[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszystko gra.
- Tak. Wszystko gra. Ruszyli wzdłuż peronu.
- Czy oni naprawdę tu byli?
Czy to było złudzenie wywołane przez ich pożądanie? Ta myśl była zbyt wspaniała, więc Ruth
odparła:
- To angielscy turyści, którzy przyjechali na karnawał i chcą wszędzie odczuwać karnawałowy
nastrój.
- Najważniejsze, że się ich pozbyliśmy.
Niestety Piętro się mylił. Gdy tylko wyszli z dworca, turyści czekali na nich jeszcze bardziej
rozbawieni.
- Kazałem wam spadać - burknął Piętro.
- Nie przeszliście do następnego etapu - odparł błazen.
- Następnego etapu?
- Przejażdżki gondolą przy wtórze mandoliny i romantycznej pieśni gondoliera.
- Dzięki za sugestię. Poszukam gondoli.
- Nie trzeba - rzekł błazen.
Dwornie się skłonił, wskazując na kanał, gdzie czekała gondola. W tyle stał gondolier, a obok niego
człowiek z mandoliną. Turyści weszli na pokład łodzi motorowej.
- A przy okazji - zauważył błazen - powiedziałem, że pan płaci.
Właściciel łodzi i gondolier rozpoznali Pietra i gorąco go przepraszali.
- Nie ma za co - odparł. - To nie wasza wina. Zapłacę.
- A mówią, że romantyczna miłość nie istnieje - zwrócił się błazen do swoich kompanów, którzy
zarechotali.
- Przepraszam cię za to wszystko - szepnął Piętro do Ruth.
- Nie trzeba, dobrze się bawię.
Prawdę mówiąc, Ruth ogarnęło radosne podniecenie. Jakby poniósł ją rumak, a ona nie wiedziała,
dokąd, ale była pewna, że kryje się za tym coś dobrego. Mogłaby też porównać to do unoszącej ją w
dal gondoli, choć to nie oddawało jej szalonej radości. Miała ochotę krzyczeć do gwiazd.
Pierwszy wsiadł do gondoli Piętro. Zanim usiadł, zamienił z gondolierem kilka słów w dialekcie
weneckim, a ten przekazał to samo mężczyznie prowadzącemu łódz.
- Co mu powiedziałeś? - spytała podejrzliwie Ruth.
- A jak sądzisz?
- Kazałeś mu ich utopić.
- No, nie jestem tak błyskotliwy jak ty. Nie pomyślałem o tym w porę.
- Więc co?
- Przestań mnie dręczyć, ty mała jędzo.
- Nie jestem mała - odparła natychmiast. - Jestem prawie twojego wzrostu. Zaraz ci pokażę.
- Nie stawaj w gondoli!
- Oni stoją.
- Oni są do tego przyzwyczajeni. Jak wstaniesz, wywrócimy się do góry dnem.
Musiał ją przytrzymać, co wywołało kolejne wybuchy radości ich widowni.
- Co powiedziałeś? - powtórzyła przez śmiech.
- Tajemnica. Musisz mi zaufać.
- Nie ufam ci. Uknułeś jakiś straszny plan. Jego oczy błyszczały. Ruth wstrzymała oddech.
- Zdaje ci się, że znasz mnie tak dobrze? - spytał wyzywająco. - Jestem potworem?
- Tak, strasznym potworem.
Gondola zakołysała się i wyruszyli w podróż.
- Powiedz mi, co mu mówiłeś - nalegała.
- Zapomniałem - drażnił się z nią.
Zza pleców dobiegł ich wybuch śmiechu, a potem gondolier zawołał:
- Wszystko w porządku, signorina. Powiedział, że nie ma przy sobie pieniędzy, więc musimy wpaść
jutro do biura.
- Wielkie dzięki - burknął Piętro. Zerkając przez ramię, dodał: - Przypomnij mi, żeby ci podwoić
czynsz.
- Si, signore.
Młodego mężczyznę wyraznie rozbawiło, że Piętro mógłby się na nim zemścić.
- Czynsz? - spytała Ruth.
- Mam kilka małych lokali - wyznał powściągliwie.
Przypłynąwszy niewielki odcinek Kanału Grandę, krótka procesja z gondolą na przodzie skręciła.
Siedzący w łodzi turyści byli zaintrygowani. Mandolinista trącił struny, a potem zaczął śpiewać. Nie
była to serenada, tylko piosenka z list przebojów.
- Prosiłem go, żeby uważnie dobierał repertuar - szepnął Piętro.
Kiedy piosenka wybrzmiała, rozległy się okrzyki domagające się poprawniejszego wykonania.
Zpiewak spojrzał niepewnie na Pietra, a ten popatrzył na niego spode łba.
- Zabawiam turystów tylko w ograniczonym zakresie.
- Gdzie się zatrzymacie? - spytała Ruth.
- Poszukamy jakiegoś taniego hotelu - odparł błazen.
- Wszystkie hotele są pełne - zawołał Piętro. - Lepiej wracajcie.
- Może znajdzie się jakieś biuro podróży, które nam pomoże.
- Nie znajdzie się.
- Znam jedno... - zaczęła Ruth.
- Nie znasz - wtrącił Piętro.
- Znam, na placu Zwiętego Marka... Piętro uciszył ją pocałunkiem.
Cały czas dumała, jak go skłonić do kolejnego pocałunku, a tymczasem mimowolnie rozwiązała
problem. Wystarczyła mała prowokacja. Zapisała to sobie w pamięci.
Rozkosz bycia w jego ramionach, a także udręka związana z utratą samokontroli zablokowały
wszelkie my-
śli w jej głowie. Piętro z kolei pragnął ją całować, lecz nie przy świadkach. Chciał ulec emocjom,
budząc jej uczucia. Co prawda ona tego nie potrzebowała, bo była pełna namiętności i gotowa mu się
odwzajemnić, gdy zostaną sami. Dała mu to do zrozumienia. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Kiedy Piętro wypuścił ją z objęć, westchnęła.
- Pewnie mają teraz o czym mówić - stwierdziła.
- Już ich nie ma - odezwał się gondolier.
Aódz motorowa rzeczywiście skręciła w inny kanał. Mandolinista zaintonował kolejną pieśń.
- On śpiewa po wenecku? - spytała. - O czym śpiewa? Piętro zaczął tłumaczyć słowa piosenki.
- Całe piękno świata należy do mnie. Tajemnice, których nikt nie zna, pozostaną z nami na zawsze.
Ale czy ja mam na myśli Wenecję, czy naszą miłość?
- Piękna piosenka. - Położyła mu głowę na piersi.
- Słyszałaś ją kiedyś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]