[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paradise.
Kit wyobraziła sobie, że tak właśnie musi wyglądać raj: cisza,
spokój, szum fal, błękit oceanu, złociste promienie słoneczne. Na myśl,
że nigdy się na tej rajskiej wyspie nie znajdzie, do jej oczu napłynęły
łzy, więc pochyliła szybko głowę, aby je ukryć.
- Jakie atrakcje zaplanowałeś? - zapytała rzeczowym tonem,
sięgając po pióro i notatnik. - Nurkowanie? Aowienie ryb?
%7łeglowanie?
Skinął głową.
- Poza tym leżenie na plaży, picie szampana o zachodzie słońca,
pływanie przy świetle księżyca. Czegokolwiek zapragniesz. To znaczy,
czego tylko zapragnie zwyciężczyni - poprawił się.
S
R
- Zdaje się, że ta wyprawa będzie warta trochę więcej niż
czternaście dolarów i siedemdziesiąt trzy centy - westchnęła, siląc się
na uśmiech.
Lista kawalerów biorących udział w aukcji oraz oferowanych
przez nich randek znalazła się wreszcie w rękach drukarza, który
obiecał, że następnego dnia dostarczy wydrukowane dwa tysiące
egzemplarzy do sali balowej hotelu Englin.
Wracając z drukarni, Kit z niemałym zdumieniem stwierdziła, że
wokół widać już pierwsze oznaki wiosny. W ciągu ostatnich trzech
tygodni tak była zajęta przygotowywaniem aukcji, iż ani się
spostrzegła, jak trawa się zazieleniła, na klombach nieśmiało rozkwitły
pierwsze krokusy, zaś pachnące wiosną powietrze obiecywało ciepłe,
słoneczne dni. Powodowana impulsem, weszła do pobliskiej kwiaciarni
i kupiła bukiet białych tulipanów, wonnych żonkili oraz jakichś
czerwonych kwiatów, których nazwy nie znała. Przycisnąwszy
wiązankę do piersi, wędrowała powoli ku siedzibie Tryad, bo choć
najważniejsze prace zostały wykonane, należało zająć się jeszcze
ostatnimi szczegółami organizacyjnymi.
Była już prawie na miejscu, gdy spostrzegła, że z biura wychodzi
Susannah, dzwigając pełną dokumentów teczkę.
- Jeśli ćwiczysz kroki marsza weselnego, to muszę ci zwrócić
uwagę, że trzymasz ten bukiet pod złym kątem - stwierdziła
przyjaciółka, spoglądając na nią zawadiacko.
- Jeśli chodzi o ścisłość... - zaczęła Kit, gdy nagle zauważyła, że
S
R
firanka w sąsiednim oknie poruszyła się lekko.
- Kupiłam te kwiaty dla pani Holcomb. W podziękowaniu za
przegonienie stąd fotografa.
- Chyba żartujesz. Przecież ona w życiu nie otworzy ci drzwi, nie
mówiąc już o wpuszczeniu cię do środka - zawyrokowała Susannah.
Mimo to Kit weszła po schodkach prowadzących do części
kamienicy zajmowanej przez samotną starszą panią. Stanąwszy przed
drzwiami, zauważyła, że skrzynka na listy była w stanie, który
wskazywał, iż w ciągu ostatnich kilku lat służyła ona jedynie za
schronienie dla pająków.
Nacisnęła przycisk dzwonka. Rozległo się szuranie, po czym
drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Szpara była tak niewielka,
że Kit zdołała jedynie dostrzec jedną posiwiałą krzaczastą brew oraz
niebieskie oko.
Przynajmniej pokonałam pierwszą przeszkodę, pomyślała.
- Pracuję w biurze tuż obok - zaczęła.
- Tak? Czego pani chce? - Głos starszej pani brzmiał nieco
wrogo.
- Przyniosłam pani kwiaty. - Podniosła wyżej zapakowany w
celofan bukiet.
- Nie potrzebuję kwiatów - stwierdziła pani Holcomb.
Jaka miła rozmowa, pomyślała z przekąsem Kit. I co ja mam
teraz powiedzieć?
- Miałam nadzieję, że się pani spodobają - nie dawała za
wygraną. - Chciałam podziękować pani za przepędzenie tego fotografa.
S
R
Cisza.
- Zostawię je tu na wycieraczce - dokończyła, po czym pochyliła
się, aby położyć bukiet.
- To znaczy, że są za darmo? - odezwała się drżącym głosem pani
Holcomb.
Kit poczuła ukłucie w sercu.
- Tak, to prezent dla pani. Ciężkie drzwi otworzyły się szerzej.
- Tulipany - szepnęła starsza pani, gładząc nieśmiało biały płatek.
- I żonkile, i ostróżki.
- A więc tak się nazywają? - zapytała Kit, wręczając jej kwiaty. -
Nie byłam pewna.
- Zawsze uważałam, że tulipany są dużo piękniejsze od róż -
wyznała niespodziewanie sąsiadka. - Róże są takie krzykliwe.
- Prawda? Też tak sądzę.
- A ja nigdy nie lubiłam błyszczeć - dodała, zaś w jej oku
zakręciła się łza.
- Ani ja - przyznała Kit. - Ale nie ma w tym nic złego.
Nie chcąc nadużywać swego szczęścia, Kit pożegnała się i
wróciła do biura, gdzie natknęła się na Alison, która stała przy
kserokopiarce.
- Już dawno nie widziałam, żebyś chodziła tak powoli, Kitty -
zauważyła z uśmiechem.
- Zdaje się, że najgorsze mam za sobą. Wiesz, dopiero teraz
zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo czuję się zmęczona. - Usiadła
na brzegu biurka Rity, która już skończyła tego dnia pracę. -
S
R
Wspomniałaś coś ostatnio o siostrze Jarretta.
- Szczerze mówiąc, nie mam na ten temat zbyt wiele do
powiedzenia, czytałam kiedyś artykuł, w którym napisano, że jego
siostra wyszła za mąż za człowieka, który ją straszliwie bił i nawet
kiedy byli już rozwiedzeni, prześladował ją i uprzykrzał jej życie na
wszelkie sposoby. Zdaje się, że teraz zamieszkała gdzieś w Europie, ale
wciąż boi się podróżować czy brać udział w spotkaniach towarzyskich.
- Wcale się nie dziwię - westchnęła współczująco Kit. -
Rozumiem też, dlaczego Jarrett w ogóle mi o niej nie wspominał.
Zrozumiała również, czemu tak bardzo wziął sobie do serca fakt,
iż pokaz mody okazał się całkowitą klapą. Chodziło mu raczej o to, że
szczytny cel pomocy bitym żonom i dzieciom, cel, który był mu tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]