[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gardłowe dzwięki. Rzucał się niespokojnie, a całe jego ciało lśniło od potu.
Nagle zapłakał rzewnie, jak mały chłopiec - bezsilny i przerażony. Eve usiadła
obok niego i oparła dłoń na jego rozpalonym czole.
- Wszystko dobrze, Leo - szepnęła, głaszcząc go delikatnie. Wzdrygnął się, jakby
go przeraziła, a potem znieruchomiał. - Wszystko dobrze. Jesteś bezpieczny, Leo.
Po chwili jego oddech zaczął zwalniać, a potężne ciało znieruchomiało. Wtedy
zrozumiała, że bez względu na to, jakie koszmary nawiedziły go tej nocy, właśnie ode-
szły. Chciała odejść, ale gdy tylko zmieniła pozycję, chwycił ją za nadgarstek.
Kierowana współczuciem położyła się obok niego i objęła jego rozpalone ciało.
Miała nadzieję, że bliskość drugiego człowieka pomoże mu odzyskać poczucie bezpie-
czeństwa. Oparła dłoń na jego sercu i czekała, aż znów zacznie wybijać spokojny rytm.
Obudziło ją złote światło wschodzącego słońca, przenikające przez zasłony, i
śpiew ptaków w koronach drzew. Od razu zrozumiała, że coś jest nie tak. Poczuła długie
R
L
T
palce kreślące koła na jej plecach, a potem ciepłe wargi składające pocałunek na jej czo-
le.
- Leo... - mruknęła, otwierając oczy, rozdarta między pożądaniem a poczuciem, że
musi mu wyjaśnić sytuację.
- Widzę, że zmieniłaś zdanie.
- Miałeś koszmar.
- To - odparł, przesuwając dłoń po jej rozgrzanym udzie. - To na pewno nie jest
koszmar.
- Naprawdę nie pamię... - nie dokończyła zdania, ponieważ polizał jej pierś, a po-
tem chwycił w zęby sutek, więc tylko jęknęła cicho.
- Może nie chcę o tym pamiętać - mruknął, przyciskając jej ręce do materaca.
Owładnięta przyjemnością, nie dodała nic więcej. Jednak wciąż trzymała się tej
myśli, że do niczego nie może między nimi dojść.
- Jesteś piękna - szepnął, unosząc jej koszulę nocną. W tym momencie zrozumiała,
że jest bezbronna. Nawet gdyby nadal chciała z nim walczyć, nie była w stanie. Nie pro-
testowała więc, gdy rozebrał ich oboje, po czym sięgnął po portfel, żeby wyjąć z niego
prezerwatywę. - Przy tobie natychmiast nabieram ochoty na seks. To wszystko twoja wi-
na.
Pieścił ją, a ona wiła się pod nim, aż w końcu znalazł się w niej. Do oczu napłynęły
jej łzy spełnienia, a serce przepełniło mnóstwo intensywnych uczuć. A najlepsze wciąż
było przed nimi.
Podążała za każdym jego ruchem, dostosowywała tempo i natężenie wedle jego
niemych wskazówek. Podniecenie narastało w niej tak szybko, że w końcu poczuła się
tak, jakby zaraz miała się udusić.
Nagle Leo pchnął ostatni raz, a jej ciałem wstrząsnęły gwałtowne dreszcze rozko-
szy.
- Taka piękna - powtórzył, całując jej przymknięte powieki.
A ty jesteś grozny, pomyślała, kiedy zniknął za drzwiami łazienki i znów mogła
myśleć logicznie.
Przerażona zrozumiała, że wpadła w nie lada tarapaty. I to na własne życzenie.
R
L
T
Nie wiedziała, jak powinna się teraz zachować. Miała alternatywę: mogła dalej
twierdzić, że nie chce kontynuować tego romansu, albo ulec swojemu sugestywnemu ko-
chankowi.
- Nie mogę kolejny raz zajść w ciążę - oświadczyła stanowczo, gdy Leo wrócił do
sypialni.
- Nie pozwolę na to.
- Ojciec Sama...
Podszedł do niej szybko i zamknął jej usta pocałunkiem.
- Ja nigdy bym tak nie postąpił.
- Teraz tak mówisz, a potem zostanę z dwójką dzieci z dwóch różnych ojców.
- Zaufaj mi. Po pierwsze zrobię wszystko, żeby uchronić nas przed niechcianą cią-
żą, a po drugie, gdyby cokolwiek poszło nie tak, nie opuszczę cię.
- Ale się ze mną nie ożenisz.
Spojrzał jej głęboko w oczy i dostrzegł łzy. Zrozumiał, że targały nią strach i nie-
pewność.
- Jeśli dobrze pamiętam, to stwierdziłaś, że żadna kobieta nie jest na tyle szalona,
by się ze mną związać.
- Przepraszam - powiedziała, wspominając scenę w kawiarni. - Byłam wściekła.
- To tak jak ja. Też powiedziałem za dużo. Poza tym masz rację, małżeństwo nie
wchodzi w grę. Dlatego myślę, że po prostu zachowamy wielką ostrożność i wszystko
będzie dobrze.
Modliła się, żeby przestał zachowywać się tak jak teraz. Potrzebowała tego bez-
względnego i twardego faceta, którym był na co dzień, ponieważ tylko jemu mogłaby się
oprzeć. Czuły i delikatny Leo mógłby zasiać w jej sercu wątłe ziarno nadziei na szczę-
śliwe zakończenie. Takiego mężczyznę mogłaby pokochać.
- Evelyn? - szepnął, obejmując ją w pasie.
Chyba musiałaby stracić rozum, żeby odrzucić szansę spędzenia dwóch niezwy-
kłych nocy z ognistym kochankiem. Skoro tylko na tyle mogła liczyć, nie powinna na-
rzekać.
- Dobrze - odparła cicho, po czym pocałowała go namiętnie.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Trochę pózniej Sam obudził ich po krótkiej drzemce. Używając wszystkich zna-
nych sobie słów, wypowiadał ciągi niezrozumiałych sylab. Popiskiwał przy tym od czasu
do czasu, a w końcu rzucił czymś o ziemię.
Eve czym prędzej zarzuciła szlafrok i popędziła do dziecka. Chłopiec stał w łó-
żeczku, trzymając się poręczy, a od czasu do czasu podskakiwał na sprężystym materacu.
Na widok matki uśmiechnął się promiennie i powiedział:
- Mama ma ma ma mam.
Eve pomyślała, że nic nie może równać się z bezwarunkową miłością dziecka do
matki. Mocno uściskała synka, po czym przewinęła go na przewijaku ustawionym tuż
przy łóżeczku. Potem postawiła malca na podłodze.
- Miś! - krzyknął radośnie Sam, chwytając zabawkę, którą wcześniej wyrzucił z łó-
żeczka.
Wolno i ostrożnie ruszył chwiejnym krokiem do innego pokoju. Przez moment
sprawiał wrażenie zdezorientowanego nieznanym rozkładem pomieszczeń. Po chwili
zawrócił i ruszył w stronę łóżka.
Z nieskrywaną ciekawością patrzył na Leo, który nie wiedział, co zrobić ani co
powiedzieć. Potem odwrócił się do matki, która właśnie wyjmowała mleko z lodówki.
- Wszystko w porządku, Sam. To jest Leo. Już się poznaliście - przemówiła łagod-
nie do dziecka, po czym zwróciła się do Leo: - Nie przejmuj się. Sam potrzebuje czasu,
żeby przyzwyczaić się do nowych twarzy.
Wzięła dziecko na ręce i oparła je sobie na biodrze, unosząc przy tym brzeg koszuli
nocnej aż do samego uda. Leo przyglądał jej się uważnie i nie rozumiał, dlaczego widok
kobiety w szlafroku, z oseskiem na rękach, wywierał na nim tak duże wrażenie. Tym nie-
mniej zaschło mu w ustach, a krew zawrzała w żyłach. Był gotów na kolejną rundę.
W pewnej chwili rozległ się dzwięk mikrofalówki.
- Pik! - krzyknął Sam, wyciągając ręce. - Pik!
Eve przelała mleko z kubka do dziecięcej butelki, sprawdziła temperaturę i podała
synowi.
R
L
T
- Oto twój pik, Sam. - Chłopiec puścił misia, żeby chwycić butelkę, po czym zaczął
pić łapczywie. - Zwykle po przebudzeniu przychodzi do mnie do łóżka - wyjaśniła,
zwracając się do Leo. - Chociaż nigdy nie zastał tam nikogo poza mną.
Jak na komendę mężczyzna wstał, sięgając po szlafrok.
- Nie zamierzałam cię wyganiać - dodała pospiesznie, sadzając Sama między po-
duszkami.
- Pójdę pobiegać.
- Chyba nie często widujesz małe dzieci?
- To aż tak bardzo widać?
- Jak na dłoni. Może przekażę ci kilka wskazówek. Częste podróże nie sprawdzą
się jako wymówka w każdej sytuacji. Musisz umieć choć trochę zajmować się dziec-
kiem, które rzekomo jest twoje.
Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie popisał się poprzedniego wieczoru, gdy
nie miał pojęcia, w jakim wieku jest Sam. Zakłopotany wzruszył ramionami.
- Co proponujesz?
- Spróbuj wziąć go na ręce. Nawiąż z nim więz.
- Mam nawiązać z nim więz?
- To taki sam człowiek jak każdy inny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]