[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i poczuciem straty, które ją wypełniało.
- Czy odzyskacie moje rzeczy? - spytała jednego
z policjantów, którzy szykowali się już do wyjścia.
- Przykro mi, proszę pani. Wątpię. - Patrzył na
nią ze współczuciem. - To byli zawodowcy.
Po odjezdzie policji zapadła cisza, jeszcze bardziej
potęgująca wrażenie pustki. Kendra wcześniej była
zbyt oszołomiona, ale teraz uświadomiła sobie w pełni,
co się stało.
- Cóż - powiedziała bardzo cicho, bezbarwnie.
- Aatwo przyszło, łatwo poszło, prawda?
Michael usiadł obok niej, obejmując jej ramiona
ciepłym, czułym gestem.
- Chodz - powiedział. - Pojedziemy do mnie na tę
noc.
Kendra zerwała się pod wpływem nagłej emocji,
zrzucając na podłogę leżącego na kolanach kota.
- Moje karty kredytowe! - zawołała, nerwowo
krążąc po pokoju i zasłaniając rękami twarz. - Moje
prawo jazdy, książeczka ubezpieczeniowa, książeczka
czekowa! Nigdy tego nie odzyskam! Całymi tygodniami
będę musiała za tym biegać...
- Nie martw się - próbował uspokoić ją Michael.
- Zajmę się odtworzeniem dokumentów.
- Wszystkie moje rzeczy! - Rozłożyła bezradnie ręce,
patrząc na ograbiony pokój. - Michael, wszystkie te
rzeczy, które kupiłam w górach, które wybrałam, które
tak cudownie pasowały do tego pokoju... Mój zegar!
Widziałeś, co zrobili z moim zegarem? To był antyk, już
go się nie da naprawić, już nie będzie taki jak dawniej.
- Kochanie, jesteś ubezpieczona. - Michael położył
dłoń na jej ramieniu. - To wszystko można odtworzyć.
Po prostu zaczniemy od nowa i już...
- Nie! - Wyrwała mu się, z wykrzywioną od
emocji twarzą. - Nie, tego nie da się odtworzyć!
- krzyczała nienaturalnie wysokim głosem. - To było
moje, a teraz już tego nie ma i nie da się odtworzyć!
Michael przejechał dłonią po włosach.
- Psiakrew - zaklął cicho. - To wszystko moja
wina. - Patrzył na nią ze współczuciem, żalem i złością
na samego siebie. - Powinienem był zainstalować
system alarmowy. Wiedziałem, że był potrzebny. Ale
pierwszą rzeczą, jaką zrobię rano, będzie wezwanie tu
kogoś do ochrony. A teraz chodz. Idziemy do domu.
- Nie! - krzyknęła i cofnęła się przed jego wyciąg
niętą ręką. Zatrzymał się zdumiony. - To nie twoja
sprawa! - krzyczała. - Nic tu nie jest twoją sprawą!
- Zrobiła okrągły ruch ręką, wskazując pokój.
Miała rozgorączkowaną twarz, po której spływały
łzy. Z roztargnieniem otarła je ręką.
- Ty już swoje zrobiłeś! Nie chciałam tych rzeczy.
Namówiłeś mnie na nie, spowodowałeś, że zaczęłam
o nie dbać, a teraz ich nie ma i już dość! Nie chcę
niczego zaczynać od nowa, nie chcę znowu tego
wszystkiego powtarzać. Po prostu chcę zostać sama.
To były ostre słowa i wiedziała, że go rani;
spostrzegła, jak jego twarz zmienia się, tężeje i pomyś
lała: Michael, powstrzymaj mnie, nie pozwól, żebym
to zrobiła. Ale nie powiedział nic, a ona nie umiała
się powstrzymać.
- Michael, czy ty tego nie rozumiesz? - krzyknęła.
Nie możesz ochronić mnie przed wszystkim. Nie
możesz mi wszystkiego ułatwić. Nie mogłeś mnie
przed tym uchronić i nikt na świecie nie jest w stanie
sprawić, żeby to było łatwe! Nie chcę, żebyś mnie
chronił! Chcę sama sobie radzić, a jeśli nie będzie mi
to wychodziło, to trudno, ale przynajmniej będę się
starała!
Miał bardzo spokojną twarz, a w jego oczach
zamiast zaprzeczenia, gniewu czy urazy odczytała
dziwny i niechętny wyraz jakby zrozumienia, które
raczej zraniło niż pocieszyło Kendrę. Nienawidziła
słów, które przed chwilą powiedziała, i nieopanowa-
nych, wzburzonych emocji, które ją do tego do
prowadziły. W gruncie rzeczy tak bardzo chciała,
żeby coś zrobił, powiedział coś, dzięki czemu wszystko
stałoby się łatwiejsze. Ale wiedziała, że ma rację, że
były rzeczy, z którymi musiała sama się uporać,
a jedną z nich była konieczność zaakceptowania
siebie właśnie takiej, jaką była.
- Jakie to dziwne - powiedział smutnym głosem.
- Jedną z cech, które w tobie najbardziej kochałem,
był twój niezależny duch i właśnie tego cię pozbawiłem.
Wydawało mi się, że ci pomagam, ale tak naprawdę
ułatwiałem sobie i uzależniałem cię od siebie. Przykro
mi, Kendro.
- Michael... Kocham cię, ale nie mogę jechać z tobą
do domu. Nie mogę pozwolić, żebyś to wszystko wziął
na siebie, żebyś się tym zajął i nie mogę... - Dlaszy ciąg
nie chciał przejść jej przez gardło. Skurczyła ramiona
i zdobyła się na ostatni, szalony wysiłek - ...wyjść za
ciebie. Chcę po prostu żyć jak przedtem.
Na jego twarzy ukazał się powoli wyraz zrozumienia
i słaby, smutny uśmiech.
- Zawsze chciałem dawać ci tylko to, czego prag
nęłaś - powiedział cicho. - I myślę, że jedyną rzeczą,
jakiej teraz potrzebujesz, jest wolność.
Jego słowa oszołomiły ją. Miała ochotę rozpłakać
się na głos, krzyczeć, że nie tego pragnęła. Nie
wolności bez niego, niczego nie chciała bez niego. Ale
zacisnęła pięści i wyszeptała drżącym głosem:
- Muszę radzić sobie sama.
Podszedł do niej i czuła, jak pod wpływem jego
spojrzenia wszystko, co było jej drogie i kochane,
rozpryskuje się na drobne kawałki. Po chwili pochylił
się i pocałował ją lekko w policzek.
- Wygląda na to, że właśnie wygrałem zakład
- powiedział cicho, po czym odwrócił się i poszedł
w kierunku drzwi. Z ręką na klamce jeszcze raz
spojrzał na nią wzrokiem, w którym było tyle
zrozumienia, smutku... i miłości. Bez trudu odczytał
jej myśli i szybko im zaprzeczył. - Nie, kochanie, nie
będę cię powstrzymywał. Ostatnio zbytnio wpływałem
na twoje życie. Tym razem ty musisz wybrać. Ale
pamiętaj o jednym - nikt nie może zabrać ci tego,
czego nie zgodzisz się oddać.
Wyszedł.
Dużo pózniej Kendra weszła do solarium - jedynego
pomieszczenia, którego złodzieje nie zniszczyli. Usiadła
na szezlongu. Maurice zaczął się do niej tulić, ale
odepchnęła go i podciągnęła kolana pod brodę. Kot
wskoczył na wiklinowy stolik obok niej i zrzucił przy
okazji jakiś przedmiot. To była jej pozytywka.
Barokowe figurki na wieczku zaczęły się obracać,
metalowy dzwięk walca rozległ się w przygnębiającej
ciszy. Kendra rozpłakała się i bardzo długo nie mogła
się uspokoić.
W następnym tygodniu większość czasu Kendra
spędzała na uciążliwych staraniach o odtworzenie
niezbędnych dokumentów. Formularze ubezpiecze
niowe, bank, sprawozdania policji, tysiące szczegółów
zajmowały jej każdą chwilę. Godzinami wydzwaniała
do różnych instytucji, żeby odzyskać prawo jazdy,
karty kredytowe itp. Kiedyś opuściłaby z rozpaczą
ręce i zdecydowanie zrezygnowała z załatwiania tego
samodzielnie. Gdyby Michael był przy niej, nic
musiałaby się tym zajmować; wszystko zostałoby
załatwione spokojnie i sprawnie. Ale teraz sprawiało
jej niemal masochistyczną przyjemność samodzielne
borykanie się z biurokratycznymi barierami. Odrywało
to jej myśli od innych, dużo boleśniejszych spraw.
Kiedy Patty wyraziła swoje przerażenie i współczucie
z powodu włamania, Kendra wzruszyła jedynie
ramionami i odparła:
- Wypełniamy nasze życie mnóstwem niepotrzeb
nych rupieci i tym samym zapraszamy złodziei. Niech
je sobie biorą. Tak jest lepiej. Aatwiej.
Ciągle pocieszała się tą myślą. Tak lepiej. Znów
była sama, nie musiała się o nic martwić. Mogła
zajmować się tylko pracą. Zawsze wiedziała, że błędem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl