[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszystko było cudowne - westchnęła, gdy skończyli jeść.
- Mam nadzieję, że wynagrodziło ci to nagą kąpiel w łazni?
- Prawdę mówiąc, dosyć mi się podobało. Dzięki pani Kihoto wydawało mi się,
jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. A ty byłeś w łazni z panem Kihoto?
- Ostatnim razem, gdy tu przyjechałem. - Leo skinął głową. - Ale faceci nie mają
takiej obsesji na punkcie własnego ciała jak kobiety.
- Co za seksistowski komentarz! - Calista udała oburzenie.
- Nie da się ukryć, że między płciami jest wiele różnic. Ale to dobrze... - Leo pró-
bował odeprzeć jej zarzuty.
- Tak sÄ…dzisz?
- Cała się nadymasz, gdy się złościsz - zaśmiał się Leo i dotknął palcem jej zadar-
tego nosa. - Tego was uczyli w tej szkółce dla dziewcząt?
- W szkółce dla dziewcząt? - Calista znowu się oburzyła. - Chodzi ci o moje zaję-
cia z etykiety, tak?
- No przecież nie było tam żadnych chłopców. - Leo wzruszył ramionami.
- Nie było - przyznała. - Szczerze mówiąc, nie cierpiałam tych zajęć. Oblałam dwa
razy.
- Dwa razy? To ile razy przechodziłaś ten kurs?
- Cztery. Mama zmusiła mnie, żebym powtórzyła ten pierwszy. A potem zaliczy-
Å‚am zaawansowany poziom.
- Nie chciałaś się dać ucywilizować - zauważył żartobliwie.
R
L
T
- Tak bym tego nie ujęła - powiedziała, podpierając dłonią brodę i wpatrując się w
niego badawczo. - Chciałam cię o coś zapytać - zmieniła temat. - Te blizny na plecach...
- Wypadek samochodowy z dzieciństwa - Leo odpowiedział natychmiast.
Był to wyraznie niewygodny temat.
- To przykre. - Calista położyła rękę na jego dłoni.
- Nie pamiętam samego wypadku ani niczego, co się wydarzyło przed nim - wy-
znał.
- O rany - wiadomość ta wyraznie poruszyła Calistę. - Biedaku.
- Nic mi się nie stało. - Leo nie chciał, żeby mu współczuła. Uśmiechnął się nawet.
- Wiesz chociaż, ile miałeś wtedy lat? - Calista nie odwzajemniła uśmiechu, a na-
wet zmarszczyła brwi.
- Chyba osiem. Ale to nieważne.
- Nie mów tak. Przecież to musi mieć wpływ na twoje życie, nawet teraz - zauwa-
żyła.
Bywały dni, gdy próbował sobie wyobrazić swą prawdziwą rodzinę. Wiedział, że
zginęli w wypadku, z którego uratowali go Clyde i Lilah. Nie pamiętał jednak, czy miał
jakiekolwiek rodzeństwo. Zastanawiał się, czy prawdziwi rodzice traktowali go lepiej niż
ci przybrani. Choć właściwie wszystko byłoby lepsze od tego.
- Przeszłość mnie nie interesuje. Najważniejsza jest przyszłość - powiedział po
chwili.
- Ale przeszłość zawsze może nas czegoś nauczyć...
- Ja już wszystkiego się nauczyłem. Poza tym oszalałbym, gdybym ciągle myślał o
moim dzieciństwie - Leo zamilkł, gdy poczuł, że jest zbyt blisko wyjawienia Caliście
bolesnych faktów z przeszłości. - Dziś wieczorem wylatujemy. Mam ostatnie spotkanie z
Kihoto. Ty możesz pójść na zakupy. Nie zapomniałaś chyba o podróży do Indii? Udało
ci się zwolnić z pracy?
- Jesteś pewien, że muszę...? - Calista nie zdążyła dokończyć pytania.
- Musisz - odparł, wstając.
Aatwiej było mu znieść jej irytację, którą teraz wzbudził, niż współczucie.
- A jeśli nie będę mogła? - zerwała się za nim z łóżka.
R
L
T
- To ci w tym pomogÄ™.
- Zabrzmiało jak grozba - zauważyła zdenerwowana.
- Raczej obietnica. Nie ma sensu, żebyś się ze mną spierała. - Leo skierował się w
stronÄ™ Å‚azienki.
- Jeśli myślisz, że wziąłeś ślub z jakąś uległą kurą domową, to jesteś w błędzie. -
Calista wysyczała z wściekłością.
- Nawet mi do głowy nie przyszło, że jesteś uległa. Po prostu założyłem, że jako
dorosła, odpowiedzialna osoba, zgodzisz się wprowadzić w swoim życiu zmiany ko-
nieczne dla naszego małżeństwa - odpowiedział chłodno, odwracając się do niej twarzą.
- A ty jakie zmiany wprowadzisz u siebie? - zapytała Calista, krzyżując ręce na
piersi.
- Na pewno skończę z prowadzeniem bezowocnych dyskusji - powiedziawszy to,
wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
Calista prychnęła głośno, sfrustrowana.
Leo od tamtej pory unikał jej. Nawet podczas lotu prywatnym odrzutowcem nie
zamienił z nią ani słowa. Calista stwierdziła, że tak będzie lepiej. Sześć miesięcy upłynie
szybko, a ona nie będzie musiała przejmować się jego roszczeniami. Poza tym po po-
wrocie miała dużo obowiązków w pracy. Im dłużej jednak myślała o wypadku Leo, tym
bardziej była ciekawa jego przeszłości. W końcu, w drodze powrotnej od Sharon posta-
nowiła zadzwonić do znajomego prywatnego detektywa, Roba.
- O, dzień dobry, pani Grant! - w słuchawce odezwał się męski głos.
- Właściwie to nie zmieniłam nazwiska. - Calista skrzywiła się na jego żart.
- Cóż, w każdym razie gratuluję! Upolowałaś grubą zwierzynę.
Calista postanowiła zignorować jego sarkastyczne uwagi.
- Jest taka sprawa, która nie daje mi spokoju. Chodzi o Leo.
- Ale ja skończyłem już dochodzenie, gdy okazało się, że był zamieszany w sprawę
twojego ojca.
- Wiem, ale tym razem to coś innego. W dzieciństwie miał wypadek samochodo-
wy, ale nie chce mi nic powiedzieć.
R
L
T
- I chcesz, żebym się tym zajął? - zapytał Rob.
- Pewnie nie powinnam już... - nie zdążyła dokończyć.
- Zledzić swojego mężulka? - Rob znowu pozwolił sobie na komentarz i zarżał,
rozbawiony swym dowcipem.
- Nie musisz być taki niemiły - zdenerwowała się Calista.
- Dobrze, już dobrze. Zajmę się tym - powiedział Rob pojednawczo. - Jesteś mi
winna drinka.
- Ale ja nie mo... - Calista przerwała, bo zdała sobie sprawę, że Rob się już rozłą-
czył.
Teraz pozostawało jej tylko czekać.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Calista jadła właśnie lunch w pracy, gdy usłyszała dzwonek wiadomości w telefo-
nie.
Dziś o 6.30 kolacja z panem Grantem na Gali Przedsiębiorców. Strój: elegancki.
W czwartek wieczorem wręczenie nagród w Centrum Biznesu. Pózniej podam więcej
szczegółów. S. Miles, asystent Leo Granta".
Wpatrywała się przez chwilę w wiadomość z niedowierzaniem. To nawet nie była
prośba, ale rozkaz. Od jego asystenta. Za kogo ten Leo się uważał! Z każdą sekundą na-
rastała w niej złość. Już miała odpisać coś, co poszłoby im obu w pięty, gdy przyszła ko-
lejna wiadomość: Proszę o potwierdzenie". Calista odczekała chwilę, policzyła do dzie-
sięciu z dwadzieścia razy, po czym zablokowała numer asystenta i postanowiła, że zosta-
nie dłużej w pracy, a potem pójdzie prosto na siłownię.
Leo wyszedł wcześniej z kolacji i z samochodu zadzwonił do Calisty. Odezwała się
poczta głosowa. Zastanawiał się, czemu nie pojawiła się na przyjęciu.
Wcale nie miał ochoty tam iść, ale uległ naleganiom organizatora. Okazało się, że
mieli mu wręczyć nagrodę za tworzenie nowych miejsc pracy w Filadelfii. Targały nim
sprzeczne uczucia: irytacja z powodu nieobecności Calisty i niepokój, że coś mogło się
jej stać. Zwykle nie wyłączała telefonu. Ich rozmowa tamtego ranka w Tokio rozdrapała
stare rany, ale nie chciał z nią o tym rozmawiać. Sam wynajął kiedyś prywatnego detek-
tywa, żeby dowiedzieć się czegoś o swej rodzinie. Bezskutecznie. Jedynym pocieszeniem
była myśl, że Clyde nie był jego rodzonym ojcem.
- Strasznie dziś jesteś milczący - zauważył George zza kierownicy. - Coś cię trapi?
- To co zwykle. Spotkania, telefony. Nie ma chwili spokoju - odpowiedział Leo
zdawkowo.
- A gdzie się podziewa twoja żona?
- Od powrotu z Japonii oboje mamy mnóstwo pracy. Nie wiem, dlaczego ona się
tak upiera, żeby nie zrezygnować ze swojej. Przecież niczego jej nie zabraknie.
- Sprawia wrażenie bardzo niezależnej albo... - George nie dokończył zdania.
- Albo co?
R
L
T
- Albo spodziewa się, że wasze małżeństwo długo nie potrwa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]