[ Pobierz całość w formacie PDF ]

było irytujące. Jej słowotok powodował, że nic nie mówiłam, potrafiłam się wyłączyć.
 Jesteś tam? - Czasem zauważała, że jej nie słucham.
 Jestem - odpowiadałam, a ona, uspokojona, ciągnęła swój wywód o bliższych
i dalszych znajomych.
 Bogusz co studiuje?  Czasem też spytała o coś, co nas dotyczy.
 Informatykę.
 Bo wiesz, że syn naszych sąsiadów poszedł na medycynę?
 Lekarze też są światu potrzebni, mamo, nie tylko ogrodnicy i informatycy. - Moja
irytacja przybierała na sile.
 Z tobą nie można o niczym porozmawiać. - Widocznie wyczuła moją złośliwość.
Nasze rozmowy przeważnie mnie rozdrażniają. Po nich jestem podenerwowana
w specyficzny sposób, nic dziwnego, że Paweł zawsze wie, kiedy matka dzwoniła; nie
muszę mu nic mówić.
 Masz to wypisane na twarzy - stwierdza.
Jest wiosna, czwarta po naszej przeprowadzce. Trzy lata mazurskiego życia minęły nam
nie wiadomo kiedy. Mikołaj musiał zaliczyć dziewięciomiesięczną obowiązkową służbę
wojskową. Bogusz nie, studentów nie nękano wojskiem, chyba że sami chcieli. Mój ogród
nabrał charakteru. Gdy oglądam pierwsze fotografie naszego siedlis ka i porównuję je
z tym, co teraz, sama jestem pod wrażeniem. Wszystko niesamowicie wyrosło, zmieniło
się, nabrało uroku.
W życiu synów też wiele się działo. Mikołaj wraz z kilkoma przyjaciółmi założył firmę
projektującą i urządzającą ogrody. Zaimponował mi tym bardzo. Był taki samodzielny.
Bogusz rozpoczął studia na drugim kierunku. Dostał stypendium naukowe za dobre wyniki
w nauce. Poznał dziewczynę. W wolnym czasie dorabiał, udzielając korepetycji
z matematyki. W wakacje pracował. Mieszkał w akademiku i nie wyobrażał sobie innego
miejsca zamieszkania podczas studiów.
Zadzwonił telefon. To Mikołaj. Powiedział, że przyjedzie. Sam.
Upiekłam rogaliki z nadzieniem różanym. Zrobiłam obiad, gdy dotrze na miejsce, zje
coś ciepłego. Przygotowałam pokój, pościel pięknie pachnie wiosną, ogrodem.
Czekałam na syna i czytałam książkę o buddyzmie. Paweł otworzył bramę wjazdową.
Mikołaj miał swoje pierwsze auto. Współfinansowaliśmy jego zakup.
 Jest! - zawołał z podwórka Paweł.
Już przed domem witaliśmy się, ściskaliśmy, całowaliśmy. Boże, jaki nasz syn był
dorosły! Trzydniowy zarost dodawał mu męskości i uroku.  Czy to możliwe, żeby jeszcze
urósł? - patrzyłam na moją latorośl.
Siedzieliśmy do pózna, był weekend, nikt rano nie musiał wstać. Mężczyzni pili piwo,
ja likier wiśniowy. Rozmawialiśmy.
 Nie chcesz iść na studia - zapytałam syna  dogłębniej poznać ogrodnictwo?
 Nie - odpowiedział stanowczo.  Skończyłem kurs o storczykach. Błyskawiczny. -
Uśmiecha się. - Namówiły mnie koleżanki. Planuję zrobienie kilku innych kursów,
poważniejszych. Szybko, sprawnie. Stawiam na taki sposób podwyższania kwalifikacji.
 Dobry pomysł  stwierdziliśmy zgodnie z Pawłem.
Następnego dnia zaraz po śniadaniu odbyliśmy obchód po ogrodzie. Tym razem
potraktowałam syna jak kontrolera. Chciało mi się śmiać, kiedy Mikołaj tak sobie szedł,
schylał się co chwila, odwracał jakiś liść, skupiał na nim wzrok. Nie było poważniejszych
zastrzeżeń. Ucieszyło mnie to.
 Coś się stało? - spytałam.  Coś cię gnębi, widzę to.
 Rozstaliśmy się z Emilią.
 Oj - aż jęknęłam. Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Wiedziałam, że im się nie
układało. A skoro nie byli idealną parą, to może i dobrze, że się rozstali? Coś w środku
zabolało na myśl o tym, że mój synek przechodził trudne dni. Rozstania zawsze są bolesne.
 Nie układało nam się od jakiegoś czasu. Wciąż się kłóciliśmy  powiedział ciężko.
 Młodość to czas poszukiwań, dla ciebie też. Jesteś fajnym chłopakiem. Mądrym,
zaradnym i przystojnym. Gdzieś czeka na ciebie twoja partnerka na całe życie. W końcu się
odnajdziecie. Może spotkasz ją w jakimś ogrodzie? - Uśmiechnęłam się, biorąc go pod
rękę.
W niedzielę po obiedzie Mikołaj wrócił do siebie. W tamtym czasie wynajmował
w Bydgoszczy kawalerkę. Zawsze dawałam mu coś dla brata, więc i tym razem wziął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl