[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lan, Jessie zatrzymała się niepewnie. Silvio porwał ją na ręce.
- Nie nauczysz się pływać w płytkiej wodzie. - Zaczął się oddalać od brzegu.
- Muszę czuć dno, inaczej utonę. - Zacisnęła ręce wokół jego szyi i próbowała nie
myśleć o dotyku jego rąk, które trzymały ją pewnie, jakby nic nie ważyła.
- Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym ci utonąć? - zapytał szeptem.
Zadrżała z podniecenia i wtedy zamiast ją pocałować, Silvio zanurzył ją w wodzie,
przekręcił na brzuch i wydał polecenie:
- Ruszaj spokojnie nogami i rękami, jak żabka. - Zaśmiał się, podtrzymując ją cały
czas dłonią.
Jessie bardzo się starała nie myśleć o ciepłej ręce, która spoczywa na jej brzuchu, i
przez kolejne pół godziny sumiennie i z zapałem robiła wszystko, by nauczyć się pływać.
Kiedy zachęcona pochwałami poczuła się troszkę pewniej, poprosiła:
- Spróbujesz mnie puścić? Może dam radę sama.
- Kochana, od dziesięciu minut pływasz sama.
Jessie natychmiast wpadła w panikę, zamarła w bezruchu i poszła na dno jak ka-
mień. Napiła się trochę wody, zanim silne ręce Silvia uniosły ją nad powierzchnię.
Przywarła do niego całym ciałem.
- Nie puszczaj mnie już! Nie umiem pływać - wykrztusiła, oddychając ciężko.
- Umiesz, tylko brakuje ci wiary w siebie.
Jessie przestała się krztusić, ale nadal mocno trzymała się Silvia. Jego ciało na to
reagowało.
R
L
T
- Widzisz, nawet zimna woda nie pomaga - zażartował, jakby czytając w jej my-
ślach.
Jessie owinęła nogi wokół jego bioder i zaśmiała się radośnie, pełną piersią.
Pierwszy raz od wielu lat czuła się szczęśliwa i bezpieczna.
- Nie wierć się tak, bo nie ręczę za siebie.
- Czyżbyś nie mógł mi się oprzeć? - Jessie poczuła, jak krew zaczyna krążyć szyb-
ciej w jej żyłach i ogarnia ją euforia.
- Coś w tym stylu - mruknął niechętnie.
- Jeśli chcesz, możemy wrócić na plażę - zaproponowała, choć nie była pewna, czy
zdoła się od niego oderwać.
- Nie ma mowy, chciałaś finezji, to ją dostaniesz, choćby mnie to miało zabić.
- Nie martw się, uratuję cię. Zrobię ci sztuczne oddychanie, usta usta.
- To możesz zrobić już teraz. - Dłonie Silvia zsunęły się z jej talii i objęły pośladki.
Jessie poruszyła się niecierpliwie i przymykając oczy, szepnęła:
- Może przesadziłam z tą finezją.
- Bądz cierpliwa. - Silvio przesunął językiem po jej dolnej wardze.
Jessie rozchyliła usta i po chwili całowali się namiętnie. Czuła, że za chwilę spło-
nie. Poruszyła biodrami.
- Proszę, Silvio...
- Nie zrobię ci krzywdy.
- Za chwilę to ja ci zrobię krzywdę, jak nie przestaniesz gadać. - Ugryzła go deli-
katnie w szyję.
Silvio jęknął i zadrżał, a jego ręce natychmiast uwolniły Jessie od zbędnego ka-
wałka materiału. Chłód wody potęgował rozkosz. Silvio zatopił się w jej ciele powoli i
ostrożnie, rozkoszując się jej dotykiem. Jessie wykrzyknęła jego imię i poruszyła gwał-
townie biodrami, by poczuć go głębiej, ale Silvio kontrolował sytuację. Powolnymi,
zmysłowymi ruchami bioder doprowadzał ją do szaleństwa.
- Czujesz mnie? - szepnął jej do ucha. - Jesteś moja, tylko moja...
Chciała mu odpowiedzieć, zapewnić, że nigdy nie marzyła o żadnym innym męż-
czyznie, że w jej życiu liczył się zawsze tylko on, ale poczuła, jak Silvio zwalnia nieco
R
L
T
uścisk swych silnych dłoni. Zaczęła poruszać się szybciej i czuć go głębiej, jednak to on
kontrolował rytm. Otworzyła oczy.
- Silvio, już, proszę... - jęknęła zdyszanym głosem wprost do jego ucha, niepewna
ile jeszcze zdoła znieść, zanim jej ciało eksploduje.
Ciałem Jessie wstrząsnęły spazmy spełnienia i wtedy, krzycząc jej imię, Silvio też
osiągnął rozkosz. Stali kołysani falami, oddychając ciężko, wtuleni w siebie. Jessie
wdychała upojny zapach jego mokrej skóry.
- Jeśli mnie teraz puścisz, na pewno utonę.
Silvio nie odezwał się, tylko przytulił ją mocniej i wyszedł z wody. Ułożył ją deli-
katnie na kocu i przylgnął do niej całym ciałem.
- Silvio, muszę się ubrać - szepnęła zakłopotana swą nagością teraz, gdy nie skry-
wała jej woda.
- Nie ma mowy - mruknął. - Ubranie będzie ci potrzebne tylko na wyjścia z domu i
podejmowanie gości.
- Gości? - Jessie przypomniała sobie żenujące przyjęcie i poczuła się nieswojo. - Ja
chyba nie pasuję do twoich znajomych. Nie czuję się zbyt dobrze w ich towarzystwie.
- Dlatego, że zostawiłem cię samą. To się już nie powtórzy, obiecuję. - Uniósł się
na przedramieniu i zajrzał jej głęboko w oczy. - Wszystko się zmieni, nie musimy już
niczego udawać. Jesteśmy razem, naprawdę.
R
L
T
ROZDZIAA SMY
Kolejne dni przynosiły jedynie błogie uczucie szczęścia. Kiedy wyrywali się z
oazy przyjemności, jaką była sypialnia Silvia, jechali zwiedzać Sycylię. W spokojnym,
leniwym tempie, tak różnym od wielkomiejskiego zgiełku Londynu, oglądali winnice i
zagajniki migdałowców, spacerowali wąskimi uliczkami pośród wyblakłych od słońca
białych domów i starych kościołów. Po raz pierwszy Jessie zobaczyła świat inny od tego,
w jakim przyszło jej spędzać życie. Otaczały ją widoki, które znała jedynie z witryn biur
podróży mijanych po drodze do pracy, a u jej boku stał mężczyzna, który w tym świecie
czuł się swobodnie i gotów był służyć za cierpliwego przewodnika.
- Pięknie tu.
Jechali wzdłuż wybrzeża, wspinając się coraz wyżej drogą wijącą się niczym ser-
pentyna ku szczytowi klifu wiszącego nad szmaragdową zatoką. Silvio prowadził pewnie
i szybko, zmuszając maserati do niewyobrażalnych wręcz manewrów na wąskich,
ostrych zakrętach.
- Dokąd jedziemy? Na spotkanie ze śmiercią? Ten samochód jest jeszcze szybszy
niż ferrari. - Jessie trzymała się mocno krawędzi siedzenia, czując to samo rozkoszne
mrowienie w żołądku, które towarzyszyło jej pierwszemu lotowi helikopterem.
- Chcę ci coś pokazać.
Silvio od rana zachowywał się tajemniczo, a okulary przeciwsłoneczne zasłaniają-
ce jego oczy nie pomagały Jessie w odgadnięciu jego zamiarów. Samochód zatrzymał się
przy starym bielonym kościółku, wokół którego rozciągał się plac porośnięty dzikimi
ziołami.
- Dalej musimy iść pieszo. Kiedy powstawało to miasteczko, nie przewidziano
miejsca na samochody.
- Jak się wtedy odbywał transport?
- Na osiołkach. - Silvio wyskoczył ze śmiechem z samochodu.
Otworzył drzwi i podał jej rękę w dziwnie uroczysty sposób, jak gdyby dotarli do
wyjątkowego miejsca, którego czuł się gospodarzem. Jessie przeciągnęła się w słońcu,
wyobrażając sobie puste teraz miasteczko wypełnione ludzmi i zwierzętami.
R
L
T
- Większość mieszkańców wyjechała do większych miast. - Silvio prowadził ją
pewnym krokiem przez labirynt wąskich, kamiennych uliczek.
Stanęli przed niedużym domem z zamkniętymi okiennicami i fasadą pokrytą łusz-
czącą się farbą. Jessie wyczuła subtelną zmianę w nastroju Silvia, który nagle spoważ-
niał.
- Chciałeś mi pokazać ten dom?
- Tak, tutaj się urodziłem.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, tak wzruszył ją ten gest. Przywiózł ją w miejsce, o
którym nigdy nawet nie wspomniał przez długie lata ich znajomości. Chciała dać mu do
zrozumienia, jak bardzo docenia jego zaufanie, ale obawiała się, że palnie jakieś głup-
stwo.
- Nigdy nie opowiadałeś o swojej rodzinie. Od Johnny'ego wiem, że nie układało ci
się z ojcem... - Zamilkła zaniepokojona, że właśnie poruszyła jedyny temat, o którym nie
powinna była wspominać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]