mają jego siostry.
- Nie rób uników - rzuciła słodkim tonem. - I tak to z ciebie wyciągnę.
- Nie ma co wyciągać.
Zsunęła okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa, żeby spojrzeć mu w
oczy.
- Theo, opowiadanie o swoich emocjach nie jest oznaką słabości. A
tłumienie ich w sobie jest bardzo niezdrowe.
- Ja nie...
Spiorunowała go wzrokiem jak niesforne dziecko.
- Theo, doskonale zdajesz sobie sprawę, że tak jest. W tym nie różnisz się
od wszystkich mężczyzn w naszej rodzinie: wyobrażasz sobie, że dobrze jest
być twardym i milczącym. A ja ci mówię, że tak nie jest. Więc albo ze mną
porozmawiasz, adelphos mou, albo nie dam ci spokoju do samego wyjazdu.
To prawda, jego siostra potrafi dotrzymać obietnicy.
- Wybieraj. - Splotła ramiona na piersi. Theo westchnął.
- Wygrałaś. Ma na imię Madison, zdrobniale Maddie.
- Co dalej?
- Pracujemy razem. Jest lekarzem.
Sophronia pokiwała głową, po czym podsunęła okulary na właściwe
miejsce.
- To dobrze. Wie, jak wygląda twoja praca, macie wspólne
zainteresowania. To w czym problem?
97
S
R
- Nie ma żadnego problemu.
- To dlaczego jej nie przywiozłeś? Boisz się, że się nam nie spodoba?
- Od razu byście ją pokochali - zapewnił ją. - Jest inteligentna, wesoła,
dobra... - I bardzo mu jej brakuje. Do tego stopnia, że z tego powodu odczuwa
wręcz fizyczny ból. - W restauracji składa zamówienie od deseru. Lubi tańczyć
przy starych przebojach, a w czasie wolnym organizuje imprezy charytatywne
na rzecz szpitala.
- Czyli lubi się bawić i ma dobre serce. Uważam, że to idealna kobieta dla
mojego brata. Więc gdzie problem?
Długo się namyślał, zanim udzielił jej odpowiedzi.
- To ja jestem tym problemem - wyznał w końcu.
- Jak to?
- Chyba się boję - westchnął.
- Boisz się? - Uniosła brwi. - Mój nieustraszony starszy brat się boi, ten,
który mnie, Meli, Thalii i Stefanosowi ciągle przypomina, że należy zapomnieć
o pająkach i sięgać coraz wyżej?
Machnął lekceważąco ręką.
- To co innego.
- Dlaczego?
- Bo oddanie serca w czyjeś ręce łączy się z ryzykiem.
- Owszem - przytaknęła - ale moim zdaniem takie ryzyko warto podjąć.
Theo, wszyscy cię kochają, uwielbiają cię kobiety... - Zawahała się. - Mężatka?
- Nie. - Uśmiechnął się gorzko. - Rozwiedziona, ale to sprawa sprzed lat.
Nie z jej winy - dodał.
- Czy ta twoja Maddie wie, co do niej czujesz? Powiedziałeś jej?
- Tak i nie. Wie, dlaczego nie chcę się ożenić i mieć dzieci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]