[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w chwili skoku.
Aunin biegł w stronę lotni. Po kamerę. A\ go zakłuło serce. Pogodził się ju\ z myślą,
\e rozum na tej planecie zaginął zaraz po narodzinach. I \al z tego powodu, a nawet złość na
pługi, \e stały się próbą, jakiej ludzie nie zdołali sprostać, były nieco bezprzedmiotowe. Bądz
co bądz stał wobec faktu historycznego.
Ale istnienie jelenia, jego swobodny skok, od razu zniweczył chłodny dystans.
Ostateczne unicestwienie rozumu stało się klęską, dotyczącą osobiście samego Aunina.
Zrodził się w nim strach, \e czerwony jeleń te\ mo\e zaginąć. Od trzęsienia ziemi, od deszczu
- diabli wiedzą od czego jeszcze.
Włączył tylko na sekundę radiostację, powiedział:
 Znalazłem rysunki naskalne. Sfotografuję, zakon serwuję, a potem się zgłoszę.
Czekajcie . Chwycił kamerę, płyn konserwujący i pobiegł z powrotem. Posuwał się szybko,
lecz ostro\nie, starając się nie nastąpić na kości i odłamki kamieni. Kiedy do drugiego
wyjścia z jaskini pozostało kilka kroków, znieruchomiał. Wydało mu się, \e tam ktoś jest.
Tak, teraz ju\ wyraznie słyszał sapanie. Aunin zarzucił kamerę na ramię i poło\ył rękę na
kolbie blastera, nabitego pociskami parali\ującymi. Sapanie nie milkło, jakby malutki
parowozik wypuszczał parę. Aunin na palcach doszedł do końca jaskini i wyjrzał.
Sprawdziły się jego najgorsze obawy. Przed czerwonym jeleniem przykucnął
ogromny pług i starał się zniszczyć rysunek. Aunin uniósł blaster. Jeszcze nie jest za pózno.
Jednak nie strzelił.
Zauwa\ył w łapie pługa kawałek kredy. Aapa dr\ała z wysiłku. Sapiąc, popiskując,
szczerząc zęby, pług mazał kredą po ścianie. Akurat pod czerwonym jeleniem. Zdołał ju\
nakreślić niemal prostą linię poziomą i teraz stawiał krótkie pionowe pałeczki. Pałeczek było
cztery, ró\nej długości, jedna z nich nie sięgała linii poziomej i pług postukiwał kredą o
ścianę, starając się przedłu\yć kreskę białymi punktami.
Aunin zrozumiał, co pług starał się wyobrazić na ścianie. Jelenia. Tego samego
jelenia, ale białego i obróconego nogami do góry. Zabitego, zamienionego w pokarm.
Pług podjął się zadania, które przerastało jego siły. Ani jego łapy, ani oczy nie były
przystosowane do tego, aby wykonywać kopie dzieł sztuki. A tym bardzie] kopie twórczo
przetworzone.
Pług gmerał kawałkiem kredy przy końcu poziomej linii - wyszła gwiazda. To była
głowa jelenia. Niewa\ne, \e nie była podobna do głowy zarówno pług, jak i Aunin uznawali
umowność sztuki. Pług odsunął się od ściany, przechylił pysk na bok i znieruchomiał,
rozkoszując się widokiem rysunku. Rodziła się w nim pró\ność. W kreseczkach widział
ogromne, ciepłe jeszcze cielsko jelenia i dlatego nie szukał porównań, z tym, co potrafili
pokonani wrogowie. Teraz jeleń nie ucieknie. Został powalony.
A Aunin poczuł jakąś dziwną wdzięczność, niemal czułość do czarnej małpy i zrobił
krok do przodu. Pług w tej samej chwili obejrzał się, jakby szukał kogoś, kto mógłby ocenić
jego dzieło. Oczy człowieka i pługa spotkały się.
I pług zapomniał o jeleniu. W talerzykach czerwonych ślepi zapłonęło bezmyślne
okrucieństwo, wściekłość i strach zaskoczonego zwierzęcia. Ewolucja zrobiła nieoczekiwany
krok naprzód, ale nie potrafiła jeszcze utrzymać się na nowym poziomie i krok został
zapomniany. Oczywiście nie na zawsze.
Pług rzucił w Aunina kawałkiem kredy, bo nic lepszego nie nawinęło mu się pod łapę.
Kreda odbiła się ku ścianie, pozostawiając na piersi skafandra biały punkcik. Aunin
instynktownie odskoczył za występ skalny.
Kiedy wyjrzał ponownie, zobaczył tylko czarną plamę - plecy pługa przedzierającego
się przez zarośla.
Czarna plama znikła. Liście dr\ały jak w porywach wiatru. Trzask gałęzi ścichł.
Aunin obrócił się do skały. Kamień w cieniu był fioletowy i świeciły na nim dwa
jelenie. Czerwony i biały.
POAOWA śYCIA - Kirył Bułyczow
1.
Nieco powy\ej miejscowości Kalazino, gdzie Wołga płynie szerokim, ostrym łukiem i
rozbija się o wysoki lewy brzeg, le\y du\a wyspa porośnięta sosnami. Z trzech stron otacza ją
nurt Wołgi, a z czwartej prosta przetoka, która powstała, kiedy zbudowano zaporę w Ugliczu
i poziom wody w rzece znacznie się podniósł. Za wyspą, za przetoką, zaczyna się sosnowy
las. Z wody wydaje się on ciemny, gęsty i niezmiernie rozległy. W rzeczywistości nie jest
wcale taki wielki i nawet niezbyt gęsty... Przecinają go drogi i ście\ki wydeptane w piasku,
więc zawsze suche, nawet po ulewnym deszczu.
Jedna z takich dróg biegła skrajem lasu wzdłu\ pola zasianego \ytem i urywała się nad
wodą naprzeciw wyspy. W letnie niedziele, jeśli była ładna pogoda, przyje\d\ał tamtędy nad
przetokę autobus z wycieczkowiczami... Ludzie łowili ryby i opalali się. Często do brzegu w
pobli\u drogi przybijały motorówki i łodzie \aglowe, a wówczas z wody widać było
srebrzyste i pomarańczowe namioty. Znacznie więcej turystów lądowało na wyspie.
Wydawało się im, \e mo\na tam znalezć samotność, więc pracowicie wciskali się w szczeliny
między rozstawionymi wcześniej namiotami, zbierali porzucone przez poprzedników puszki
po konserwach i ró\ne inne śmiecie, klęli ich za niechlujstwo, bo byli święcie przekonani, i\
zły stosunek do natury jest barbarzyństwem. To zresztą nie przeszkadzało im samym zostawić
w obozowisku pustych puszek, butelek i papierków. Wieczorami turyści rozpalali ogniska i
pili herbatę, ale w przeciwieństwie do pieszych wędrowców, których ograniczała pojemność
własnych plecaków, nie śpiewali pieśni i nie hałasowali - najczęściej przyje\d\ali tam z
całymi rodzinami, z dziećmi, z psami, zapasami \ywności i prymusami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl