[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Najlepsze ziemie w pobliżu Rzeki Gromu są już zajęte mruknął olbrzym. Między
Strumieniem Skalpów, które minąłeś kilka mil wcześniej, a fortem jest mnóstwo wspaniałej
ziemi, ale to zbyt blisko tej przeklętej rzeki. Piktowie często przeprawiają się przez nią aby
palić i mordować tak jak ten wojownik, którego zabiłem. Jednak nie zawsze wyprawiają
się w pojedynkę. Pewnego dnia spróbują przepędzić osadników z Conajohary i może im
się to udać. Nawet na pewno im się uda. Kolonizowanie tych ziem to szaleństwo. Na
wschodzie Bossonii leży dużo dobrej ziemi. Gdyby Aquilończycy okroili choć trochę majątki
swych baronów i zasiali zboże tam, gdzie teraz tylko poluje się na jelenie, to nie musieliby
przekraczać granicy i zabierać ziemię Piktom.
Dziwnie mówisz, jak na człowieka w służbie namiestnika Conajohary zauważył
Balthus.
Mało mnie to obchodzi odparował nieznajomy. Jestem żołnierzem. Oddaję swój
miecz na usługi temu, kto najlepiej płaci. Nigdy nie uprawiałem roli i nie mam zamiaru,
dopóki nie zabraknie żniwa dla mojego ostrza. Jednak wy, Hyborianie, podbiliście już dosyć
ziem więcej nie zdołacie. Przekroczyliście stepy, spaliliście parę wiosek, wyrżnęliście
kilka szczepów i przesunęliście granicę aż do Czarnej Rzeki, ale wątpię czy zdołacie choćby
utrzymać to co zdobyliście nie mówiąc już o dalszych podbojach. Wasz zidiociały król nie
zna sytuacji. Nie przyśle wam żadnych posiłków, a osadników jest za mało by odeprzeć
zmasowany atak zza rzeki.
Przecież Piktowie są podzieleni na małe plemiona spierał się Balthus. I nigdy nie
łączą swoich sił. A my możemy pokonać wszystkich po kolei.
Owszem zgodził się olbrzym. nawet połączone siły trzech czy czterech plemion.
Jednak pewnego dnia zjednoczy się ich trzydzieści lub czterdzieści, tak jak się to stało przed
laty w Cymmerii, gdy Gundermanowie przekroczyli pomocną granicę. Próbowali
skolonizować tamtejsze ziemie: zniszczyli kilka małych klanów i wznieśli ufortyfikowane
miasto Venarium. Chyba o tym słyszałeś?
Słyszałem odrzekł Balthus, krzywiąc się. Ta pamiętna klęska stanowiła czarną plamę
w dziejach wojowniczego ludu Gunderlandu. Mój stryj był w Venarium, kiedy
Cymmerianie wdarli się na mury. Uszedł z życiem jako jeden z nielicznych. Opowiadał mi o
tym wiele razy. Barbarzyńcy spadli z wyżyn jak hordy szaleńców i bez ostrzeżenia
zaatakowali miasto z taką furią, że nic nie zdołało ich powstrzymać. Wymordowali
wszystkich mężczyzn, kobiety, dzieci a Venarium obrócili w stertę gruzów.
Aquilończycy zostali odepchnięci na południe i już nigdy nie ponowili prób podboju
Cymmerii. Ale skąd tak dobrze znasz tę historię? Może byłeś w Venarium?
Byłem mruknął zapytany. Szturmowałem mury jako jeden z owych
barbarzyńców. Nie miałem wtedy jeszcze nawet piętnastu wiosen, lecz moje imię było już
sławne.
Balthus odsunął się mimowolnie i wybałuszył oczy. Wydało mu się nieprawdopodobne aby
ten spokojnie idący obok niego mężczyzna mógł należeć do zgrai wrzeszczących, żądnych
krwi diabłów, którzy tamtego pamiętnego dnia wdarli się na mury Venarium siejąc śmierć i
zniszczenie.
A więc ty też jesteś barbarzyńcą! wykrzyknął. Nieznajomy obojętnie skinął głową.
Jestem Conan z Cymmerii.
Słyszałem o tobie w głosie Balthusa dało się słyszeć prawdziwe zaciekawienie. Nic
dziwnego, że Pikt tak łatwo stał się ofiarą Conana. Cymmerianie byli barbarzyńcami równie
okrutnymi jak Piktowie, ale o wiele bardziej inteligentnymi. Conan najwidoczniejxSpędził
wiele czasu wśród cywilizowanych ludzi, jednak ta styczność nie przytępiła jego pierwotnych
instynktów. Uznanie Balthusa przerodziło się w podziw. Zauważył bezszelestny, koci chód
towarzysza. Naoliwiona kolczuga Cymmerianina nie wydawała najcichszego brzęku i Balthus
pojął, że Conan może prześlizgnąć się przez gęste chaszcze równie bezszelestnie jak każdy
nagi Pikt.
A ty, nie jesteś Gundermanem?
Balthus potrząsnął głową.
Pochodzę z Tauranu.
Spotkałem kilku dobrych wojowników z twego kraju, ale to nieliczne wyjątki.
Bossonianie zbyt długo chronili was, Aquilończyków, przed barbarzyńcami. Przydałoby się
wam trochę zaprawy.
Conan mówił prawdę. Pograniczne, ufortyfikowane wioski Bossonii, zamieszkałe przez
wprawnych łuczników, od dawien dawna były dla Aquilonii strefą buforową. Teraz, wśród
osadników znad Rzeki Gromu, wyrastało nowe pokolenie wojowników obeznanych z leśną
głuszą, lecz było ich wciąż zbyt mało aby mogli podjąć walkę z Piktami. Większość
mieszkańców pogranicza wolała uprawiać rolę niż ćwiczyć się w wojennym rzemiośle.
Słońce jeszcze nie zaszło, ale zniknęło już za gęstą ścianą lasu. Dwaj towarzysze
wędrowali dalej wśród gęstniejącego mroku i wydłużających się cieni.
Zanim dotrzemy do fortu będzie już całkiem ciemno stwierdził Conan i dodał po
chwili. Słuchaj!
Zatrzymał się w pół kroku i lekko pochylony zastygł w pozie człowieka
spodziewającego się niebezpieczeństwa, gotowy do walki lub ucieczki. Balthus też to usłyszał
przerazliwy wrzask, który urwał się na najwyższej nucie. Tak mógł krzyczeć jedynie
śmiertelnie przerażony lub konający człowiek.
Conan nie namyślając się wiele pomknął ścieżką, z każdym susem powiększając odległość
dzielącą go od usiłującego dotrzymać mu kroku kompana. Balthus zaklął. Wśród taurańskich
osadników uważano go za dobrego biegacza, ale barbarzyńca z rozwścieczającą .łatwością
zostawił go w tyle. W następnej chwili Taurańczyk zapomniał o rozdrażnieniu, bo uszy
rozdarł mu najstraszliwszy ryk jaki słyszał w życiu. Nieludzki, demoniczny wrzask ohydnego
tryumfu zdawał się drwić z całej ludzkości i gromkim echem odbijać w niezgłębionych,
mrocznych zakamarkach puszczy..
Balthus zwolnił kroku i na czole pojawiły mu się lepkie krople potu. Jednak Conan nie
zawahał się. Mknąc jak strzała wypuszczona z łuku zniknął za zakrętem ścieżki. Obawiając
się zostać sam na sam z dzikim wrzaskiem rozbrzmiewającym echami wśród drzew, Balthus
wytężył wszystkie siły i szybko pobiegł za nim. Po kilku krokach prawie wpadł na
Cymmerianina stojącego nad człowiekiem leżącym w kałuży krwi. Zlizgając się i
wymachując rękami Balthus zdołał się zatrzymać przy Conanie, który nie zwracał uwagi ani
na niego, ani na leżącego u jego stóp trupa. Płonącymi oczyma wpatrywał się bacznie w leśną
gęstwinę po obu stronach szlaku.
Balthus zmęłł w zębach przekleństwo. Na ścieżce leżało ciało niskiego, grubego
mężczyzny ubranego w pozłacane buta i (pomimo upału) podbitą gronostajami tunikę
bogatego kupca. Tłusta, blada twarz zastygła w grymasie przerażenia, a długa ciągnąca się od
ucha do ucha rana była tak równa jakby zadano ją brzytwą. Krótki miecz tkwiący w pochwie
zdawał się wskazywać, że ofiara została napadnięta niespodziewanie.
Pikt? szepnął Bałthus wodząc spojrzeniem po ciemnej ścianie lasu.
Conan potrząsnął przecząco głową i zmarszczył brwi, spojrzał na ciało zabitego.
Leśny diabeł. Na Croma, to już piąty!
Co takiego?
Czy słyszałeś kiedyś o piktyjskim czarowniku zwanym Zogar Sag?
Balthus pokręcił głową.
Mieszka w Gwawela, najbliższej wiosce po drugiej stronie rzeki. Trzy miesiące temu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]