[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szły ze sobą w parze,
Cam przypatrywał się jej uważnie. Domyślał się, że Liz bije się z
myślami, do których być może nigdy nie będzie miał dostępu.
- Jeśli zdecydujesz się wyjść za mnie powiedział cicho - będę ci
wierny. Obiecuję. Ja też nie jestem zwolennikiem otwartych
małżeństw... Moja babcia powtarzała często stare porzekadło, że
R
L
T
nawróceni podrywacze są najlepszymi mężami... Nie powinnaś być
zdziwiona i zła, że mężczyzna w moim wieku przeżył to i owo.
- Oczywiście... ale miałeś chyba tych przeżyć ciut za dużo.
Nieczęsto zdarzało się, że brakowało mu słów. Były jego
narzędziem pracy. Jednakże opowiedzenie Liz o przeszłości okazało
się znacznie trudniejsze niż wyjaśnienie kilku milionom telewidzów
skomplikowanych uwarunkowań politycznych na Zrodkowym
Wschodzie czy w Afryce.
Sięgnął przez stolik i położył dłoń na jej ręce.
- Chcę spędzić z tobą resztę życia - powiedział. - Założyć rodzinę,
cieszyć się każdym dniem.
Miał nadzieję, że odwróci dłoń i splecie z nim palce. Ale jej ręka
pozostała nieporuszona.
- Obecnie - powiedziała Liz - większość ludzi przez jakiś czas żyje
ze sobą na próbę, dopiero potem podejmuje decyzję o małżeństwie.
Czy nie sądzisz, że to rozsądne podejście?
- Czy ze swoim mężem przeszłaś taką próbę?
Podobnie jak wczoraj, również dziś na wzmiankę o mężu w oczach
Liz pojawi! się ból. Wiedziała, że Cam będzie pytał o jej małżeństwo
z Duncanem. Być może pewnego dnia powie mu, całą prawdę, ale nie
teraz, jeszcze nie. Pokręciła głową.
- Nasze rodziny nigdy by na to nie pozwoliły. O wspólnym za-
mieszkaniu na próbę nie mogło być mowy. Nie miałam buntowniczej
natury. Duncan też.
- Kim był z zawodu?
- Księgowym w towarzystwie ubezpieczeniowym.
Camowi, była tego pewna, takie zajęcie musiało się wydawać szczy-
tem nudziarstwa.
R
L
T
- Lubił tę pracę?
- Na pewno nie był nieszczęśliwy. Sądzę, że po pro- stu pogodził się
z faktem, że większość ludzi niespecjalnie ekscytuje się wykonywaną
pracą. Miał za to hobby - zbierał monety. Należał do kilku klubów
numizmatycznych i pisywał na ten temat artykuły.
Duncan wyda się teraz Camowi jeszcze większym dudziarzem,
pomyślała, lecz ku swemu zdziwieniu usłyszała:
- To fascynująca dziedzina. Nie wiem o niej prawie nic, lecz rozu-
miem, jak to wciąga. Mój dziadek zbierał znaczki, ale nie usiłował
mnie nimi zainteresować. Uważał, że pasji kolekcjonerskiej nie da się
przekazać, bo
jest to bardzo osobista sprawa. A wracając do sprawy wspólnego za-
mieszkania na próbę, myślę, że w wiosce takiej jak nasza nie ma to
sensu. W Londynie czy Nowym Jorku nikogo nie obchodzi, co robią
inni, tutaj jednak obowiązują inne zasady.
Powoli pił wino, przypatrując się jej z lekkim rozbawieniem.
- Jeszcze niedawno ostrzegałaś mnie, żebym nie przekraczał pewnej
granicy. A teraz co? Sugerujesz, żebyśmy się ze sobą przespali?
Przecież nie podjęłaś jeszcze decyzji o małżeństwie. A może...
Poczuła, że się czerwieni.
- Nie, nie podjęłam. Wciąż uważam, że to szalony pomysł.
- Przeciwnie, bardzo racjonalny. Nie spierajmy się jednak. Będę
cierpliwie czekał na odpowiedz.
Wrócili do wioski dopiero póznym popołudniem. Wysadzając Liz
przed domem, Cam zapytał, czy wybiera się jutro na targ do Benissy.
Mimo że rozsądek podpowiadał jej inną odpowiedz, zgodziła się od
R
L
T
razu, żeby
pojechali razem.
- Czy o wpół do dziesiątej nie będzie za wcześnie? - zapytał.
- Nie, w sam raz.
Tego wieczora, gdy włączyła komputer, nie mogła oprzeć się poku-
sie popatrzenia na zdjęcie Cama. Powiększyła je i wydrukowała.
Pózniej, leżąc w łóżku, spędziła długie minuty, studiując każdy
szczegół twarzy Cama. Odkryła, że kiedy zasłoni ręką jego lewe oko,
prawe spogląda dziwnie surowo. Gdy zakryła prawe, w lewym
pojawiał się ów zmy-
słowy błysk, który wprowadzał ją w takie zakłopotanie. W pewnym
momencie wstała z łóżka, wzięła lusterko i zaczęła przyglądać się
własnym oczom. Wydawało jej się, że jedno i drugie ma ten sam wy-
raz. Być może różnicę dałoby się dostrzec jedynie na fotografii, ale jej
jedyne portretowe zdjęcie z, paszportu było za małe, żeby
przeprowadzić takie szczegółowe badania.
Raptem przypomniała sobie, że jako nastolatka tak samo
wpatrywała się w zdjęcie Duncana, i ogarnął ją niepokój. Czy od
tamtych czasów choć trochę zmądrzała? Była starsza, owszem, ale czy
rozsądniejsza? Kiedyś, jeszcze w szkole, wryło jej się w pamięć
przeczytane gdzieś zdanie; Przyjazń jest bezinteresowną wymianą
wartości między równymi; miłość - walką między tyranem a niewol-
nikiem".
Duncan, najłagodniejszy z łagodnych, nie był tyranem. A mimo to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]