[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozdzierającą ostrością cały mój smutek i uczucie wstydu. Dzikuski, mimo \e nie zgodziły się
mnie ubrać, przyniosły jednak, jak ka\dego ranka, świe\o wybielony komplet moich ubrań.
A\eby pokryć mój wstyd, zaryzykowałam nieposłuszeństwo i niewiele bacząc, spróbowawszy
zająć uwagę czymś innym, na przykład uło\eniem palm i liści w dachu szałasu, przed
powrotem do łó\ka pośpiesznie wło\yłam czyste majtki.
W chwili, kiedy się kładłam, weszła Nawa-Na. Nie trzeba wspominać, \e pierwszym
szczegółem, który rzucił jej się w oczy, była właśnie wło\ona przeze mnie część bielizny.
Rozśmieszyło ją to. Siadła ukosem na łó\ku i nachyliwszy się nagle nade mną, zerwała ze
mnie majtki, spuszczając najpierw jedwabny szyfon i koronki do wysokości ud, a potem,
poniewa\ mimowolnie ścisnęłam nogi, zmarszczyła się i ściągnęła je całkiem. Ona równie\
przyjrzała się z wielką uwagą mojemu wygolonemu podbrzuszu, szparce, potem okolicom
analnym, znów podciągając mi kolana pod brodę. Balsam wsiąkł całkowicie w skórę, która
nabrała teraz absolutnie czystego wyglądu, i Nawa-Na wydawała się zadowolona. Kiedy
jednak\e chcąc sprawdzić tę czystość, przyło\yła dłoń do miejsca, które przed chwilą
oglądała, do mojej pipki, nie wytrzymałam i znów wybuchnęłam szlochem. Nawa-Na
ponownie zmarszczyła brwi, ale bez przygany, raczej jakby sama zadawała sobie pytanie o
przyczynę tych wszystkich łez. Powiedziała coś do mnie, ale naturalnie nie zrozumiałam.
- Nie dotykaj mnie, nie patrz na mnie, idz sobie, wynoś się, ty mała czarnoskóra
dziwko! - wykrzyknęłam.
Podobnie jak poprzedniego dnia, usiłowałam zakryć dłonią szparkę. Teraz wydawało
się, \e młode dziewczę ma przebłysk inteligencji. Roześmiała się wesoło, wstała i wcią\
wpatrując się w moje oczy, poczęła rozwiązywać białą tkaninę, słu\ącą jej za przepaskę.
Przestałam płakać, a mój oddech stawał się szybszy. W końcu kawałek płótna opadł i mogłam
ujrzeć pipkę Nawy-Na. Ku memu nieopisanemu zaskoczeniu była ona równie naga i gładka
jak moja. Nawet najmniejszego śladu owłosienia, najdrobniejszego puszku. Przyznaję, \e
patrzyłam oczarowana. Szparka nieco krótsza od mojej, ale te\ bardziej nabrzmiała, fałdy
subtelnych wewnętrznych warg lepiej skrywane przez du\e wargi i połyskujące
ciemnobrązowym kolorem, który w zgięciu pachwiny i w zagłębieniu środkowej rozpadliny
pipki przechodził w delikatną, niebieskawą czerń. Muszę uczynić jeszcze jedno wyznanie.
Chodzi o to, \e cała Nawa-Na, a nade wszystko dzikie i okazałe napęcznienie jej szparki,
podkreślone jeszcze delikatnością drobnych piersi, wydały mi się w owej chwili
niewypowiedzianie piękne. Trwałyśmy tak kilka sekund, zafascynowane, prawdziwie
oczarowane, ja nie mogąc oderwać wzroku od szparki Nawy-Na, a ona w stanie dziwnego
upojenia patrząc z zagadkowym uśmiechem na ustach, jak się jej przyglądam. Kiedy nie
byłam w stanie ju\ dłu\ej wytrzymać, objęłam dziewczynę ramieniem wysoko za uda,
chwyciłam w dłonie jej cudowny tyłeczek, jej pośladki z ciepłego brązowego marmuru,
wślizgując się pomiędzy nie palcami, a\ poczułam dotykiem otwór w pupce, i
przyciągnąwszy ją ku sobie, przylgnęłam gwałtownie ustami do jej szparki, pijana teraz jej
elastyczną i mięsistą, a dalej rozpływającą się w ustach jędrnością, jej przejmującą wonią
hebanowego drzewa unoszonego przez morskie fale, rozchyliłam wreszcie językiem jej
sekretne wargi i z chciwością szukałam maleńkiego guzka, zdolnego stawać dęba jak członek
mę\czyzny i przyczajonego u samej góry szczeliny, skulonego pod wzgórkiem łonowym jak
pod mięciutkim, soczystym kapeluszem. Nawa-Na uśmiechała się, przekrzywiała małą,
zgrabną główkę:
No i co, było o co tak strasznie płakać? - zdawała się mówić. Za kogo się uwa\asz,
myślisz, \e masz w sobie coś takiego, czego nie miałabym ja, czego nie miałyby wszystkie
inne kobiety?
Nie pozwoliła mi naprawdę pieścić swojej łechtaczki. Przeciwnie, ścisnęła uda, kiedy
guzełek zaczął okazywać oznaki poruszenia. Nie wpuściła mnie nawet głębiej w siebie, nie
pozwoliła lizać samego wejścia do pochwy. Nie oponowała natomiast, kiedy kazałam jej
uklęknąć na łó\ku, potem wyciągnąć się obok mnie, odwrócić się do mnie przodem.
Uśmiechała się nadal, potrząsając z rozbawienia głową. Piekły mnie policzki, serce łomotało
mi w piersiach z tej gorączki i sądzę, \e na swój sposób byłam szczęśliwa. Rozkołysałam jej
śliczne piersi, trącając je wierzchem dłoni, potem całą twarzą. Przygryzałam i ssałam ich
delikatne brązowe koniuszki, spiczaste jak nosek gryzonia. I tym razem Nawa-Na cofnęła się
i wyrwała z moich ust w chwili, gdy jej piersi napęczniały. Wymyśliła teraz, \e będzie
naśladować ka\dy mój ruch. Znów wzięłam w usta jedną z jej piersi i usiłowałam połknąć ją
w całości, jak połyka się cytrynę albo jajko. Pozwoliła mi spróbować i było to wspaniałe, jej
jędrne ciało wypełniło mi całe usta. Potem znów odsunęła się, nachyliła i wzięła w usta jedną
z moich piersi. Miałam wra\enie, \e jej koniuszek dotyka ścianki jej gardła. Lecz w chwili,
gdy rodził się we mnie głęboki spazm, gdy ju\ miał mną wstrząsnąć, wypędziła - by tak rzec -
- moją pierś z ciepłego, wilgotnego schronienia. Pocałowałam ją w usta, a ona śmiejąc się
oddała mi pocałunek. Była w tym bardzo niezręczna, bo tubylcy nie znają naszych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]