[ Pobierz całość w formacie PDF ]

%7ładnej. Chyba że będzie w nim tyle namiętności, ile on zawarł w
swojej pieszczocie.
S
R
Jakby spotkały się dwie połówki. To ich drugi raz. Pierwszy był wy-
razem triumfu, ciepła, śmiechu i radości. Ten sięgał głębiej. Nie był
zwykłą pieszczotą, jaką na co dzień obdarzają się setki par, ale poca-
łunkiem, który łączył na zawsze.
Ogarnął ich niewyobrażalny ogień. Ale i to wydawało się zupełnie
naturalne. Jakby oboje przez całe życie szukali tego doznania i dopiero
teraz doświadczyli go po raz pierwszy.
Nie mogli się od siebie oderwać. Klęczeli na brzegu morza, skąpani
w księżycowej poświacie jak para romantycznych kochanków.
Przyciągnął ją bliżej. Czuł pod palcami krągłości jej ciała, bijące z
niego ciepło i jego miękkość. Delektował się, dotykał, chłonął każdym
zmysłem...
A Molly po chwilowym szoku poddała się uczuciu, które z każdą
sekundą ogarniało ją coraz bardziej. Była w domu. Wiedziała, że o co-
kolwiek poprosi ją ten mężczyzna, dostanie to, ponieważ i tak ofiarowa-
ła mu już najcenniejszy skarb, jaki posiadała - serce.
Jackson był taki męski i silny. Czuła, jak rozkwita w jego objęciach,
jak pod wpływem jego dotyku każda cząsteczka jej ciała budzi się do
życia. Kiedy jego dłonie zsunęły biustonosz i zaczęły pieścić piersi,
jęknęła z rozkoszy. Wielkie nieba...
Wsunęła palce pod jego koszulę, chcąc poznać dotyk jego skóry,
wypukłość i napięcie mięśni. Poczuć, jak bardzo jej pragnie.
Dobry Boże...
To nie może trwać. Wiedziała, że Jackson Baird jest poza jej zasię-
giem. Teraz jednak ją całował i niczego więcej nie pragnęła. Niech trwa
chwila, niech porwie ich fala. Nie miała zamiaru się opierać.
Jackson ponownie ujął w dłonie jej twarz. Odczytywał z niej
wszystko - myśli, uczucia, nastroje. Nigdy dotąd nie doświadczył po-
S
R
dobnych wrażeń. %7ładna kobieta nie dostarczyła mu przeżyć, jakie w tej
chwili stały się jego udziałem.
Molly...
Tak bardzo jej pragnął. Czul, jakby za chwilę miał eksplodować. Nie
mógł jednak jej posiąść. Nie tu, nie teraz, obok śpiącego dziecka.
Właśnie w tej chwili Sam westchnął cicho przez sen. To wystarczy-
ło. Czar prysł.
Pojawiło się zakłopotanie. Patrzyli na siebie, nie wiedząc, co powie-
dzieć. %7ładne z nich nie rozumiało do końca tego, co się wydarzyło.
Wiedzieli tylko, że zaszło coś, co odmieniło ich życie.
Cisza ciągnęła się w nieskończoność. Wreszcie przerwał ją Jackson.
- Przepraszam - wyszeptał i odsunął się. A Molly poczuła wście-
kłość.
- Omal mnie nie uwiodłeś - powiedziała oskarży cielsko, biorąc Sa-
ma w ramiona, jakby miał służyć jej za tarczę. - Pocałowałeś mnie, a ja
odwzajemniłam pocałunek.
Ton jej głosu wskazywał na to, że jeden pocałunek nie czyni związ-
ku. Miała rację. Nie chodziło tylko o pocałunek. To wszystko nie miało
sensu. Nie było nawet możliwe!
Miał jasno sprecyzowane plany na przyszłość. Było w nich miejsce
tylko dla niego i jego przyrodniej siostry.
- Daj mi Sama. - Wziął od niej dziecko i wstał. Molly, nie patrząc na
niego, zaczęła zbierać pozostałości
po uczcie. Była wściekła, ale nie wiedziała, czy na niego, czy na sie-
bie samą.
- Czas wracać - powiedział miękko Jackson, a ona skinęła głową. -
To był wspaniały wieczór.
S
R
- Z wyjątkiem ostatnich minut - mruknęła pod nosem. -Te były po
prostu głupie.
Po prostu głupie?
Leżąc w ciemności, Jackson zastanawiał się nad jej słowami. Po pro-
stu głupie. Miała rację. Ich światy były oddalone od siebie o lata świetl-
ne.
Dlaczego?
To pytanie natarczywie powracało w jego myślach. Dlaczego to jest
niemożliwe? Ponieważ ona nie zrozumie. Czego?
Nie zrozumie jego.
Do diabła, nie powinien był pozwolić, aby sprawy zaszły tak daleko.
Nie wiedzieć czemu przyszli mu na myśl rodzice. Kochali się, ale
odkąd pamiętał, robili wszystko, by zniszczyć się na wzajem. Ich zwią-
zek przypominał nieustanną walkę. Potrzeba bycia razem zbliżała ich
do siebie, nie dłużej jednak niż na kilka dni. Potem wybuchowe tempe-
ramenty dawały o sobie znać i dochodziło do starcia. A on zawsze stał
między nimi. Używali dziecka jako narzędzia. Taki rodzaj oręża.
- Prawda, że to mnie bardziej kochasz, Jackson? - dopytywała się
matka, podczas gdy ojciec próbował go od niej odciągnąć.
- Jackson chce być ze mną.
Chłopiec nie chciał być z nikim, a kiedy stał się mężczyzną, nic się
pod tym względem nie zmieniło. Jeśli tak ma wyglądać miłość, on nie
chce jej doświadczyć.
Z takich przeżyć się nie wyrasta. Miłość nieodłącznie wiąże się z
cierpieniem, czyni cię bezbronnym i sprawia ból. Historia z Dianę tylko
utwierdziła go w tym przekonaniu.
S
R
Teraz był samotny i dobrze się z tym czuł. Kiedy miał dziesięć lat,
ojciec odszedł od nich na dobre, a matka ukarała byłego męża w ten
sposób, że związała się z innym mężczyzną. Z tego związku urodziła
się Cara. Kiedy jednak okazało się, że ojciec specjalnie się tym nie
przejął, matka wjechała rozpędzonym samochodem w drzewo. Z miło-
ści.
Miłość nie przynosi niczego dobrego, pomyślał Jackson. Liczy się
tylko Cara i nikt inny. Nigdy więcej nie chciał być od kogoś zależny.
Nigdy.
- Pan Baird jest miły - powiedział sennym głosem Sam, kiedy Molly
układała go do snu. Objął ją, by dać jej buziaka na dobranoc. Nigdy
dotąd tego nie robił i Molly aż przysiadła z wrażenia na brzegu łóżka.
- Tak, Sam. Jest miły.
- Pocałował cię.
A więc Sam widział. Nie było sensu zaprzeczać.
- Rzeczywiście.
- Myślisz, ze mógłby nas tak polubić, żeby się z tobą ożenić? Roze-
śmiała się, ale był to wymuszony śmiech.
- Sam, przecież znamy go dopiero od wczoraj.
- Ale jest miły, sama powiedziałaś.
- Nawet bardzo miły. Ale to milioner, Sam. Obraca się w zupełnie
innych kręgach i nie zadaje się z ludzmi takimi jak my.
- Dlaczego?
- Tak już jest. Jeśli w ogóle się ożeni, to z kobietą ze swojej sfery.
- To głupie. A co to jest ta sfera?
S
R
- To tak jak w bajce o Kopciuszku i księciu - wyjaśniła, zdejmując
mu okulary i odkładając je na nocny stolik. - W moim przekonaniu
Kopciuszek nie byłby szczęśliwy, wychodząc za księcia.
- Dlaczego?
- Bo musiałaby przez resztę życia dziękować mu, że się z nią ożenił,
a to nie daje szczęścia.
- Może znalazłaby sobie jakąś dobrą pracę, jak ty. Mogłaby na
przykład sprzedawać pałace.
- Zwietny pomysł. - Molly głośno pocałowała chłopca. -A teraz śpij
już, mój mały filozofie.
- Ale co z panem Bairdem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl