[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kolegów.
Marcusowi kręciło się w głowie. Musiał oprzeć się o maskę
stojącego w pobliżu samochodu. Po raz pierwszy w życiu czuł się tak,
jakby za chwilę miał zemdleć.
- Dajcie tu nosze! Szybciej!
- Ciśnienie wciąż spada.
Nie widział, co oni robią, nie mógł podejść wystarczająco blisko.
- Nie pozwólcie jej umrzeć! - zawołał. - Do licha, nie pozwólcie
jej umrzeć!
Czyjaś ręka spoczęła na jego ramieniu, więc się odwrócił. Obok
niego stał pobladły Graham.
- To bezcelowe, prawda? - spytał.
- Nawet tak nie myśl. Ona z tego wyjdzie. Na pewno.
- Ależ oczywiście, zgadzam się z tobą. Chciałem tylko
powiedzieć, Marcus, że bezcelowe z twojej strony było unikanie
zaangażowania. Nie mogło ci się to udać. Kiedy kogoś tracisz, to
ous
l
a
d
an
sc
cierpisz nawet wówczas, gdy się nie przyznawałeś, że ci na tym kimś
zależy. Może wtedy cierpisz bardziej...
Pielęgniarze postawili nosze obok Casey. Kilku mężczyzn
chwyciło jej tułów, głowę i ramiona. Policzyli do trzech i ostrożnie ją
unieśli, by położyć na wznak. Potem przypięli jej ciało i unieruchomili
głowę. Oczy Casey były zamknięte, twarz szara. Mężczyzni podnieśli
nosze i ruszyli do karetki. Marcus ruszył w ślad za nimi.
- Policjanci już jadą, proszę pana - poinformował go jeden z
sanitariuszy, niski blondyn z walizeczką. - Pewnie będą chcieli z
panem porozmawiać.
- Niech pojadą do szpitala, bo właśnie tam będę. Blondyn
spojrzał na Marcusa.
- Może pan jechać za nami. Wpuściłbym pana do karetki, ale my
musimy tam siedzieć. Nikt więcej się nie zmieści.
Marcus ze zrozumieniem skinął głową.
- To pańska żona? - zapytał sanitariusz.
Pytanie blondyna tak go zaskoczyło, że nie odpowiedział.
Sanitariusz wzruszył ramionami.
- Cóż, to oczywiste. Wygląda pan, jakby to pana rzuciło przez ten
parking. Może ktoś powinien pana zawiezć...
Nosze z Casey właśnie wsunięto do karetki.
- Sam dojadę - odparł Marcus.
Sanitariusze i lekarz wsiedli do środka i zatrzaśnięto drzwi.
- Zrobimy co w naszej mocy - obiecał blondyn. Wepchnął
walizeczkę do schowka z boku pojazdu i wskoczył na siedzenie obok
ous
l
a
d
an
sc
kierowcy.
- Lepiej się postarajcie - mruknął Marcus, ale nikt go nie usłyszał.
Karetka właśnie odjeżdżała na sygnale.
- Ten człowiek miał rację - oświadczył Graham. -Podrzucę cię do
szpitala.
Marcus nie zamierzał protestować. Ze zwieszoną głową ruszył do
samochodu i wsiadł z prawej strony, pozwalając Grahamowi zająć
miejsce za kierownicą. Graham wyjechał na ulicę, wyprzedził trzy
pojazdy na pasie, na którym nie wolno było wyprzedzać, zajechał
drogę ciężarówce, a potem przejechał skrzyżowanie na czerwonym
świetle.
Podczas tych manewrów Marcus oprzytomniał i spojrzał ze
zdumieniem na starszego pana.
- Nie wiedziałem, że umiesz tak prowadzić.
- Jest wiele rzeczy, których nie wiesz, Marcus.
- Na przykład czego nie wiem?
- Nie wiesz nic o życiu, przyjacielu.
Marcus z westchnieniem usiłował wykrzesać z siebie trochę
cierpliwości.
- To nie najlepsza pora na wykłady, Grahamie.
- Pewnie teraz zapytasz, co znalazłem, przeszukując dom panien
Jones.
Marcus ścisnął grzbiet nosa kciukiem i palcem wskazującym.
- Teraz akurat nic mnie to obchodzi.
- To dobrze, ponieważ go nie przeszukałem.
ous
l
a
d
an
sc
- Nie zrobiłeś tego?
- Nie - odparł Graham, po czym wjechał na chodnik i wyprzedził
ciężarówkę z przyczepą.
- Dlaczego, do cholery?
- Uznałem, że nie należy tego robić. To byłby błąd. Zagranie
raczej... nieetyczne.
- Nieetyczne? Popraw mnie, jeśli się mylę: przecież pracowałeś
dla CIA?
Graham uśmiechnął się.
- Ile, twoim zdaniem, mam lat?
- Czy ja wiem... Pięćdziesiąt parę?
- Tyle miałem jeszcze przed śmiercią Caine'a.
Marcus przesunął spojrzeniem po twarzy Grahama. Ten człowiek
w ogóle się nie starzał.
- %7łyję na tym świecie o wiele dłużej niż ty, Marcus. I chciałbym
wierzyć, że nauczyłem się paru rzeczy. - Zręcznie ominął autobus i
znalazł się tuż za karetką.
- Tego, jak prowadzić auto?
- Tego, co w życiu ważne.
- I pewnie chcesz mi powiedzieć, co jest ważne.
- Owszem. Tamta dziewczyna w ambulansie. Jej siostra. I dzień
dzisiejszy. Nieważna jest przeszłość. To coś tak odległego, jakby nigdy
nie istniało.
- Moja istniała.
- Dobrze, ale musisz zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście aż tak
ous
l
a
d
an
sc
się liczy, żebyś pozwolił jej obrabować się z przyszłości.
- Mam przed sobą przyszłość. Jako Obrońca.
- To żadna przyszłość.
- Dla Caine'a była odpowiednia.
- I umarł jako samotny, nie spełniony człowiek. Miał tylko ciebie.
Jemu to wystarczało. Ale co by było, gdybyś się nie pojawił?
Marcus odwrócił głowę. Milczał.
- Miałby starzejącego się lokaja, pustą rezydencję i górę
pieniędzy. Czy tobie to wystarczy, Marcus? Musisz o tym
zadecydować już teraz, zanim będzie za pózno. Bo to, co wymieniłem,
okazało się niewystarczające dla Caine'a ani dla jego poprzednika. Obaj
żałowali pewnych decyzji. Mam nadzieję, że z tobą będzie inaczej.
Ambulans właśnie zajechał przed szpital. Graham zatrzymał
samochód tuż za nim. Marcus wysiadł i patrzył, gdy nosze z Casey
wtaczano przez automatycznie otwierające się drzwi.
- Pomyśl o tym, Marcus. - Graham sięgnął do klamki, zatrzasnął
drzwiczki i odjechał.
- Jakbym mógł robić cokolwiek innego - mruknął Marcus i
pośpiesznie ruszył do szpitala. Czuł suchość w gardle i miał spocone
dłonie.
- Marcus?
- Jestem tutaj, Casey.
Ujął jej dłonie. Casey otworzyła oczy, usiłując zrozumieć, co się
stało. Spała, ale obudziła się przerażona. Czuła ból, lecz nie wiedziała,
ous
l
a
d
an
sc
dlaczego.
- Gdzie jesteśmy? Co to... - Urwała, kiedy jej oczy w końcu
odnalazły Marcusa. Wyglądał na takiego... udręczonego. Miał bladą
twarz, podkrążone oczy.
- Nic ci nie będzie - zapewnił i uspokajająco ścisnął jej rękę. -
Masz sporo siniaków i oparzenia na plecach, ale...
- Samochód... - Poczuła skurcz w żołądku, bo przypomniała
sobie, co się stało. Eksplozja. Ból. Tamten mężczyzna.
- Podłożono w nim bombę - cicho wyjaśnił Marcus. - Ten typ
nastawił ją tak, aby wybuchła po otwarciu i zamknięciu drzwiczek
kierowcy. Prawdopodobnie liczył na to, że obie zginiecie.
W tym momencie błysnęło jej, że powinna sobie coś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl